niedziela, 8 października 2017

Brat Albert. Biografia

Wyobraźcie sobie Państwo, że kiedyś krakowski Kazimierz był miejscem dla "opuchlaków", żebraków, złodziei i wszystkich, którzy nie mieścili się w ramach "oświeconego" społeczeństwa. Nie interesowano się nimi zbytnio a noclegownie były wylęgarnią chorób i wszelkiego zła. Nagle w tym tyglu pojawia się brat Albert. Z bratem - brat, z chłopem - chłop, z dziadem - dziad a z panem - pan.


Te słowa wypowiedziała siosta Kunegunda Silukowska - współpracowniczka brata Alberta. Jaki był? Dlaczego stał się ówczesnym katocelebrytą i jego fenomen odradza się teraz - w oświeconym XXI wieku? Odpowiada Natalia Budzyńska - autorka "Brat Albert. Biografia".

Adam Hilary Bernard Chmielowski - bo tak brzmi pełne nazwisko naszego świętego urodził się w Igołomii jako pierwsze dziecko namiestka carskiego Wojciecha Chmielowskiego i Józefy Borzysławskiej. Otrzymawszy chrzest "z wody" (bez udziału księdza) rozpoczął życie, o jakim zapewne nie śnili jego rodzice.

Wcześnie stracił ojca, co - mogę przypuszczać - spowodowało, że Adam stracił osobę, która chroniła go przed złem świata. Wysłany do Rosji na nauki w wieku 10 lat musiał już wtedy wykazać się ogromną odwagą i upartością. Samotna podróż bez dobrej znajomości języka, a potem pobyt w niesprzyjających warunkach sprawiły, że bliscy brata Alberta przywoływali jego wspomnienia nocnych smutków i tęsknoty za matką.

Dzisiaj - w czasie Roku św. Brata Alberta mało kto wie, że nie wykazywał on w młodości dużej religijności. Natalia Budzyńska badając skrupulatnie życie świętego pokazuje, że oprócz postawy przyjacielskiej i dojrzałej jego życiowa droga nie była wypełniona modlitwą i skruchą. Nawet podczas Powstania Styczniowego, w którym Chmielowski brał udział i stracił nogę mało było Boga - dużo za to romatycznych marzeń i bohaterskich czynów. Bić Moskala czy napadać na transporty? Dla tamtego człowieka to nie był problem - to narodowy obowiązek.

Kiedy już bohater książki Natalli Budzyńskiej ochłonął i mógł wrócić do Polski dzięki amnestii dla powstańców Adam Chmielowski realizował swoje marzenie o zostaniu malarzem. Studia w Monachium, które było centrum życia artystycznego sprawiało, że chciało się jemu i innym tworzyć - nawet w warunkach, które temu nie sprzyjały. Bliskie przyjaźnie brata Alberta z Leonem Wyczółkowskim, Stanisławem Witkiewiczem czy Józefem Chełmońskim nie tylko pozwalały mu czerpać inspirację ale również poznawać życie ówczesnej śmietanki towarzyskiej, która zamieszkiwała się w Hotelu Europejskim w Warszawie. Tam właśnie Adam Chmielowski miał okazję poznać Helenę Modrzejewską - najpiękniejszą kobietę ówczesnej Polski, z którą prawie wyjechał do ...USA.

Kiedy Adam Chmielowski stał się bratem Albertem? Człowiekiem, który dla najbiedniejszych poświęcił wszystko? Natalia Budzyńska wskazuje na rekolekcje u Jezuitów, które wywołały "stan nerwowy" i konieczność leczenia w szpitalu psychiatrycznym. Jeszcze innym momentem może być wycieczka do tych krakowskich podziemi, w których świat odrzuconych przewyższał liczbę mieszkańców miasta i nikt nie chciał go zbawić. Prawdą jest, że już wcześnie w listach, które przywołuje autorka Adam Chmielowski - jeszcze nie brat Albert - wskazuje na marność doczesnych dóbr i życia, w którym wszyscy walczą o poklask i sławę zamiast zastanowić się nad sobą i bliżnim.

Natalia Budzyńska świetnie opisuje czas budowania wspólnoty przez brata Alberta. Odrzucony i niezrozumiały przez przyjaciół na wozie przypominającym trumnę objeżdżał ulice Krakowa. W swoim pomyśle chciał bezdomnych z tego stanu wyciągać dając im możliwość podjęcia pracy i zarabiana na siebie. Chciał, żeby nie byli utrzymankami domu Alberta ale stali się obywatelami Krakowa, którzy być może pomogą innym w potrzebie.

Autorka pokazuje brata Alberta jako postać wielowymiarową. Z jednej strony służy pomocą dla wszystkich - z drugiej tworzy zakon, w którym każdy brat i siostra musi wyzbyć się wszelakich dóbr na rzecz bliźniego. Bracia pomalowali ściany na czerwono? Zamalować na biało! Siostry polakierowały podłogę? Wyszlifować do czysta! Ostra reguła nie była łatwa jednak ilość osób, które decydowały się na przyłączenie do zakonu robi wrażenie. Natalia Budzyńska prezentuje sylwetki osób, które zgodnie ze słowami Chrystusa zostawili wszystko i poszli za nim. To jednocześnie fascynujące i straszne kiedy czyta się o ludziach gotowych z dnia na dzień stać się jak żebrak byle tylko móc naśladować Chrystusa.

Do wspomnianej przeze mnie wielowymiarowości należy także skomplikowany charakter i poczucie humoru świętego. Mamy przecież ojca Pio, który był kawalarzem czy Jana Pawła II - papieża - żartownisia. A brat Albert? Bardziej pasował mu czarny humor, do którego używał swojej protezy nogi. Wielokrotnie w książce znajdziemy opowieści o tym, jak prosił o pomoc w zawołaniu dorożki przechodniów, którym malował spokojnie wizję złamanej nogi. Malował? Słowo idealnie pasujące do bohatera książki Natalii Budzyńskiej.

Nie pisałem o bracie Albercie jako o malarzu. Natalia Budzyńska trafnie przygląda się temu okresowi z życia i robi to doskonale. Dorobek Adama Chmielowskiego to 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 rysunków. Do najbardziej znanych prac należą m.in. Po pojedynku, Dziewczynka z pieskiem, Cmentarz, Dama z listem, Powstaniec na koniu, Wizja św. Małgorzaty, Zachód słońca, Amazonka. Najsłynniejszy jest jednak obraz Ecco Homo, który w wybitny sposób pokazuje postać Chrystusa prowadzonego na śmierć. Niesamowita głębia i tajemnica sprawiają, że do dzisiaj obraz jest źródłem inspiracji i pytań, które czasem pozostają bez odpowiedzi.

Bogaty materiał fotograficzny wieńczy dzieło, po którego przeczytaniu pojawiają się pytania - kim dla nas dzisiaj ma być brat Albert? Osobą, która z otwartymi rękoma przyjmuje imigrantów? Opiekunem tych, którymi nie interesuje się państwo? Obrońcą chorych i ułomnych oraz tych, dla których zarodek to nie człowiek?

„Wielkość Brata Alberta wyraziła się w tym, że potrafił poruszyć innych, by nie pozostawali obojętni na los najbardziej opuszczonych, wyzwalając ludzką solidarność i dobroczynność” – powiedział Stanisław Dziwisz 25 grudnia w Katedrze na Wawelu. Natalia Budzyńska wykonała kawał dobrej roboty prezentując postać nie do końca w Polsce znaną. Nawet trwający Rok św. Brata Alberta nie pokazał bogactwa i zróżnicowania tej postaci. Bez dogmantów i chęci wybielania różnych grzechów świętego. To bardzo mi się podoba. Wam również przypadnie do gustu.

Książka do nabycia na woblink.com oraz Znak.



wtorek, 3 października 2017

Polska to piekło z aniołami | Dobromir Mak Makowski | Recenzja

Ludzie umieją sobie sami robić sobie piekło lepsze niż to biblijne. Nie ogień i siarka oraz wieczne męki a każąca ręka pijanego ojca i mnóstwo ludzi, którzy mają cię za nic. Nie wierzycie? Przykładem niech będzie książka "Wyrwałem się z piekła" Dobromira Mak Makowskiego.

Tu byłem. Tony Halik

Tony Halik do dzisiaj jest marką samą w sobie. Choć internety wychowały wielu nowych podróżników to jednak brak im magii, którą roztaczał wokół siebie twórca programu "Pieprz i wanilia".


Mieczysław Sędzimir Antoni Halik urodził się w Toruniu. Już za młodu miał marzenia, które udało mu się zrealizować. Rzeczy pozornie nie do zdobycia były na wyciągnięcie ręki. Jako 14-latek pływał na tratwie wbrew woli opiekunów. Dorosły już potem i "przechrzczony" Tony słowa "tu byłem" uczynił swoim znakiem rozpoznawczym. Ludzie pytali: A byłeś w ...? On odpowiadał: "Tu byłem" i zaczynał niekończącą się opowieść.

Zarówno z pierwszą żoną - ponętną Francuską Pierrette, z Elżbietą Dzikowską oraz innymi ludźmi zwiedził miejsca, których nazw trudno spamiętać nie mówiąc już o przygodach, które się tam działy. Najsłynniejszą podróż odbył z żoną Pierrette jeepem z Ziemi Ognistej do Alaski. Rozpoczęła się ona w 1957 i trwała 1536 dni – przemierzyli 182 624 km (ponad czterokrotna długość równika Ziemi) i wydali ponad 80 tysięcy dolarów.

Pamiętam jak dziś, kiedy rytualnie siadało się przed telewizorem, by obejrzeć program "Pieprz i wanilia". Według optymistów oglądała go ponad połowa mieszkańców Polski. Pesymiści są ostrożniejsze w szacunkach choć i ich wyniki (milionowe) są nieosiągane dla współczesnych podróżników z youtube'a.

Ilość przygód i sytuacji, w których Tony mógł stracić życie jest prawie taka samo duża jak u Batmana, Spidermana i Kapitana Ameryki w jednym. Podobnie też Halik radził sobie z problemami - jak suberbohater i posiadacz obywatelstwa argentyńskiego. SB? Indianie? Ludożercy? Nie - to Tony Halik. Tego jednak nie da się opisać - to trzeba przeczytać.

Mirosław Wlekły (autor fantastycznej książki "All Inclusive. Raj, w którym seks jest Bogiem")
jak przystało na rasowego reportera wkłada kij w mrowisko. Stosując zasadę ograniczonego zaufania bada życie podróżnika. Autor Mirosław przemierzył może nie tyle kilometrów, co Halik jednak starał się większość opowieści twórcy programu "Pieprz i wanilia" weryfikować. Co jest prawdą a co stanowi rzeczywistość, w której fikcja bierze górę? Okazuje się, że twarzy Tonego Halika było więcej niż jedna. Wszystkie na swój sposób fascynujące i ciekawe.

Mirosław Wlekły rozmawiał z ludźmi, którzy z Tonym Halikiem mieli do czynienia. Ich wspomnienia wraz z arcybogatym materiałem fotograficznym tworzą niesamowitą opowieść o człowieku, którego życiorysem możnaby obdarować kilkudziesięciu chętnych. Mąż, ojciec, syn i przyjaciel, który wydawał się człowiekiem bez zahamowań i żądnym wrażeń. Bycze jądra? Proszę bardzo! Rytuały indian? Nie ma sprawy! Fidel Castro? Mój kompan!

Mirosław Wlekły prezentuje obraz człowieka, który na zawsze pozostanie ikoną prawdziwego dziennikarstwa podróżniczego. A czy te mijania się z prawdą (czasami) są ważne? Najważniejsze, że Tony Halik był tam, gdzie my pewnie nigdy nie dojdziemy. Pewnie nadal świetnie się bawi śmiejąc się i snując opowieści po tamtej stronie.

niedziela, 1 października 2017

Gra Geralda w Netflix

www.albecki.biz

Człowiek bez wody może przeżyć 3 dni. Bez jedzenia? Trochę dłużej. Wyobraź sobie Czytelniku, że jesteś przykuty kajdankami do łóżka a drzwi domu są otwarte. W dzień idzie jeszcze przeżyć ale w nocy? Zło aktywizuje się w sylwetkach drzew, kształtach cieni, roślin czy dziwnych dźwiękach podłogi. Netflix pokazał to w "Grze Geralda" - najnowszej ekranizacji powieści Stephena Kinga.


Wydana w 1992 roku książka opowiada o losach małżeństwa, które postanawia przerwać codzienną rytunę wyruszając do luksusowej chatki w górach. Główny bohater - Gerlad Burlingame uwielbia zabawy erotyczne i postanawia przykuć swoją żonę - Jessie do łóżka. Podczas stosunku umiera na zawał zostawiając ją unieruchomioną i przywaloną swoim ciałem. Zaczyna się prawdziwy horror.

Jessie - będąc w sytuacji ekstremalnej zaczyna myśleć (i widzieć) najgorsze zjawy swojej przeszłości - te, które męczą ją od czasów dzieciństwa oraz zupełnie nowe. Sypialnia wypełnia się do granic niemożliwości. Pojawiają się nowe kondygnacje, poziomy i tunele, w których obserwujemy pojedynek pomiędzy zdrowym rozsądkiem a duchami. Walcząc ze strachem i widziadłami Jessie przypomina sobie inny letni domek i historię, która przytrafiła się podczas zaćmienia słońca - 20 lipca 1963 roku. Grozę wszystkich wizji pogłębia fakt, że bohaterka nie jest sama w domu. Co czai się w cieniu?

Mike Falanagan - reżyser filmu znalazł sposób na pokazanie najważniejszych punktów książki Stephena Kinga. Wielu bowiem szufladkuje autora "Gry Geralda" jako mistrza straszenia czytelników i tyle. Czy aby na pewno? Wydaje mi się, że jest to daleko idące uproszczenie.

W tej ekranizacji zobaczyć można pytania, które zadali filmowcy, a dotyczące skomplikowanych relacji międzyludzkich (małżeństwo, rodzice), molestowania i nieświadomego uzależniania się od potworów, które niekoniecznie czają się pod łóżkiem. Wiele prób wydostania się z pułapki pokazuje pokonywanie kolejnych strachów, które blokują możliwość uwolenienia się z niej.

W tym filmie widać też - co wielokrotnie powtarzał Andrzej Kołodyński - przesuwanie granicy dopuszczalności. Już w "To" - ekranizacji z 2017 roku początkowa scena, w które Georgie traci rękę - wywołuje wstręt i obrzydzenie. Podobnie rzecz ma się z próbami uwolnienia z kajdanek czy konsumpcją zwłok Geralda przez nomen omen sympatycznego owczarka niemieckiego. A przecież w "Grze Geralda" nie trzeba było tego robić. Najbardziej bowiem boimy się istoty strachu - istoty niewidzialnej gołym okiem.

Na szczęście widz zobaczy, jak producenci pokazują motyw mutanta i seryjnego mordercy kryjącego się w cieniu. Może nie do końca jest on ukryty - co rusz wychodzi ze swoją walizeczką pokazując arsenał obciętych części ciała jednak nie do końca można go zapamiętać.

Warto przy okazji wspomnieć, że to motyw najbardziej przerażający Amerykanów. Wszak w USA mieszka tylko 5 procent światowej populacji to jednak aż 75 procent seryjnych zabójców pochodzi właśnie stamtąd.

Finałowa scena, w której Jessie mierzy się ze strachem najmroczniejszym - genialna. Pokazuje bowiem, że każdy może pokonać strach i koszmary nie tylko z sypialni. Nie potrzeba do tego chatki w górach i kajdanek. Wystarczy chcieć?


wtorek, 26 września 2017

Nelly Rapp i białe damy pdf

Szukasz w google "Nelly Rapp i białe damy"? Wyskakują ci ceneo.pl, lubimyczytac.pl, swiatksiazki.pl wraz z empik.com? A Twoje dziecko musi przeczytać tą książkę do 31 października?Nie martw się - nie tylko Ty masz poważne problemy.


Wielki Maraton Czytelniczy dla klas drugich i trzecich szkół podstawowych to rzeczywiście maraton. Od biblioteki do księgarni - od księgarni do supermarketu - od supermarketu do czytelniczego podziemia gdzie ksero chodzi w najlepsze. Wszyscy szukają "Nelly Rapp i białych dam". Czy Martin Widmark to murowany kandydat do Nagrody Nobla? Sądząc po ilości osób zapisanych w kolejce po jeden egzemplarz książki w bibliotece - sądzę, że tak. Widząc ile osób zamówiło książkę w sklepie stacjonarnym, bo będzie dodruk - jestem o tym święcie przekonany.

Tym razem wystukuję na klawiaturze: "Nelly Rapp i białe damy w pdf". Wyskakuje chomikuj.pl i podejrzana oferta ściągnięcia pliku PDF za drobną opłatą. Drobną? Tego nie robi się małym uczestnikom "Wielkiego Maratonu czytelniczego" i ich dużym rodzicom.

Biegnę dalej. A może by tak uderzyć do wydawnictwa Mamania, które prawdopodobnie książkę wydało. Nic - zero - zonk - nie mają i nie wiadomo, kiedy będą mieli. A kiedy już zrobią dodruk my będziemy pędzić w poszukiwaniu "Hani Humorek" czy "Sprzedam mamę". Przyznam, że tytuły dla drugoklasistów przeżywających wewnętrzne rozterki i uczestniczących w "Wielkim Maratonie Czytelniczym" - idealne.

Widzę po sobie, że zmęczony rodzic tworzy już zapytania w stylu "nelly i rap dla drugoklasistów" czy "nelly furiado". A wyskakują tylko białe plamy i koniec internetu, bo książki ni widu - ni słychu.

"Wielki Maraton Czytelniczy" sprawił, że książki znikają szybciej niż świeżaki i lidlaki razem wzięte. Inicjatywa przednia choć nie pytałem syna, co jest nagrodą dla najlepszego uczestnika czy uczestniczki. "Nelly Rapp i białe damy" w oryginale? Nieskserowane? Nie w pdf? Na własność? Na półkę?

Kto wybiera tytuły do listy? Jaki będzie następny tytuł do przeczytania? Nie wiem, ale to tylko podnosi adrenalinę i rozwija więzi między rodzicami a dziećmi. Razem przeciwko twórcom Wielkiego Maratonu Czytelniczego. Następnym razem Was wyprzedzimy - jesteśmy już dobrze przygotowani i w bojach zaprawieni.

A Ty Drogi Rodzicu - czy kupiłeś pozostałe tytuły do Wielkiego Maratonu Czytelniczego?

niedziela, 24 września 2017

Kim jest Lord Garmadon? Przewodnik po świecie Ninjago

Wielu już poszło - inni zapewne pójdą obejrzeć LEGO Ninjago - najnowszą produkcję skierowaną do najmłodszych widzów. Warto więc przy okazji zaznajomić się z głównymi bohaterami opowieści.


Na początek Lord Garmadon. Syn pierwszego mistrza spinjitsu i brat senseia Wu. Znany jest z tego, że uwielbia niszczyć i walczyć. Chce podbić Ninjago i marzy o połączeniu zlotych broni w jedną, wielką megabroń. Lord Garmadon nie był zły od urodzenia - to ukąszenie pożeracza światów uczyniło go potorem z czerwonymi oczami. Dodatkowa para rąk wyrosła mu, kiedy szykował się do władania złotymi broniami.

Sensei Wu, który w filmie nie występuje jako główny bohater to ważna postać świata Ninjago. Pijący herbatkę z trzema kostkami cukru jest najstarszym obrońcą krainy. Nauczyciel młodych ninja, w których dostrzegł wielki potencjał. Ulubioną bronią jest bambusowy kij i wspomniana technika spinjitzu.

Kai (czerwony ninja) był jednym z pierwszych uczniów senseia Wu. Wykuwający broń w rodzinnej kuźni w drużynie jest pewnym siebie i odważnym wojownikiem, który wielokrotnie ratował ninja przed niebezpieczeństwem. Jest bratem Nya. Pozostał wierny tradycji więc do walki używa klasycznego miecza. Znakiem rozpoznawczym opórcz czerwonego koloru jest blizna na oku. Jak powstała?

Jay (niebieski ninja) jest wesołym członkiem kompanii, który tworzy coraz to nowe wynalazki. W przeciwieństwie do Kaia uwielbia nowe technologie, które ułatwiają walkę ze Szkieletami czy innymi przeciwnikami. Ulubioną bronią jest nunczako błyskawic oraz miłość do Nya - siostry Kaia.

Loyd (zielony ninja) z początku chciał powtórzyć karierę taty. Być złym i podbijać kolejne krainy - to jego wielkie marzenie z dzieciństwa. Na szczęście Ninja prowadzeni przez wujka Loyda - senseia Wu dzięki mocy spinjitzu ujarzmiają małego i przeprowadzają na dobrą stronę mocy. Ta połączona z odpowiednim treningiem jest najciekawszym elementem całej opowieści.

Nya (ninja samuraj) uwielbia nowe technologie i tajemnicę. Jako pierwsza ma własnego mecha - samuraja stąd jej ksywka - ninja samuraj. Dopiero później dołącza do treningu senseia Wu by stać się władcą żywiołu wody.

Cole (czarny ninja) jest niesamowitym siłaczem i ... świetnym tancerzem (po ojcu). Cole uwielbia swojego smoka Rockiego i wszystko co jest związane z jego żywiołem - ziemią. Jego potrójny tygryski podskok sprawia, że wrogowie mają się na baczności. Miłośnicy tańca przyznają mu za to 10 w "Tańcu z ninjami".

Zane (biały ninja) to robot, który zachowuje się jak prawdziwy człowiek. Nie wiemy wiele o jego przeszłości. Początkowo bardzo poważny z czasem odkrywa przełącznik z dobrym humorem. Zane potrafi obliczyć prawdopodobieństwo porażki w danej walce oraz wezwać na pomoc sokoła - swojeogo najlepszego przyjaciela.


Wykłady profesora Niczego. Mieciu Miełczyński

Mieciu Mietczyński z szelmowskich uśmiechem, w białej marynarce i szklanką czarnej herbaty na okładce nie wzbudza zaufania. Dopiero w środku zaczyna się beef, o którym nie miałem pojęcia jako absolwent Filologii Polskiej. Przed Państwem "Wykłady profesora Niczego".