niedziela, 7 lipca 2019

Koszmary zasną ostanie. Robert Małecki

"Koszmary zasną ostatnie" to trzeci tom toruńskiej trylogii Roberta Małeckiego. Trylogii, która trzyma w napięciu jak 320 volt.


Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy dziennikarz Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję  nauczyciela Jana Stemperskiego. Czy popełnił samobójstwo? Miał wrogów?

W międzyczasie okazuje się, że zniknięcia nauczyciela łączy się z brutalnym gwałtem. Sprawa komplikuje się a Bener otrzymuje zdjęcie, które znów wywraca jego życie do góry nogami. Czy jego zaginiona żona Agata żyje? Jaki ma związek ze zniknięciem nauczyciela? Czy nawet najbliżsi współpracownicy Benera próbują przed nim coś ukryć?

"Koszmary zasną ostatnie" pokazują czytelnikowi poprzednich części ostatnie kawałki układanki. Układ rządzący Toruniem, sprawa zaginięcia żony Benera i parę innych spraw zostaje wyjaśnionych tak, że opada szczęka.

Robert Małecki udowadnia, że klasyczny kryminał to dla niego za mało. W połączeniu z thrillerem psychologicznym, w którym jawa miesza się ze snem a napięcie sięga zenitu "Koszmary zasną ostanie" to mocna dawka świetnej literatury.

Lubią trylogię toruńską Roberta Małeckiego ponieważ z tymi książkami można zwiedzać miasto Mikołaja Kopernika. Od Rubinkowa, poprzez Stare Miasto, Manekiny i kilkadziesiąt innych charakterystycznych miejsc dostajemy opowieść, z którą da się zwiedzać Toruń. To kolejny atut pisarstwa autora tej książki.

Jeśli będziecie nad morzem i gdzieś na stoisku znajdziecie książki podpisane Robert Małecki kupujcie i czytajcie. Lato nie będzie nudne - zapewniam.





sobota, 6 lipca 2019

Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan?

Dlaczego zginęła Iwona Cygan?

Monika Góra udowadnia, że w świecie, w którym brakuje facetów z jajami są ludzie niebojący się szukać prawdy. Tak jest w jej książce "Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan?"



Mimo, że od zbrodni minęło ponad dwadzieścia lat nadal nie wiadomo, co stało się z Iwoną Cygan. Z grubsza biorąc dziewczynę znaleziono martwą nad brzegiem Wisły. Kto zabił? Dlaczego?


Dziennikarka Monika Góra postanawia w swojej książce jeszcze raz powrócić do tego tematu. Zadaje sobie pytanie jak to możliwe, że po ponad dwudziestu latach policja wciąż nie potrafi wskazać sprawców morderstwa.

Monika Góra w swoim dziennikarskim śledztwie próbuje odtworzyć ostatnie chwile zamordowanej poprzez rozmowy z jej najbliższymi oraz znajomymi. Badając poszlaki rozprawia się z mitami, które w ciągu tych lat narosły wokół tej historii, a także odkrywa fakty, której do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Ujawnia ogrom zła, jakiego dokonał układ z Szczucina gdzie znali i wspierali się wszyscy.

Monika Góra pisze o handlu ludźmi, sutenerstwie, powiązaniach z mafią czy politykami. Autorka zauważa szereg błędów, kłamstw i mataczeń, których autorem byli najważniejsi mieszkańcy Szczucina. Zamordowani zostali świadkowie (?) zbrodni. Jeden utonął, chociaż pływakiem był świetnym. Inni sami targali się na swoje życie. Samobójstwa?

Czytelnika bierze wkurw na taką polską rzeczywistość, w której pieniądz rządzi służbami mającymi zapewnić nam bezpieczeństwo i spokój. Z drugiej strony to dziennikarskie śledztwo nie dziwi - takiego Szczucina łatwo znaleźć w każdym polskim powiecie.

Jesteśmy do tego przyzwyczajeni - wójt zna się z komendantem policji, którego córka potrzebuje pracy. Wójt nie odmówi i jeszcze zatrudni żonę komendanta, która nie może pracować byle gdzie. Radni gminy, miasta czy powiatu za stanowiska dla siebie czy rodziny gotowi są głosować za każdą głupotą włącznie z wybetonowaniem i postawieniem bloków wszędzie. W Polsce prawo stanowią deweloperzy i ich pieniądze. Morderstwo? To już nie powinno nikogo dziwić.

Smutne jest, że rodzina zmarłej do dzisiaj jest szykanowana i zastraszana. Chcąc uzyskać sprawiedliwość przechodzą przez piekło, w jakie trudno sobie wyobrazić. Jak inaczej można nazwać postawę prokuratora, który śledztwo olewał a rodzinę Iwony Cygan traktował jak wrogów.

Układ układem pogania. "Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan?" to książka, która pokazuje rzeczy straszniejsze niż "Tylko nie mów nikomu". Na dodatek nadal nie wiadomo, czy winni zbrodni będą ukarani. Trzymam za słowo Monikę Górę i jej dalsze działania.




czwartek, 27 czerwca 2019

Najgorsze dopiero nadejdzie. Robert Małecki

Roberta Małeckiego nie czytałem wcale. Przypadkowa i przymusowa (nie było nic innego pod ręką) lektura sprawiła, że stałem się fanem pisarstwa tego człowieka. 


"Najgorsze dopiero nadejdzie" to opowieść, w której nie ma co spodziewać się happy endu. Zaczyna się od spalonego domu, w którym znajdują się zwłoki najlepszego przyjaciela Marka Bernera - głównego bohatera opowieści.
Najgorsze dopiero nadejdzie

Berner jako dziennikarz na wylocie z poczytnego regionalnego periodyku podejmuje wyzwanie - chce dowiedzieć się, dlaczego ktoś spalił jego znajomego. Nie wie jednak, że to początek kryminalnej gry, w którą zostaje uwikłany. Były przyjaciel wyrządził bowiem krzywdę siostrze Bernera a jego żona jest bardzo tajemnicza. W dodatku znika i nie do końca wiadomo, gdzie jest. W tle widzimy przygotowania do wyborów samorządowych, które każdy chce wygrać. Za wszelką cenę. Ale najgorsze dopiero nadchodzi.

Robert Małecki umie pisać opowieści z dreszczykiem. Pozornie nieciekawa książka zaczynająca się od wręczenia wypowiedzenia głównemu bohaterowi pędzi z prędkością pocisku kaliber 44. "Najgorsze dopiero nadejdzie" to zbiór tego, czego w literaturze szukamy. Jest świetna akcja, nietuzinkowi bohaterowie i Polska (a konkretnie Toruń), którą można zwiedzać śladami powieści.

Robert Małecki umie bawić się z czytelnikiem. Tajemnicze zniknięcia (i odnalezienia), siatki powiązań czy nagłe zwroty akcji to tylko niektóre z elementów fenomenalnej opowieści. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zagadki rozwiązuje niesztampowy dziennikarz bez większych nałogów ale za to masakrycznie skuteczny.

Czasem pióro tnie ostrzej niż miecz. Przekonajcie się w "Najgorsze dopiero nadejdzie".


wtorek, 25 czerwca 2019

Doktor Dolittle i jego zwierzęta

Książka Hugh Loftinga "Doktor Dolittle i jego zwierzęta" prezentuje czytelnikom wszystkich pokoleń, że kasa jest ważna ale nie najważniejsza.



Doktor John Dolittle to postać niezwykła. Bardzo lubił zwierzęta i posiadał ich sporą gromadkę. Poza złotą rybką, mieszkającą w stawie z tyłu ogrodu, trzymał króliki w spiżarni, białe myszki w fortepianie, wiewiórkę w bieliźniarce i jeża w piwnicy. Poza tym posiadał jeszcze: kurczaki, gołębie, dwie owieczki i wiele innych stworzeń.
Doktor Dolittle i jego zwierzęta

Pomimo, że doktor był lekarzem od ludzi to jego przyjaźń ze zwierzętami sprawiła, iż pacjenci poszukali innego specjalisty. Nawet siostra doktora starająca się wiązać koniec z końcem też nie wytrzymała. Doktor Dolittle został więc specem w kontakcie ze zwierzętami. Kontakcie "słownym". Umiał się więc porozumiewać z psem, kotem, lwem czy słoniem jak z ludźmi. Do jego ulubieńców należeli: kaczka Dab-Dab, pies Jip, świnka Geb-Geb, papuga Polinezja i sowa imieniem Tu-Tu.


Pewnego dnia doktor otrzymał wiadomość z Afryki, w której tajemnicza choroba zagrażała plemieniu małp. Natychmiast więc wraz ze swymi zwierzęcymi przyjaciółmi doktor wyruszył na pomoc przeżywając wiele niesamowitych przygód.

Opowieść, w której wszyscy znamy motyw porozumiewającego się ze zwierzętami doktora pokazuje jak trudno marzycielom, idealistom żyć w świecie, w którym rzeczywistość jest prosta i nieubłagalna. Trzeba płacić rachunki, kupować jedzenie i po prostu mieć pieniądze. Kiedy ich nie masz - będziesz prawie jak doktor Dolittle.

Autor porusza motym mocy pieniądza nie raz na kartach świetnej opowieści, w której i tak na plan pierwszy wybijają się niezwykłe zdolności doktora i przygody, które dzięki nim przeżywa. Któż z nas - małych czy dużych nie chciałby dowiedzieć się, co myśli sęp czy widzi morświn w morskich głębinach?

Doktor Doittle to taki współczesny wieczny optymista. Nawet gdy brakuje wszystkiego - z pieniędzmi na czele potrafi podtrzymywać na duchu wszystkich towarzyszy niedoli. A jak widać w opowieści - żadnemu zwierzakowi nie żałował gościny. Nawet bardzo groźny krokodyl znalazł miejsce w jego domu.

Żeby pisać dobre książki dla dzieci trzeba mieć dużą odwagę i samozaparcie. Tego bezsprzecznie nie brakowało Hugh Liftingowi.

Klasyka, przy której nikt nie będzie się nudził.

środa, 19 czerwca 2019

Listy zza grobu. Remigiusz Mróz

Świat się kończy. Okazuje się, że Remigiusz Mróz - pisarz, który dla mnie nie istniał potrafi stworzyć coś ciekawego. Taka bez wątpienia jest książka "Listy zza grobu", którą zadedykował Katarzynie Bondzie.


Dwadzieścia lat po śmierci ojca Kaja Burzyńska wciąż otrzymuje od niego wiadomości. Zadbał o to, przygotowując je zawczasu i zlecając coroczną wysyłkę tego samego, pozornie przypadkowego dnia. Po czasie Kaja traktuje to już jedynie jako zwyczajną tradycję – aż do momentu, gdy w listach zaczyna dostrzegać drugie dno.
Listy zza grobu


Dzieje się to w momencie, kiedy jej przyjaciel - Seweryn Zaorski postanawia wrócić do ich małego miasteczka i kupuje dom, w którym Kaja spędziła dzieciństwo. Tajemnicze dyskietki uruchamiają łańcuch wydarzeń, których nie powstydziłby się Stephen King.

Remigiusz Mróz w "Listach zza grobu" pokazuje czytelnikowi wszystko to, co dobry thriller mieć powinien. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony nie dając możliwości wcześniejszego rozwiązania zagadki. Idziemy wraz z Remigiuszem do kulminacyjnego punktu całej opowieści. A tam - bum! bach!

W "Listach zza grobu" parokrotnie spodziewałem się najgorszego. Śmierci głównych bohaterów, utraty tropu czy innych mniej przyjemnych wydarzeń. Czytelnicza zabawa, w jaką złapał mnie Remigiusz Mróz jest z najwyższej półki.

Gdyby nie abonament w empikgo pewnie nigdy nie sięgnąłbym po tę książkę. To z kolei po jej lekturze uważam za dość poważny błąd. Remigiusz Mróz dorósł jako pisarz i mistrz lokowania produktu. Historia ze stroną internetową opisana tak, by nie napisać "home.pl" to majstersztyk.

Remek - robisz to dobrze. Kontynuuj!


piątek, 14 czerwca 2019

Ostra jazda. Ryszard Ćwirlej

Król kryminału policyjnego, ojciec Teofila Olkiewicza i spoko gość z Facebooka w "Ostrej jeździe" prezentuje czytelnikom losy naszych ulubionych bohaterów w 2015 roku.

Zaczyna się więc od tajemniczego morderstwa podoficera. Prowadzone przez Żandarmerię śledztwo prowadzone jest nieudolnie - ktoś nie chce, by wykryto motywy i sprawców. Sprawę przejmuje więc policja w osobie Anety Nowak współpracującej z Mariuszem Blaszkowskim i Marcinkowskim - bohaterami znanymi z poprzednich opowieści Ryszarda Ćwirleja.
Ostra jazda
Ostra
Kilka tygodni po tajemniczej, wojskowej śmierci grzybiarz znajduje zwłoki młodej kobiety z raną postrzałową głowy. Czy te morderstwa się łączą? Na dodatek ktoś próbuje skłócić kolegów z dawnej milicji twierdząc, że Marcinkowski donosił na wszystkich do SB. Publikowane w mediach donosy i kolejne informacje sieją zamęt wśród policjantów. Do akcji wkraczają więc Mirosław Brodziak (obecnie dyrektor banku), Rychu Grubiński (właściciel tegoż) i w małym stopniu Teofil Olkiewicz (prowadzący sympatyczny lokal "Świat wódek").

Ryszard Ćwirlej nawet w czasach nam współczesnych umie utrzymać wysoki poziom swoich kryminalnych opowieści. Bohaterowie niższego szczebla nadal mówią poznańską gwarą. Autor pięknie analizuje stan naszej krajowej polityki tworząc obraz inny niż przekaz znany nam z telewizji publicznej.

Bohaterowie kryminałów milicyjnych Ćwirleja - Brodziak, Grubiński i ... Olkiewicz odnajdują się w wolnej Polsce, w kapitalizmie robiąc legalny biznes i spore pieniądze. Niezłomny zaś Teofil Olkiewicz został właścicielem baru "Świat wódek", gdzie uczy się oglądać gołe baby i kotki na komputerze i miesza wódkę z wodą. Tak mu zalecił lekarz i to chyba sprawia, że porucznik nie jest już królem humoru sytuacyjnego czy słownego.

W "Ostrej jeździe" zgodnie z tym, co sądzi większość Polaków byli funkcjonariusze SB mają do powiedzenia więcej niż inni. Ciągłe intrygi, prowokacje w literaturze podobają się bardzo bo tylko dodają kolorytu opowieści, w której do końca nie wiemy, kto zabił.

Jazda zdecydowanie ostra. Ryszardzie Ćwirleju - rób tak nadal.



czwartek, 13 czerwca 2019

Artysta. Sławomir Mrożek

A czy Ty - Drogi Czytelniku - masz jakieś większe ambicje? Kariera na TikToku, Youtubie czy innym Instagramie? Sławomir Mrożek pisząc "Artystę" musiał przewidzieć, co to z nami stanie się w XXI wieku.



Artysta” to bardzo krótkie opowiadanie Mrożka poruszające temat ambicji w naszym życiu. Występują w nim cztery postacie, z których dwie to zwierzęta, pod postaciami których kryją się ludzkie charaktery.

Tak powinno się pisać grube książki jak Mrożek parostronne opowiadania. Z ogłoszenia prasowego Kogut dowiaduje się o tym, że do Cyrku poszukiwane są zwierzęta. Zachęcony marzeniami o dalekich podróżach, sławie i pieniądzach, ptak zgłosił się na spotkanie z Dyrektorem Cyrku. Podczas przesłuchania towarzyszył mu Lis oraz narrator, występujący w pierwszej osobie liczby pojedynczej.

Podczas spotkania ku zdziwieniu Dyrektora Kogut przedstawił się jako Lew. Niewzruszony Dyrektor Cyrku poprosił więc ptaka by zaprezentował swoje umiejętności i zaryczał, co Kogut wykonał tak jak umiał. Przesłuchujący pochwalił kandydata, jednak odesłał go z kwitkiem oznajmiając, że są lepsze lwy od niego, ale chętnie znajdzie się etat koguta.

Urażony Kogut obraził się twierdząc, że dla przyjemności Dyrektora nie będzie udawał zwykłego ptaka, skoro stać go na więcej. Zapytany przez narratora o to, dlaczego postanowił udawać Lwa, Kogut milczał, a Lis odpowiedział przebiegłym pytaniem retorycznym – „Czy widziałeś kiedyś artystę bez ambicji?”

Okazuje się, że ambicji dzisiaj nie brakuje nikomu. Politycy znają się na wszystkim - od gospodarki, poprzez wojsko, seks, religię i filozofię "Gwiezdnych Wojen". Ambicja wielu sprawia, że muszą być kimś a nie mogą być sobą.

Bycie sobą - co pięknie pokazuje opowiadanie Mrożka - jest passe. Po co być ciekawym kogutem jak można poudawać. Można poudawać znanych artystów, youtuberów i tak dalej. Chociaż przekonany jestem, że współcześne gwiazdy TikToka to tylko kalki tego, co kiedyś rozumieliśmy jako człowieka sukcesu.

Piękne opowiadanie, z którego jednak nikt jeszcze się nic nie nauczył. Świat idzie w stronę kogutów udających lwy. Szkoda.