Kicia Kocia była hitem wieczornym jeśli idzie o czytanie moim dzieciom do snu. Proste i edukacyjne przygody Kici zachwycały trzylatka tak, że teraz kiedy miał oddać książki młodszym dzieciom doszło do sentymentalnego buntu. Gdyby wiedział, że Anita Głowińska wydała kolejne części z ... Nunusiem - bratem Kici pewnie chciałby je przeczytać.
Kicia Kocia
Kicia Kocia doczekała się rodzeństwa. Nunuś dzięki swojej starszej siostrze poznaje świat. Miałem okazję przejrzeć książkę "Kicia Kocia i Nunuś w kuchni" gdzie kultowa bohaterka pokazuje świat swojemu młodszemu bratu.
Jak zwykle Anita Głowińska - autorka do zadania przystąpiła z właściwym sobie zaangażowaniem i pomysłem. Podobają mi się jej rysunki oraz treści dobrze dopasowane dla dzieci od 2 do 6 lat. Nie wiedziałem, że Kicia Kocia doczekała się także sporej serii kolorowanek, naklejanek oraz maskotki, które można kupić za pośrednictwem wydawnictwa Media Rodzina.
Zdecydowanie najlepsza książka edukacyjna dla dzieci ostatnich lat. Media Rodzina robicie to bardzo dobrze!
Chmielno to mała ale atrakcyjna miejscówka dla wszystkich, którzy chcą odpocząć. Poniżej sześć miejsc wartych zobaczenia w miejscowości wielokrotnie nagradzanej za najlepszą agroturystykę.
Na pierwszym miejscu jest kościół parafialny św. Piotra i Pawła pochodzący z 1845 roku, z umieszczoną w fundamencie datą. Jego wnętrze staraniem ks. Stanisława Gronowskiego ozdobił w 1956 roku malowidłami wzorów haftu kaszubskiego artysta malarz Wacław Szczeblewski. We wnętrzu godny obejrzenia jest barokowo ołtarz główny z 1700 roku, dwa XVIII- wieczne feretrony i ciekawa chrzcielnica.
Od kościoła idąc w dół w kierunku jeziora dojdziemy do Muzeum Ceramiki Neclów. W jednym pomieszczeniu umieszczono ekspozycję najciekawszych wyrobów rodziny zajmującej się garncarstwem od pokoleń. Na parterze znajduje się warsztat, w którym oprócz ciągłej pracy Neclowie organizują warsztaty dla turystów. Można więc samemu wykonać sobie kubek, popielniczkę czy miseczkę.
Kolekcja ponad stu ustnych harmonijek, ale nie tylko te instrumenty posiada Pan Kazimierz Gruenholz. Znajdują się tam rożne instrumenty, a także przedmioty gospodarskie. Szczególnie drogie sercu są te znajdujące się przed drewnianym budynkiem – sprzęty służące niegdyś do pracy na roli. Wysłużone, dziś – po zakonserwowaniu, spoczywają na honorowych miejscach na podwórzu. Kazimierz opowiada, jak za ich pomocą, razem ze swoimi przybranymi rodzicami, pracował w polu.
Skansen znajduje się na ul. Nad Stawem 30, 83-333 Chmielno, tel.: 692 055 026 (należy umówić się przed wizytą).
Niedaleko muzeum znajduje się chata konstrukcji szkieletowej, relikt dawnej zabudowy wsi. Obecny wygląd uzyskała w 1995 roku, kiedy odcięto od całości obiektu część grożącą zawaleniem, należącą jak dawniej do drugiego właściciela.
Pozostałość kasztelańskiego grodu z X- XIII wieku. Do dziś zachowały się jedynie zarysy wałów obwiednich. Położone na przesmyku pomiędzy Jeziorem Białym i Kłodnem, z prowadzącą tędy drogą na jeziorną plażę i dalej do ośrodków wypoczynkowych.
Na terenie grodziska stoi krzyż wykuty z żelaza z 1888 roku, ufundowany przez Feliksa Gilmeistra w 25 rocznicę Powstania Styczniowego.
opracowano na podstawie informacji turystycznej z chmielno.pl
Czym a może kim była Niewidzialna Ręka? Dlaczego w tych - jak to się dzisiaj mówi - złych czasach komuny powstał program, który jak żaden inny na świecie nauczył miliony młodych ludzi postaw prospołecznych? Wyjaśnia Maciej Wasilewski w "Niewidzialnej ręce".
Niewidzialna ręka. Maciej Wasilewski
Kilka słów wyjaśnienia. Formuła programu "Niewidzialna ręka" Macieja Zimińskiego zakładała wyrobienie w młodych ludziach postaw prospołecznych, kierując ich energię na pomaganie potrzebującym. Aby wciągnąć młodych ludzi do wykonywania zadań nieprzynoszących im żadnego zysku (altruizm nie jest postawą powszechną), stworzono atmosferę przypominającą zadania wywiadowcze.
W programie nie było widać twarzy prowadzącego, tylko jego sylwetkę, także sposób prowadzenia odbywał się w specyficzny, tajemniczy sposób (powitanie, pożegnanie – „Niewidzialna ręka to także ty”). Młodzież miała wykonywać zadania polegające na bezinteresownym pomaganiu innym, zwłaszcza osobom starszym i chorym, w ten sposób, aby nie dać się zobaczyć, na miejscu pozostawiając tylko znak odbitej dłoni. Satysfakcję miało sprawiać samo poczucie wykonania potrzebnej pracy. Z przebiegu zadań uczestnicy pisali raporty, które wybiórczo prezentowane były podczas programu.
I tak dowiedzieć się można było, że lekarce dziecięcej z czterdziestoletnim stażem pracy ktoś systematycznie czyścił chodnik i podwórko. Pewnej staruszce z Lęborka nieznani sprawcy odśnieżali regularnie posesję. Tosiek z centralnej Polski nadzorował działania Niewidzialnej Ręki porządkującej piwnice. Niewidzialna ręka pomogła kobiecie w ciąży dotrzeć do szpitala zanim nastąpiło rozwiązanie. Organizacja przyczyniła się nawet do tego, iż kilkanaścioro sierot znalazło własny dom.
Maciej Wasilewski nad książką pracował długo. Udało mu się przeprowadzić długie rozmowy z Maciejem Zimińskim, jego żoną, synami i osobami, które znał. Autor publikacji "Niewidzialna ręka" stał się częścią życia Zimińskiego - człowieka, dzięki któremu w Polsce dwa miliony dzieci wykonało ponad dziesięć milionów dobrych uczynków! To się w głowie nie mieści.
Kim był Maciej Zimiński? Czy jego działanie zostało docenione? Jak odnalazł się w dzisiejszym świecie, w którym łatwiej wyrzucać niż naprawiać? Czy uniknął standardowych posądzeń o współpracę z ówczesnym systemem? Jakie były jego relacje z synami (jeden z nich - Wojciech Zimiński jest gospodarzem "Szkła Kontaktowego")?
Maciej Wasilewski odpowiadając na te pytania pisze również o sobie i o nas. O swoim zwątpieniu, problemach, o podziale dzisiejszej Polski na A i B. O dobrych Polakach i jeszcze lepszych Demokratach Polskich. Dużo w nas gniewu, agresji, przekonania o własnej racji i braku refleksji. To jest dokładnie to, co powiedział mu Maciej Zimiński podczas jednej z rozmów: "Naucz się myśleć samodzielnie Maciejku. Wyłącz radio, oddaj komuś biednemu telewizor i czytaj książki. Inaczej wróżę ci wtórny debilizm.".
Żyjemy już we wtórnym debiliźmie czy jest jeszcze nadzieja? Zapraszam do lektury książki, w której są przykłady naprawdę fajnej Polski.
Wojciech Chmielarz to pisarz, który nie pisze pod publiczkę. Nie produkuje literatury w tempie ekspresowym, a wszystko co spod jego pióra wychodzi (bez głupich skojarzeń proszę) jest bardzo dobre. Tak jak "Rana".
Rana. Wojciech Chmielarz
Na warszawskim Mokotowie jest najlepsza szkoła prywatna w mieście. Niestety, na jej wizerunku pojawia się pierwsza rana - pod kołami pociągu ginie uczennica Marysia. Podobno była w ciąży ale czy to jest prawda? Matka próbująca utrzymać wielodzietną rodzinę może się tylko domyślać.
Ten zgon sprawia, że Elżbieta - polonistka, żona i kochanka prowadzi nieudolne śledztwo w tej sprawie. Finał jest tragiczny - ktoś w szale zabija ją w szkole nożyczkami. Zwłoki znajduje Gniewomir - uczeń społecznie nieprzystosowany, miłośnik kryminalistów, fascynat śmierci i autor rysunków pornograficznych z udziałem Elżbiety i swoim. Czy to on jest mordercą?
W tym zamieszaniu próbuje odnaleźć się Klementyna - nowa nauczycielka matematyki znajdująca się na życiowym zakręcie. Choć nie chce - musi dotrzeć do prawdy skrywanej głęboko w pozornie dobrze sytuowanych rodzinach i elitarnej szkole.
"Rana" Wojciecha Chmielarza to świetnie studium rodziny w XXI wieku. Okazuje się, że w prestiżowej szkole począwszy od dyrekcji na nauczycielce matematyki kończąc mają w domach piekło przerażające bardziej niż zbrodnie opisane w książce.
Każde morderstwo bowiem związane jest z patologią skutecznie wspieraną przez kolejne pokolenia. Matki pijące na umór, ojcowie zdradzający na potęgę i przyzwolenie na przemoc domową w każdej postaci - od fizycznej z pasem z grubej skóry i ciężką metalową sprzączką po tą psychiczną - zostawiającą traumę na całe życie kolejnych pokoleń.
Wojciech Chmielarz oddaje głos swoim bohaterom. Każdy z z rozdziałów słusznie nazywany jest albo lekcją albo przerwą zgodnie z tym, co akurat dzieje się w "Ranie". W ogóle widać, że autor odrobił lekcję dotyczącą stanu nauczycielskiego. Pisze, jak jest naprawdę - w szczególności jeśli idzie o wynagrodzenie - 2500 na rękę za 40 godzin pracy tygodniowo w szkole prywatnej to i tak dużo.
"Rana" jest bardzo dobra. Wojciech - pisz tak dalej.
Marcin Meller - niezrównany felietonista Polityki, Newsweeka po raz kolejny zebrał najlepsze felietony z lat 2016-2019 w tomie o zagadkowej nazwie "Nietoperz i suszone cytryny".
Nietoperz i suszone cytryny
W zbiorze tym dawka humoru w państwie, które humorem nie grzeszy jest naprawdę duża. Dostaje się oczywiście partii rządzącej nam od dłuższego czasu. Meller świetnie pokazuje sukcesy nasze dyplomacji, remisy z największymi wrogami i mozolną naukę jedzenia widelcem państwa, które gdyby nie Polska nie wiedziałoby, że z soku z winogron można robić świetne wina.
Meller pokazuje, jak w Polsce można nagle stać się ulubieńcem prawej, lewej albo dupy strony. Wystarczy jedno zdanie o zmęczeniu PO i już ten Meller jest za PiS. Napisze gość pozytywne słowa o PO - już internauci widzą go jedzącego ośmiorniczki i mule. O tempora! O mores!
Felietonista nie ma łatwego życia prywatnego. Piątki z reguły podporządkowane są pisaniu felietonów, które powstają w mękach i pocie czoła. Żona Marcina Mellera wspiera go dobrym, choć czasem ciętym słowem - jako rasowa feministka i sama również popełnia tę formę literacką publikując w "Tygodniku Powszechnym".
Tak w ogóle to ma ciekawą rodzinę Marcin Meller - bez niej felietonistą byłby marnym. Podobnie jak bez Gruzji, tysięcy kilometrów spędzonych w podróży i masie rozmów prowadzonych jeszcze w dobie przed internetem. Dziw bierze, ile w rzeczywistości można poznać ludzi, przeżyć zdarzeń i sytuacji.
Nie ze wszystkim trzeba się z Mellerem zgadzać. Nie trzeba na wszystko reagować. Znamienne jest, że chłop używa mózgu do myślenia. Mówi, jak jest - bez sympatii politycznych, rodzinnych. Tak było w przypadku jego świetnego tekstu o rządzeniu z gabinetów w czasie kadencji Jerzego Buzka. Takich tekstów już nie ma - podobnie jak dziennikarzy.
Trzymam kciuki za powstrzymanie się od palenia i próbę bycia dobrym wegetarianinem lub weganinem. A opisanego w jednym z felietonów prosiaczka też bym zjadł - nawet afiszując się swoim wege coś tam.
Narkotyki to zbiór esejów autorstwa Stanisława Ignacego Witkacego, wydany po raz pierwszy w 1932 roku. Poszczególne eseje dotyczą nikotyny, alkoholu, kokainy, peyotlu, morfiny i eteru — i takie tytuły noszą kolejne rozdziały.
W każdym z esejów Witkacy opisuje własne doświadczenia ze wskazanymi substancjami — opowiada zarówno przeżycia i wizje po zastosowaniu tychże używek, swoje pozytywne i negatywne wrażenia, jak i komentuje wpływ na społeczeństwo.
Narkotyki
Pomimo upływu lat od napisania esejów przyznać trzeba rację autorowi, iż nikotyna oprócz smrodu i pewnego rodzaju przyzwyczajenia nic nie daje. Kokaina jest dla Witkacegoi narkotykiem utrudniającym niż ułatwiającym życie. Morfina to początek końca przez wzgląd na jej silne działanie i uzależnianie. Eter zaś to ciekawy eksperyment, z którym pierwszy raz zetknął się Witkacy ... w dzieciństwie.
Zbiór zawiera również appendix, w którym Witkacy zabiera głos w sprawach higieny i zdrowia, a także udziela porad i podaje przepisy. Odwieczna wada Polaków - słaba higiena była znana autorowi "Narkotyków" z autopsji. Witkacy z humorem podchodzi do tych bogatych domów, w których matrony śmierdzą i pudrem ukrywają swoje niedoskonałości. To samo tyczy się czystości pomieszczeń, w których mieszkali ówcześni.
Gdyby dzisiaj Witkacy zobaczył sportowe poruszenie dostałby zawału. Nie był on miłośnikiem kultury fizycznej acz w esejach zauważa pozytywny wpływ gimnastyki na ciała wątłe i nieużywane.
Przez wielu eseje Witkacego miały być pochwałą środków odurzających. Jestem przekonany, iż jest zupełnie inaczej.