niedziela, 13 stycznia 2019

Tatuażysta z Auschwitz. Morris Heather

Tatuażysta z Auschwitz

"Tatuażysta z Auschwitz" to opowieść Lale  Sokołowa, którą usłyszała i spisała Morris Heather. Opowiada o losach człowieka, który tatuował nowo przybyłych do obozu znacząc ich i tworząc nową tożsamość opartą tylko na liczbach.


O Auschwitz powstało już setki książek. Mieliśmy wspomnienia ocalałych z obozu zagłady dzielących się wydarzeniami, które bardziej przypominają Apokalipsę niż działania człowieka. W wielu opowieściach brak było jakichkolwiek uczuć. Zofia Nałkowska zwracała uwagę na fakt, że wielokrotnie pomiędzy ofiarami obozów a katami była tylko cienka granica. Czy nieudzielenie pomocy współwięźniowi to kierowanie się w stronę bycia katem?

Wspomnienia Lalego wyróżnia miłość i chęć niesienia pomocy. W kolejce do tatuażysty stanęła pewnego dnia młoda, przerażona dziewczyna – Gita – a młody Lale zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. To właśnie w obozie po raz pierwszy rozmawiali, flirtowali, wymienili pocałunki. Ich uczucie przetrwało nazistowskie piekło, pobrali się i spędzili razem resztę życia.

To jednak także w obozie - wierząc opowieści Lalego - okazał się on prawdziwym człowiekiem, któremu zależało na innych. Dzięki swojej pozycji mógł nie tylko pielęgnować jedyną i prawdziwą miłość w życiu ale również pomagać tym, którzy przeżywali klęskę głodu czy choroby.

Lale Sokołow trafił do obozu w Auschwitz w 1942 roku. Miał wówczas dwadzieścia sześć lat, znał kilka języków, co ułatwiało niesienie pomocy. Odważny w stosunku do oprawców i niezwykle pomysłowy na zawsze wpisał się w obraz tych "pozytywnych" postaci z Auschwitz.

Lale Sokołow zdecydował się opowiedzieć swoją historię dopiero po śmierci Gity. Dobrze, że nie zabrał jej ze sobą do grobu. Mówienie o piekle wojny jest potrzebne nadal - a może szczególnie - w XXI wieku gdy zapominamy o tym do czego zdolny jest człowiek z chorymi pomysłami.


To o nas. Piotr C.

To o nas. Piotr C.

Autor "Pokolenia Ikea" dokładnie przed 1 listopada ubiegłego roku uszczęśliwił fanów nową książką. "To o nas" to opowieść, która dla wielu jest odzwierciedleniem ich własnego życia w erze Facebooka, Tindera i Instagrama.

Główni bohaterowie to współcześni 30-latkowie, którzy w mitycznej Warszawie pracują w korporacjach prawniczych, mają swoje małe mieszkanka na kredyt lub w prezencie od rodziców i cały czas szukają. Czego?

Zdrowe jedzenie miesza się z alkoholem w dużych i częstych ilościach. Krzysztof - postać główna powieści mówi - Ile to dużo? Tyle ile właśnie wypiłem. Drina goni kolejny drin i kac i coś na ból głowy i życia. Obowiązkowo musi być Żabka, piwo lub wino i chipsy. Bo chipsy - jak sądzi jedna z bohaterek "To o nas" - do życia pasują idealnie.

Znane marki mieszają się z szarym życiem, w którym miłość równa się zarwanie laski na tinderze. Jak pisze jeden z bohaterów: Tinder, Tinder, Tinder, Ruchanie.

Seks dla bohaterów "To o nas" akt higieny.  Mężczyźni to - według kobiet - jednorazówki dobre do ruchania przed okresem. Kobiety to - według mężczyzn 0 blachary, które muszą zawsze za początku zrobić loda - jak na Pornhubie czy innym Redtubie. Muszą jęczeć i cieszyć się, że znalazł się jeden z drugim buchaj mogący zrobić jej dobrze. A co ona w tym czasie? Myśli o wymalowaniu sufitu, zrobieniu prania czy zakończeniu obijania ud przez nażartego bromu kolesia z tindera.

Bohaterowie żyją obok siebie szukając prawdopodobnie miłości. Pojedyncze myśli o tym, że bliskość to nie tylko seks są rzeczywiście pojedyncze. Ważniejsze jest utrzymanie pracy i jej atmosfery, która sprowadza się do kawy z mlekiem sojowym czy innego ekologicznego latte.

Czy ta książka jest rzeczywiście o nas? Pokoleniu trzydziestolatków z kredytami, bez rodzin i pomysłów na przyszłość? Czy jesteśmy tacy puści, że kierujemy się bardziej tym, że w gazecie napisali, iż każda kobieta musi mieć rozmiar 36 a facet członka do kolan? Że warto jeść owsiankę i codziennie biegać bez celu ale dla zgubienia cellulitu?

Piotr C. serwuje czytelnikowi zimny prysznic i pozwala na zobaczenie jak wielu z nas stoi w swojej strefie komfortu. Z korporacją, Biedronką, piwkiem i weekendowym melanżem w zanadrzu. A emocje? A uczucia? A świat widziany nie tylko z perspektywy Facebooka czy Instagrama?

Zapraszam do lektury i mocnej konfrontacji ze światem, który nie jest w moim klimacie. Pozdrawiam jednak wszystkich, którzy jutro w korpo będą znów mierzyć się ze światem w wielkiej samotności i z perspektywy wirtualnej rzeczywistości. Nie warto :)











Król. Szczepan Twardoch

Król. Szczepan Twardoch
Czy "Król" Szczepana Twardocha to opowieść mająca wiele wspólnego z historią Polski? A może tylko pomysł autora, który umie tworzyć losy bohaterów wciągane przez czytelnika jak dobra kokaina? 


Dla mnie "Król" jest powieścią, w której Szczepan Twardoch pokazuje, na czym zawód pisarza polega. Nie musi bowiem autor trzymać się historii dokładnie, bo inaczej "Król" byłby nudną opowieścią bez zaskakującego finału. A tak jest bardzo gorąco!

Żydowski bokser Jakub Szapiro wraz z żydowską mafią "terroryzują" Warszawę biorąc z życia i warszawskich ulic ile się da. Wraz ze swoim szefem - Kapicą - ściągają haracze, handlują narkotykami i rozbijają się kolejnymi samochodami wartymi więcej niż zarabiają ówcześni politycy, artyści i biznesmeni razem wzięci. Po udanej robocie odwiedzają popularny dom publiczny u Ryfki Kij prowadząc jednocześnie poważne rozmowy o antysemityzmie, polskiej polityce i historii. W domach zaś starają się być poprawnymi mężami i ojcami, którzy nie wyróżniają się niczym szczególnym.

Opowiada nam te historie Mosze Inbar - narrator - z perspektywy starszego już człowieka mieszkającego w Tel Awiwie. To jego ojca Jakub Szapiro zabił za długi i to jego właśnie wziął na wychowanie do swojego świata. Relacja wydaje się więc bardzo prawdziwa choć narrator co rusz miota się i zatrzymuje mierząc się z myślami dotyczącymi prawdziwości całej opowieści.

Szczepan Twardoch pokazuje lata 30 XX wieku w stylu, który wielu historyków uważa za przekoloryzowany czy mówiąc wprost - kłamliwy. A przecież - tak jak pisałem na początku - nie o prawdę w "Królu" chodzi a o dobrą opowieść o Warszawie. Mówiącą wieloma językami, spotykającą się na różnych płaszczyznach i będącą miastem dla każdego stolica robi na czytelniku piorunujące wrażenie.

Mówią prawdziwi patrioci, że Twardoch przypodobał się środowiskom, które - podobnie do narodowców - mają jeden, słuszny pomysł na historię czyli Polacy to ci źli, bo prześladowali i mordowali Żydów. Jaka jest naprawdę?

Twardoch świetnie kreuje atmosferę, w której relacje polsko-żydowskie napięte są niczym struna. Strona polska jest w "Królu" zła i krzywdząca - żydowska zaś - pomimo uprawianej gangsterki - wydaje się być pokrzywdzona z racji swoich korzeni. Jestem przekonany, że Szczepan Twardoch tworząc taką opowieść namawia czytelnika do poszukiwań i wzbudza chęć poznania prawdy o tamtych czasach. Dyskusja zaś nie mus sprowadzać się do tego, po której stronie jest autor "Króla" i czy za takie pisanie dostanie kolejną nagrodę.

Książka dobra jak wspomniana przeze mnie na początku kokaina. Tej zresztą używają bohaterowie więcej niż u Jakuba Żulczyka w "Ślepnąc od świateł". Jestem przekonany, że to dobry materiał na ekranizację wraz z "Królestwem" - kontynuacją omawianej powyżej książki.





czwartek, 10 stycznia 2019

Joga dla całej rodziny

Joga dla całej rodziny
Joanna Jakubik - Hajdukiewicz - wykwalifikowana instruktorka jogi napisała książkę skierowaną zarówno do rodziców i nauczycieli jogi. 

Dlaczego? W proponowanych przez autorkę scenariuszach każdy - i instruktor i rodzic znajdzie pomysł na wykorzystanie asan w zabawie i ku rozwojowi najmłodszych i tych starszych członków rodzin.

"Joga dla całej rodziny" to scenariusze zajęć z wykorzystaniem znanych z jogi pozycji. Ćwiczenia i zabawy ruchowe pochodzące z jogi mają wiele pozytywnych aspektów.

Przede wszystkim integrują ćwiczących, umacniają więzi i uczą współdziałania, a także rozwijają komunikatywność, empatię i zdyscyplinowanie u adeptów tej sztuki. Ponadto joga rozwija świadomości swojego ciała już od wczesnego dzieciństwa.

W publikacji autorka zawarła 10 autorskich scenariuszy. Autorka prezentuje założenia jogi oraz poszczególnych asan od podstaw. Wykorzystuje do tego ciekawe opowieści dotyczące najpopularniejszych asan takich jak wielbłąd, pies czy kruk.

"Joga dla całej rodziny" to książka pokazująca, że czas spędzany wspólnie nie musi polegać na siedzeniu przed telewizorem, chodzeniu po galeriach czy graniu w gry.

Ciekawie. Zapraszam do lektury.

niedziela, 6 stycznia 2019

Boskie zwierzęta. Szymon Hołownia

Boskie Zwierzęta. Szymon Hołownia

Jest niedziela. Co tam jedliście na obiad? Rosołek z kurki na pierwsze i karkóweczka na drugie danie? A może zraziki wieprzowe? Albo sznycelek? Jeśli tak to teraz możecie posilić się "Boskimi zwierzętami" Szymona Hołowni.


Współprowadzący "Mam talent" i medialny kaznodzieja tym razem - po prezentacji największych katolickich świętych i tłumaczeniu Prokopowi, iż Chrześcijanie nie są tacy źli - zajmuje się tematyką ... jedzenia. Dokładniej zaś przygląda się naszym mięsnym zwyczajom i wszystkiemu, co z nim związane.

Czy zwierzęta mają duszę? Co dzieje się z nimi po śmierci? Idą do nieba, a czy mogą trafić do piekła? To niektóre z pytań zadawanych przez Szymona Hołownię na kartach "Boskich zwierząt". Jeśli pójdziemy tropem autora to schabowy z punktu widzenia Katolika nie jest już taki soczysty i sycący a świnka nie kojarzy się tylko z tłuszczykiem i pysznymi ogonkami.

Szymon Hołownia oprócz omawiania tematu zwierząt i ich zabijania w kontekście wiary podaje konkretne przykłady, które nie sprawią, że czytelnik po lekturze "Boskich zwierząt" ruszy wprost do Burger Kinga.

Rzeźnie nie przestrzegające żadnych praw mordując masowo wszystko, co wyhodują. Fermy kur, w których kura mało ma wspólnego z wesołą kokoszką z opakowania udek. Świnie tuczone szybciej niż Pan Bóg sobie to założył. Ubój rytualny będący jedynie religijnie tłumaczonym morderstwem.  Jestem przekonany - cytując Hołownię - iż gdyby rzeźnie miały szklane ściany spożycie mięsa byłoby żadne.

Okazuje się, że nawet prawdziwy facet nie musi wpier.... stejków jak mawia Robert Burnejka. Mity o białku zwierzęcym - tak bardzo potrzebnym do życia - jest szyty grubymi nićmi. Choć Hołownia dietetykiem nie jest posiłkując się literaturą tłumaczy ten temat jak rasowy lekarz pierwszego kontaktu.

"Boskie zwięrzęta" inspirują do działania. Szymon Hołownia udowadnia, że nie od razu trzeba zostać wegetarianinem czy innym weganem, by zostać zbawionym. Zaczynając od małych kroków każdy z nas może zmieniać świat na lepsze. Jeść mniej mięsa, kupować odpowiedzialnie, segregować odpady i wierzyć, że to ma sens.

A jeśli "Boskie zwierzęta" was nie przekonają obejrzyjcie film poniżej. Na zdrowie!





sobota, 5 stycznia 2019

Łapy precz od żartów | Abelard Giza i Jacek Stramik | Recenzja

Łapy precz od żartów. Abelard Giza i Jacek Stramik

Czy w Polsce obowiązują tematy tabu? Czy jednak można normalnie rozmawiać o wszystkim - seksie, polityce, aborcji, eutanazji i Żydach? 

Azul czyli gra nie tylko dla prawdziwych artystów

Azul. Gra planszowa

Azulejos to oryginalnie biało-niebieskie płytki ceramiczne, sprowadzone do Europy przez Maurów. Sławę i popularność w Portugalii zdobyły po wizycie króla Manuela I w południowej Hiszpanii. 



Król zafascynował się oszałamiającym pięknem mauretańskich dekoracji pałacu w Alhambrze i pod ich wrażeniem zlecił natychmiast przyozdobienie swojego pałacu w Portugalii podobnymi płytkami. Rozmach i niesamowite piękno tego do dzisiaj robią wrażenie. Łącząc wszystkie najlepsze cechy ceramiki twórcy gry "Azul" postanowili rozprzestrzenić miłość do płytek na cały świat.

W grze Azul wcielasz się w artystę, układającego przepiękne mozaiki z Azulejos na ścianach pałacu królewskiego w Évorze.

W trakcie rundy każdy gracz wybiera płytki z jednego z warsztatów dostawców i układa w swoim magazynie. Następnie wszyscy gracze jednocześnie - w ściśle określony sposób - przenoszą zebrane płytki na ścianę pałacu. Po ułożeniu płytek na ścianie podliczane są punkty. Wygra gracz, który zdobędzie najwięcej punktów w trakcie gry.

Zadanie pozornie jest łatwe. Należy tak dobierać płytki, aby zebrać jak najwięcej punktów. Warto więc posiadać plan, dzięki któremu kolejne rzędy dadzą nam przewagę nad przeciwnikiem. Należy też uważać, aby za nie wybrać płytek, które dadzą punkty ujemne. W tym przypadku możemy podczas jednej rundy stracić większość uzbieranych punktów.

Grając pierwszą rozgrywkę z żoną przegrałem z kretesem. Druga partia odbyła się po mojej myśli sięgając 88 punktów, co nie jest złym wynikiem. Średni czas dla rozgrywki dwuosobowej to 35 minut. W "Azul" można grać nawet z sześciolatkiem :) więc ograniczenia wiekowe są tylko dla dzieci, które mogą próbować zjeść płytki czy inne elementy gry.

"Azul" oprócz waloru rozrywkowego ma również wartość artystyczną.  100 żywicznych płytek wraz z 4 planszami graczy pozwalają uruchomić twórczą stronę każdego z grających. Układając kolejne kafelki możemy puścić wodze fantazji jednocześnie pamiętając o zdobywaniu kolejnych punktów. Jeśli jednak się nam nie uda - trudno!

"Azul" to gra, w której nie zawsze liczy się zwycięstwo.