środa, 16 sierpnia 2017
Antywirus. Gra nie tylko dla dzieci
Co zrobiłbyś, Drogi Czytelniku, gdyby Twój system został zaatakowany przez zabójczy wirus? Kiedy Twoje ciało musiałoby walczyć z bakterią, którą tylko Ty sam możesz pokonać? Gra „Antywirus” daje możliwość sprawdzenia się w ekstremalnych warunkach.
Wirusy o różnych kształtach przesuwamy na wklęsłej planszy tak, by wydostać się poza jej ramy i przejść kolejny poziom. Ilość ruchów oraz możliwości jest ograniczona zarówno ustawieniem poszczególnych wirusów jak i tym, że można wykonywać ruchy grupami wirusów.
Jeśli uda się usunąć z planszy czerwonego wirusa składającego się z dwóch wklęśnięć możemy przejść do kolejnego etapu. Mamy 60 zadań o 5 różnych poziomach trudności. Zaczynamy od startera i juniora by przejść do experta, mistrza i gwiazdy „Antywirusa”.
Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 lat. Dobrze bawić będzie się podczas rozgrywki młodzież, rodzice, dorośli i ludzie, którzy przeżyli ponad 100 lat.
Wydaje się, że 60 poziomów jak na taką grę to mało. Zapewniam, że trochę czasu spędzicie rodzinnie bądź z przyjaciółmi, aby przejść wszystkie etapy „Antywirusa”.
„Antywirus” to gra, która pozwala rozwijać myślenie logiczne, procesy poznawcze oraz wyobraźnię przestrzenną. To doskonała alternatywa dla wirtualnych światów, które nie rozwijają możliwości człowieka w taki sposób jak tego typu gra.
Podobna do opisywanej przeze mnie „Blokady” jest obowiązkowym zakupem dla dzieci z każdej okazji. Zdecydowanie warto!
wtorek, 15 sierpnia 2017
Arsene Lupin i kryształowy korek. Maurice Leblanc. Recenzja
"Kryształowy korek" to kolejna opowieść o złodzieju - dżentelmenie, w której tym razem Maurice Leblanc stworzył arcyciekawy portret intrygi z wyższych sfer.
poniedziałek, 14 sierpnia 2017
Czerwone koło. Maurice Leblanc. Recenzja
Powieść, która zawiera w sobie ciekawy wątek kryminalny i sporą dawkę napięcia, które towarzyszy czytelnikowi do samego końca? "Czerwone koło" Maurice'a Leblanca to zdecydowanie numer jeden tegorocznych wakacji.
niedziela, 13 sierpnia 2017
Mroczna wieża. Stephen King na wielkim ekranie
Co jest lepsze - książka czy film? Takie pytanie towarzyszy każdej ekranizacji powieści Stephena Kinga. Niesamowite "To", intrygujące "Stukostrachy" czy fenomenalny "Sklepik z marzeniami" to niektóre z mistrzowskich przeniesień książek na ekran. A jak jest z "Mroczną wieżą"?
Fenomenalna saga
„Dawno, dawno temu wszystko było Discordią, z której powstały Promienie, mocne, krzyżujące się w jednym punkcie" – czytamy w powieści Kinga. To właśnie na przecięciu promieni znajduje się Mroczna Wieża. Cykl „The Dark Tower" to historia Rolanda Deschaina, ostatniego żyjącego członka bractwa „rewolwerowców", który próbuje dostać się do tytułowej Mrocznej Wieży; miejsca będącego centrum wszystkich światów. Długa droga do tego mitycznego miejsca okupiona jest stratą, nadludzkim wysiłkiem i cierpieniem. We wszystkich działaniach Roland posługuje się „Drogą Elda", kodeksem honorowym, który określa całe jego życie. Tymczasem świat rozpada się, mieszają się czasoprzestrzenie, światy równoległe. Podróż Rolanda ma tylko jeden cel – ocalić świat przed samozagładą. Tyle w dużym skrócie jeśli idzie o książkową sagę.
Słaby film
W filmie scenarzyści dokonali selekcji materiału zostawiając widzom główne postaci oraz odchudzone wątki opowieści. Świetne wybory castingowe (McConaughey, Elba, młody Tom Taylor), obiecujące zwiastuny, kapitalna baza wyjściowa w postaci powieści Stephena Kinga i reżyser dawały nadzieję na niesamowitą ucztę, w której nasz świat znów stanie się daniem głównym. Po intrygującym początku, w którym widz nieznający wszystkich tomów "Mrocznej wieży" poznaje główne wątki opowieści ... nie dzieje się nic ciekawego. Jakby twórcy filmu stracili pomysł na dalszy ciąg. Dla widzów, którzy nie znają opowieści z kart książek to może wystarczyć - dla mnie jest to o wiele za mało.
Twórcy filmu wychodzą z założenia, że początkiem "Mrocznej wieży" są wizje Jake'a - wieża, człowiek w czerni i rewolwerowcy, które to prowadzą go wprost w objęcia psychiatry i eliminację ze społeczeństwa. Dopiero w momencie, gdy znajduje drzwi do świata alternatywnego wszystko układa się w logiczną całość i zostanie nazwane. Walter to człowiek w czerni a Roland Deschain to rewolwerowiec. Jake wraz z tym ostatnim wspólnie spróbują ocalić światy przed ostateczną zagładą.
Trochę Kinga
Wydaje mi się to za mało jak na opowieść opartą na solidnych podstawach mistrza horroru. Przecież "Mroczna wieża" to magnus opus Stephena Kinga. Ogrom wątków, powiązań z innymi książkami autora i uprawianie amerykańskiego mitu to tylko niektóre z nich. Na szczęście twórcy filmu w swoim krojeniu materiału nie zapomnieli, że prawdziwi fani szukać będą nawiązań do innych opowieści Kinga - napis "Pennywise" w zrujnowanym wesołym miasteczku, choć to znów kropla w morzu potrzeb kingofana.
Dziki Zachód
Coś, co buduje jakość "Mrocznej wieży" to cały kodeks rewolwerowców, który stworzył King. Wybór Elby, który zagrał postać rewolwerowca to strzał w dziesiątkę. Zimny, nieprzystępny realizuje cel, jakim jest zemsta na Walterze pragnącym zniszczyć wieżę. Cząstkę wspomnianego kodeksu zobaczymy w momencie, gdy Roland wraz Jakem recytują credo tego zakonu amerykańskich bohaterów - "Nie będę celował ręką, gdyż kto celuje ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca. Będę celował okiem. Nie będę strzelał ręką, gdyż kto strzela ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca. Będę strzelał umysłem. Nie będę zabijał bronią, gdyż kto zabija bronią, ten zapomniał oblicza swego ojca.Będę zabijał sercem". Piękne są sceny, w których pokazują się prawdziwe umiejętności rewolwerowców. Szybkie ładowanie dwóch rewolwerów z okładziną z drewna sandałowego i metodyczne eliminowanie przeciwników zasługuje na najwyższe uznanie.
Serial?
Wielu widzów - wiernych fanów Kinga chciałoby zobaczyć "Mroczną wieżę" jako serial. Formuła ta zapewnia możliwość stworzenia nieokrojonej ekranizacji wykorzystującej większość wątków opowieści. Pomysł dobry jednak pamiętać należy, że głównym założeniem twórców jest maksymalizacja zysków. Te w przypadku wiernego oddania bogactwa światów i tematów "Mrocznej wieży" mogłyby takie nie być. Musi być ciekawie, strasznie i prosto.
"Mroczna wieża" to opowieść wakacyjna, która przeznaczona jest dla widzów bez znajomości twórczości Kinga. Zagorzali fani poczują niedosyt. A może to działanie specjalne przed wrześniową premierą "To". Mam nadzieję, że będzie tam o wiele lepiej.
wtorek, 8 sierpnia 2017
Warto mimo wszystko
Anna Dymna w rozmowie z Wojciechem Szczawińskim udowadnia, że mimo wszystko warto żyć i życiem się cieszyć - nawet kiedy nie jest ono takie łatwe i przyjemne jakby się mogło wydawać.
Książka to rozszerzony zbiór anegdot, opowieści i potężnej dawki dobrego humoru. O tym, że aktor w Polsce wielu ludziom kojarzy się z wiecznie młodym i przystojnym obiektem seksualnym. O tym , że odbiorca weźmie autograf od swojego "ulubieńca" myląc go z kimś innym. O tym, że wielkie pieniądze nie idą w parze z jakością i przesłaniem filmów. O tym, że czasem nawet z największym agresorem można wygrać siłą spokoju i pogodą ducha.
Aktorka, która nie za bardzo chce grać we współczesnych serialach opowiada, że "Warto mimo wszystko". Niespełnione marzenia o zostaniu panią psycholog realizuje w prowadzonej przez siebie Fundacji oraz codziennym życiu, które raz po raz wystawia ją na próbę.
Anna Dymna intrygująco opowiada o teatrze, w którym przyszło jej grać jak o najukochańszej rodzinie. Słynne 'Dziady" z 1973 roku, "Małe kroki, wielkie kroki" Macieja Karpińskiego czy też "Noc listopadowa" w reżyserii Andrzeja Wajdy wyglądają inaczej, gdy poznaje się tło tych opowieści.
Wojciech Szczawiński namawia aktorkę do opowieści o życiu w tamtych czasach i o tym, że aktor jest od grania a nie uprawiania polityki. O pierwszym mężu - Wiesławie Dymnym, który był postacią wielowymiarową. To jednak mała część z tematów poruszanych na łamach "Warto mimo wszystko". . Dawno już nie spotkałem się z wypowiedziami aktora/aktorki tak dojrzałymi i niosącymi przesłanie.
W dobie marnie dobieranych słów i nieważnych tematów "Warto mimo wszystko" warto przeczytać.
czwartek, 3 sierpnia 2017
Blokada. Gra dla wszystkich
"Blokada" z Granny to gra logiczna z 60 poziomami do przejścia. Choć początkowo wydaje się to ciekawe i łatwe doświadczenie, to w miarę akcji zabawa robi się tak trudna jak w Robinsonie Cruzoe, o którym pisałem niedawno.
60 wysokooktanowych zadań blokowania gwarantuje godziny świetnej zabawy. Wielopoziomowa gra logiczna - różny poziom trudności zadań sprawia, że mogą ją rozwiązywać osoby w różnym wieku. Mamy określone klocki i możliwość ich rozmieszczenia. Okazuje się jednak, że to, co na początku było łatwe okazuje się jednak wymagające włożenia wysiłku. Chłopaki w wieku 7 i 5 lat bez dużych trudności doszli do 30 poziomu.
Jak będzie dalej? Okazuje się, że tetris to nie wszystko, by znaleźć odpowiedź na odpowiednie położenie kloców. Twórcy gry w ciekawy sposób ustawiają w kolejnych poziomach zarówno budynki jak i samochód, który próbuje uciec przed policją. Czy się mu to uda? Zależy tylko od gracza. Jesteśmy przecież szefem policji, który pilnuje, by zbieg został doprowadzony do więzienia. W miarę pokonywania kolejnych poziomów okazuje się, że nie jest to takie łatwe, na jakie się wydaje.
W zestawie znajduje się 1 czerwony samochód oraz 4 klocki budynków wraz z planszą i instrukcją poszczególnych ruchów. Zaczynamy od poziomów starter, by potem piąć się w poziomy junior, expert oraz mistrz. Z doświadczenia wiem, że przechodzenie poziomów na raz nie jest ciekawe. Trzeba dać sobie trochę czasu, by móc dochodzić do kolejnych niebanalnych rozwiązań w "Blokadzie". Okazuje się bowiem, że klucz do sukcesu leży w umiejętnym dobieraniu i dopasowywaniu klocków.
Gra przeznaczona jest dla graczy od 7 do 99 lat. Pomysłodawcy gry mieli rację - to zdecydowanie najlepsza gra sezonu dla wszystkich. Czy jesteśmy nad morzem, jeziorem czy w domu podczas dużej ulewy wiem jedno - "Blokada" zapewnia zabawę na długie godziny.
Więcej informacji o grze znajdziecie tutaj.
Subskrybuj:
Posty (Atom)