poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Psy gończe. Jørn Lier Horst

Jak to jest z tą naszą znieczulicą? Czy interesujemy się, gdy sąsiad od dłuższego czasu nie odbiera poczty i przestał wychodzi na dwór? "Psy gończe" Jorna Liera Horsta to opowieść o tragedii współczesnego świata, która wykorzystywana jest przez złych ludzi.


Zaledwie trzy domy dalej od mieszkania policjanta Williama Wistinga zostają odnalezione zwłoki mężczyzny, który przez cztery miesiące siedział martwy przed migającym ekranem telewizora. Nic nie wskazuje na to, aby jego śmierć była wynikiem przestępstwa. Viggo Hansen był człowiekiem, na którego za życia nikt nie zwracał uwagi, więc jego śmierć również nie wzbudza sensacji i nie trafia na czołówki gazet. A jednak z jakiegoś powodu ta sprawa budzi ciekawość córki Wistinga, która jest dziennikarką. Line postanawia napisać artykuł: portret zupełnie nieznanej osoby pozostawionej samej sobie w kraju, który stara się dbać o wszystkich.

Kiedy Line prowadzi swoje śledztwo policja otrzymuje zgłoszenie o odnalezieniu kolejnych zwłok. Wygląda na to, że ciało musiało tam leżeć przez długi czas. Co więcej - przy ciele znajduje się ślad, który sprawia, że cała norweska policja zostaje postawiona na nogi. Śmierć Viggo Hansena była przypadkowa? Wisting wie, że to nieprawda.


"Psy gończe" to książka, od której nie można się oderwać. Wydawałoby się - przypadkowa śmierć jest początkiem poszukiwań, od których zależy los wielu kobiet w Norwegii. Człowiek, który przez nikogo nie był kojarzony rozwiązał zagadkę kryminalną i ... zginął. Czy jego los podzieli Line?

Jej dziennikarskie śledztwo, które w "Psach gończych" wysuwa się na pierwszy plan jest jedynym ostatnio książkowym motywem żunalistycznym. Zresztą bardzo dobrze opisanym i trzymającym w napięciu równie dobrze jak śledztwo kryminalnych od Wistinga.

Wspomniany komisarz trzyma klasę prezentując skrupulatną pracę norweskich śledczych wraz z ich sukcesami i porażkami.


 Jørn Lier Horst wymiata po raz kolejny. Zanurzam się więc w następną opowieść z cyklu o Wistingu.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Gdy morze cichnie. Jørn Lier Horst

Przygody z Jørnem Liernem Horstem ciąg dalszy. "Gdy morze cichnie" to kolejna opowieść, w której doskonały kryminał pokazuje Norwegię jakiej nie znamy.



Nieprzytomny mężczyzna zostaje odnaleziony na schodach miejskiej apteki. Jest postrzelony w brzuch i najwyraźniej ktoś chciał, aby został zauważony. Wkrótce policja znajduje w pobliżu zwęglone kości na pogorzelisku. Kiedy dodatkowo fale wyrzucają na brzeg zwłoki, William Wisting rozumie, że tym razem będzie miał do czynienia z inną sprawą kryminalną.

Okazuje się bowiem, że zapomniana przez Boga mieścina może być centrum przerzutu dużej ilości narkotyków a nawet miejscem, w którym próbują ukryć się groźni terroryści. William Wisting wykorzystując swoje umiejętności oraz ekipę, która prawie nigdy nie zawodzi krok po kroku rozwiązuje sprawę. Finał zaskakuje nie tylko czytelnika. Wszystko to dzieje się w niezwykle szybkim tempie. Czas ucieka, a źli ludzie czekają aby zrobić coś naprawdę złego.

Horst po raz kolejny pokazał klasę i wyczucie w pisaniu swoich kryminałów. "Gdy morze cichnie" to opowieść policyjna z zaskakującym początkiem i efektownym zakończeniem. Lubię poczciwego komisarza Wistinga, który nie ma problemów z piciem czy narkotykami. Lubię gościa, bo w swojej pracy jest uczciwy i skrupulatny. Uwielbiam go, bo z dziennikarzami rozmawia tak, że stanowi wzór dla policjantów, którzy chcą wzorowo współpracować z mediami.

Kolejna świetna powieść Horsta. Polecam.


Zobacz także seria z Wistingiem.

Jedna jedyna. Jørn Lier Horst

Seria opowieści z Williamem Wistingiem, który od lat ukazuje się nakładem wydawnictwa Smak Słowa to czytelnicza uczta kryminalna na najwyższym poziomie. Przykładem niech będzie "Jedna jedyna".


Opowieść zaczyna się niebanalnie. Mój ulubieniec - komisarz William Wisting zostaje wezwany do tajemniczego wykopu w środku lasu. Pozornie nic nieznaczący, pusty grób jest początkiem sprawy, która zajmie wszystkich mieszkańców okolicy. Mianowicie - znana piłkarka ręczna - Kajsa Berg, w drodze do centrum treningowego, nagle znika bez śladu. Zaraz po tym, wybucha pożar lasu, w którym ginie anonimowy człowiek. Obok leży martwy kot z odciętymi łapami.

William Wisting podczas prowadzenia śledztwa czuje, że wszystkie osoby zdają się coś ukrywać. Nauczyciele, właściciel sportowego klubu, sąsiad,który wynajmował Kasji mieszkanie oraz jego siostrzeniec. Wszyscy pozornie stać mogą za zniknięciem dziewczyny, która nie miała żadnego konfliktu z prawem.

Kim była Kasja? Zdolną piłkarką ręczną czy świetną manipulantką winną śmierci zakochanego po uszy chłopaka? Kolejne wydarzenia z jej życia sprawiają, że komisarz Wisting wkracza w świat młodych - gniewnych. Świat, w którym prawo nie istnieje, a życie? Życie jest mniejszą wartością niż pieniądze.

Jørn Lier Horst stworzył świetną opowieść kryminalną, w której do końca nie wiemy, czy Kasja została zamordowana a może nadal żyje? Przy okazji Horst stara się pokazać współczesne życie Norwegii tak fascynujące i ciekawe.

"Jedna jedyna" to świetny kryminał. W połączeniu z tropikalnym upałem, jaki teraz panuje w Polsce to świetne połączenie na nadchodzący weekend.







Unfuck yourself. Napraw się

Gary John Bishop - ponoć znany i lubiany coach w książce "Napraw się!" twierdzi, że wszystkie teksty w stylu "będzie dobrze", "jestem najlepszy" czy "najlepszy będę" można między bajki włożyć. Bishop proponuje "nowe" spojrzenie na życie.


Bolesny policzek polega na tym, by w końcu ludzie zaczęli oddzielać emocje od rzeczywistości. Autor zwracając uwagę na fakt, iż wielu ludzi poddaje się swoim emocjom, co kończy jakiekolwiek działanie. Mniej myśl - więcej żyj.

"Jestem do niczego" czy "jestem smutny" albo "jestem samotny" to tylko niektóre wyrażenia oddające emocje płynące z większości monologów wewnętrznych. Jak się takie wewnętrzne gadanie kończy? Wszyscy wiemy :)

Przykładem niech będzie grupa osób, które "motywują" kolejne instagramowe czy facebookowe profile. Otóż nie motywują. Ludzie siedzą wpatrzeni w pięknie zdjęcia, czytając słabe teksty coraz bardziej nie akceptują siebie i dążą do ideału, który ideałem nie jest. Przeżywają życie innych - z większą ilością followersów - mało zastanawiając się nad swoim.

Bishop w przeciwieństwie do wielu mówców motywacyjnych nie twierdzi, że jest alfą i omegą. Jego porady to działania kroczkami a nie krokami. Oczywiście w kilkunastu miejscach książki złapać można go na wierze w karmę, wszechświat, który się mści i kosmitów. W paru jednak miejscach jest naprawdę spoko.

"Unfu*c yourself" to propozycja filozofii miejskiej, która może mieć zastosowanie w życiu. To co, próbujemy?





czwartek, 12 lipca 2018

Wybawiciel. Jo Nesbo

Podróży literackiej po Norwegii z Jo Nesbo ciąg dalszy. W "Wybawicielu" jesteśmy w Oslo, by wraz z Harrym Hole'm znaleźć mordercę ważnej persony z organizacji zwanej Armią Zbawienia.


Ścigamy więc nieuchwytnego płatnego zabójcę z byłej Jugosławii. Przeczesujemy środowiska narkomanów, dewiantów, członków Armii Zbawienia wyczekujących nowego zbawiciela, który ma ich wyzwolić od beznadziei życia - choćby przez śmierć.

Patrzymy z perspektywy na organizację, która zamiast pomagać tworzy nie do końca zdrowe relacje między członkami i patologie, którymi potem zajmuje się skuteczna norweska policja.

Jo Nesbo oprócz świetnej kryminalnej zagadki, która do końca pozostała przeze mnie nierozwiązana daje czytelnikowi możliwość obcowania z problemami kraju, który dla nas - Polaków jest krainą mlekiem i miodem płynącą.

Któż z nas nie ma w rodzinie wujka czy kuzyna, którzy za chlebem podążyli na północ Europy zarabiając w miesiąc pieniądze, których trudno szukać na ważnym stanowisku w Polsce przez rok.

Otóż Norwegia - podobnie jak inne kraje boryka się z poważnymi problemami, których nie przysłonią nawet największe pieniądze i zdolni pisarze kryminałów. Ci ostatni jednak sprawiają, że ktoś powinien w końcu zacząć organizować wycieczki śladami znanych detektywów. Od Oslo zaczynając :)

Jak zwykle w alkoholowej formie jest Harry Hole posiadający zdolnego psychoterapeutę oraz mnóstwo przemyśleń na tematy życiowe. Jednak nawet on nie przewidział, że żądza zemsty może być tak silna, iż zajmie całą książkę. Potem także głowę, bo jak nie myśleć po lekturze "Wybawiciela" o ostatecznych tematach człowieczeństwa. Skąd zło i czy każdy może stać się mordercą?

Zapraszam do lektury.



środa, 11 lipca 2018

Karaluchy. Jo Nesbo

Kontynuując literackie poszukiwania książek, które mogą dać coś więcej niż kolejne miejsce na półce zajęte zacząłem "rozgryzać" Jo Nesbo. Po "Więcej krwi" wybór padł na "Karaluchy". Jak skończyło się to spotkanie?



Akcja “Karaluchów” zaczyna się, gdy norweski policjant, Harry Hole, wyrusza do Tajlandii, gdzie w jednym z moteli znaleziono zwłoki norweskiego ambasadora. Harry wsiada do samolotu skacowany, z zapasem zastrzyków witaminy B12 i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku: wśród świątyń, palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów gogo.

Pozornie prosta sprawa zaczyna nabierać rumieńców. Harry odkrywa, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo. Tajemnice są tak mroczne, że nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Niestety - ktoś w Norwegii nie pomyślał wysyłać Hole'a do Azji.

Harry Hole to alkoholik z problemami, którego toleruje jedynie przełożony. Toleruje, bo Harry jest zabójczo skuteczny. Pomiędzy jednym a drugim piwem rozwiązuje zagadki niegorzej niż Sherlock wypowiadając przy tym słowa lepiej niż zawodowy krasomówca.

Jo Nesbo w "Karaluchach" nie tylko prezentuje czytelnikowi świetny kryminał ale również świetnie pokazuje Tajlandię - państwo o wielu twarzach i problemach, które tak mocną łączą się z "oświeconą" Europą.

Bogu ducha winny ambasador? A może to żona chciała pozbyć się męża? Czy córka miała jakiś motyw? Albo inaczej - spisek najwyższych norweskich władz przeciwko dobremu ambasadorowi?

Chcecie poznać odpowiedzi na te pytania. Czytajcie "Karaluchy" przy zapalonym świetle.

PS. Świetny jest również audiobook, w którym Harry Hole mówi do nas głosem Borysa Szyca.


środa, 27 czerwca 2018

Wilkierz. Ignatius Przebendowski

Książka "Wilkierz. Ignatius Przebendowski" to ważna publikacja patrząc na rozwój Wejherowa. Ukazała się dzięki wsparciu wejherowskiego starostwa, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej.


Wilkierz to w dawnej Polsce ustawa wydana przez radę miejską lub ławę sądową, regulująca wewnętrzne sprawy miast i wsi lokowanych na prawie niemieckim. Wejherowo taką ustawę wydało w 1650 roku.

Autorem wejherowskiego wilkierza jest Ignacy Przebendowski - starosta pucki i mirachowski tytułów niezliczoncyh. Zbiór praw miał zapewnić właściwie funkcjonowane miasta i ludzi, którzy zdecydowali się w nim zamieszkać.  Prawa w książce są różne. Niektóre z naszej perspektywy brzmią śmiesznie.

Przykładowo przepis 44 mówił, iż: "ci obywatele, którzy trzymają szynk, powinni sprzedawać piwo z browaru miejskiego, a gorzałkę z pańskiej gorzelni". Dalej można było dowiedzieć się, że każdy "obcy" alkohol podlegał dodatkowej opłacie. Bydło należało wypasać na wspólnym pastwisku - w przeciwnym razie groziła kara 4 florenów. Posiadać własną broń - karabin, szpadę i torbę nabojów.

Ówcześni przewidzieli wszystko. Gdy (niech Bóg wybaczy) pojawił się w Wejherowie pożar każdy mieszkaniec zobowiązany był do stawienia się ze skórzanym wiadrem i pomocy przy gaszeniu. Brak pomocy to 15 florenów kary bądź więzienie. Temat ognia i zabezpieczeń przed pożarem zajmuje ważne miejsce w wejherowskim wilkierzu. Współcześni panowie od BHP mogliby się czegoś nauczyć.

Wydaje mi się, że taki lokalny wilkierz działał lepiej niż nasze demokratyczne wybory. Spisane obowiązki mieszkańców i włodarzy uzupełniały się zapewniając zapewne spokojną egzystencję. Udział mieszkańców w życiu Wejherowa i ich wpływ na wydarzenia sprawiał, że nasze obywatelskie budżety i podatki od gruntu to pikuś w porównaniu z tym, czego świadkiem był Ignacy Przebendowski.

Publikację pod względem merytoryki nadzorował prof. Andrzej Groth związany z Uniwersytetem Gdańskim. Świetnie wydany wilkierz pod względem edytorskim sprawia, że trzeba ją mieć. Więcej informacji o niej znajdziecie na stronie wejherowskiego muzeum tutaj.