wtorek, 1 sierpnia 2017

Czarna Madonna. Remigiusz Mróz

Geniusz polskiego kryminału po setkach stron, w których skupił się na tworzeniu skomplikowanych zagadek postanowił napisać horror religijny. "Czarna Madonna" ma w swoim założeniu sprawić, by czytelnik poczuł ciarki kiedy wieczorem coś zaskrzypi na strychu. Poczuje?


Filip - były ksiądz zwany przez wszystkich Bergiem próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Aneta - jego wybranka zdaje się być cudem, który sprawia, że każdy dzień ma sens. Sielankę psuje jednak tajemnicze zniknięcie samolotu, na pokładzie którego przebywała dziewczyna. Miał wylądować na lotnisku w Tel Awiwie a nagle zniknął z radarów.

Berg odchodząc od zmysłów wraz z siostrą narzeczonej - Kingą próbuje rozwiązać tą skomplikowaną zagadkę, w której zagadnienia natury religijnej zaczynają odgrywać bardzo ważną rolę. Najważniejsza jest oczywiście Czarna Madonna.

Remigiusz Mróz w posłowiu do "Czarnej Madonny" wspomina, że zawsze chciał napisać taką książkę. Opowieść, która wymagała szukania i lektury wspomnień egzorcystów - jak choćby Gabriele Amortha - wzbudza szacunek dla pracy włożonej w szczegółowe zapoznanie się ze światem nadprzyrodzonym - jego zasadami (?) i skutkami, jakie za sobą niesie. Podobnie rzecz ma się z całą otoczką dotyczącą katastrof samolotowych.

Nie podzielam euforii dotyczącej "Czarnej Madonny". Zamiast bać się tej opowieści, do której praca "poruszyła" w Mrozie "struny duszy" byłem zły na niego, że zniechęca mnie do podróżowania samolotem w tak ciekawe miejsca na świecie. Ponoć samolot bezpieczniejszy jest niż samochód - a u pana Remigiusza - trup ściele się gęsto.

Widać gołym okiem, że pisanie przychodzi autorowi "Czarnej Madonny" z łatwością. Wielu czytelników zachwyconych jest jego cyklem z Wiktorem Forstem czy Joanną Chyłką. W wolnej chwili warto więc zapoznać się z panem Remigiuszem - przepraszam - z jego bogatą bibliografią.

Jak na razie polskim królem kryminału pozostaje dla mnie Katarzyna Pużyńska. Ma dziewczyna jaja.

sobota, 29 lipca 2017

Półmaraton Puck. Edycja 9.

W dość niesprzyjających warunkach i z 5 minutowym opóźnieniem wystartował 29 lipca dziewiąty Półmaraton Puck. Bieg, na który powinno przybyć zdecydowanie więcej ludzi.


Trasa biegu (21,097 m.)zaczynała się na puckim stadionie. Biegacze mieli okazję zobaczyć piękny pucki rynek zanim zaczął się właściwy przebieg trasy. W Błądzikowie, w którym w 2007 roku zameldowanych było tylko 188 osób trasa asfaltowa nie należała do najłatwiejszych. Słońce, które przed startem kryło się za chmurami pojawiło się podnosząc poziom trudności półmaratonu w Pucku. Brak jakichkolwiek drzew nie ułatwiał zadania i wszyscy musieli zmierzyć się z warunkami, które przypomniały mi maratony im. Tomasza Hopfera w Lęborku. Tam skwar i warunki polowe sprawiały, że 42 km trzeba było mnożyć razy dwa.

Następnym przystankiem na trasie biegu było Żelistrzewo. Jest to jedna z nielicznych wsi posiadająca swój herb przedstawiający Serce Pana Jezusa, mikołajka nadmorskiego oraz tarczę. Żelistrzewo zostało założone między IX a XII wiekiem, a pierwsze znane wzmianki dotyczące miejscowości pochodzą z roku 1279. Z uwagi na to, że rządy sprawowało duchowieństwo świeckie, była to tzw. osada książęca.

Po pokonaniu przyjemnej alei drzew dotarliśmy do Osłonina. Po lewej stronie można było zobaczyć okazałe acz już nieczynne zakłady gospodarcze. Na terenie wsi wykryto bardzo starą osadę garncarzy, której istnienie potwierdzają wydobyte z ziemi wyroby rzemieślnicze oraz wczesne groby skrzynkowe. W okolicach Osłonina znajduje się rezerwat przyrody Beka, w którym można spotkać wiele unikatowych ptaków na skalę europejską i światową, a także wznoszący się na wysokość 16 m Klif Osłoniński.

Ostatnim przystankiem przed powrotem na trasę do Pucka było Rzucewo. Piękny XIX-wieczny pałac to nie jedyna atrakcja. Piękna - być może najpiękniejsza ścieżka biegowa, rowerowa i nordic walking była kolejnym etapem puckiego półmaratonu. Położona na skraju Kępy Puckiej droga robi wrażenie niesamowitymi widokami oraz jakością wykonania i wkomponowania w Muzeum Osada Fok, które powinno stanowić obowiązkowy punkt wizyt turystów przyjeżdżających na Półwysep Helski.

Końcówka trasy to bieg przez pucki park, który podobnie jak inne atrakcje tego miasta jest mało reklamowany i kojarzony przez odwiedzających to miasto. Meta usytuowała została na stadionie.

Podium zdominowali zawodnicy z zagranicy. Drugie miejsce zajął Przemysław Dąbrowski z czasem 1:11:18.

Czy warto brać udział w tym półmaratonie? Zdecydowanie tak - w miarę dobra organizacja plus ciekawe miejsca i zawsze upalna pogoda sprawiają, że z pewnością będę starać się uczestniczyć w X edycji tego półmaratonu. Czy godzina popołudniowa jest dobrym pomysłem? Ze względu na korki na półwysep wydaje się, że tak choć start o 09:00 mógłby przyciągnąć więcej biegających.

Do zobaczenia za rok!

Zerknij na pełne wyniki



wtorek, 25 lipca 2017

Nie poddawaj się czyli psychologia w historii. Elżbieta Zubrzycka. Recenzja

Elżbieta Zubrzycka w swojej książce "Nie poddawaj się!" zawarła nie tylko ciekawostki historyczne ale również ważne prawdy psychologiczne, o których dzisiaj wielu zapomina.

Dobranoc, Auschwitz. Reportaż o byłych więźniach

Określenie "polskie obozy koncentracyjne" to jawne zakłamywanie historii, na które jednak coraz więcej jest przyzwolenia. Jakby ktoś wiedział, że za dwa pokolenia stanie się to prawdą. Bo nie będzie świadków, a świadectwa można zawsze podważyć. Jak na to określenie, używane często przez niemiecką telewizję ZDF reagował Karol Tendera - więzień z Auschwitz nr 100 430?

Karol Tendera


Zakażony tyfusem w ramach eksperymentu medycznego nigdy nie pogodził się z tym, że można bezkarnie mówić o „polskich obozach zagłady”. Czytając "Dobranoc, Auschwitz" czuję, że w całej tragedii bycia w obozie koncentracyjnym i przebaczeniu oprawcom to jedno stwierdzenie - "polish death camps" uderzało w Karola Tendera najbardziej. Jeszcze gorsze było to, że polskie sądy umarzały sprawy tłumacząc się "znikomą szkodliwością społeczną" takich określeń. Może gdyby byli tam i przeżyli to - osądzaliby według swojego sumienia?

Józef Paczyński


Idźmy dalej. Józef Paczyński, rocznik 1920. Więzień numer 121 – z pierwszego transportu bo i numer bardzo "świeży". Szczęście w nieszczęściu zostaje fryzjerem Rudolfa Hössa. Przychodzi, strzyże, goli, skrapia wodą kolońską i wychodzi. Potem jest podejrzany, bo nikt z tak niskim numerem nie przeżył obozu. Ponadto wielu ma pretensje - czemu nie zarżnął oprawcy, gdy miał okazję? Na te i inne pytania nie poznamy dobrej odpowiedzi.

Świat bez Boga


"Dobranoc, Auschwitz" to ostatnie chyba świadectwo tragedii, której świadkowie odchodzą do wieczności. Tu jeszcze pojawiają się opowieści prawdziwe - naocznych widzów rozdzielania ludzi w przychodzących transportach, gazowania i palenia. To jeszcze ci świadkowie nie bali się mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, o utracie wiary w Boga i ogromnej chęci życia po życiu obozowym.

Chora współczesność


Autorzy - Aleksandra Wójcik i Maciej Zdziarski przelali na papier historię, która choć nie zawsze kończy się happy endem - jest potwierdzeniem tego, że warto żyć i to życie szanować. Nawet w najgorszych okolicznościach znajdują się ludzie, którzy nie zapominają o wartościach i etyce - ludzie, którzy działają w sposób przywracający wiarę w ludzkość.

Z drugiej strony ciężko jest autorom - tak jak bohaterom - opowiadać o powrocie do rzeczywistości ludzi po obozie. O koszmarach, które śnią się do końca życia. O napadach agresji niszczących rodzinne relacje. O żonach, które muszą być doskonałymi psychoterapeutkami i mężach mierzących się z kobiecą bezradnością.

Nie byłoby tej książki gdyby nie dr Alicja Klich - Rączka, która prowadzi dla byłych więźniów Auschwitz przychodnię lekarską. To także dzięki niej byli więźniowie spotykają się, wspominają i starają się poruszać w rzeczywistości, która zdaje się zapominać o wojnie i okrucieństwie.

Warto przeczytać i nauczyć się mocno protestować, gdy ktoś mówi o "polskich obozach koncentracyjnych". Niemieckie brzmi prawdziwie - bardzo prawdziwie, bo tak mówili ludzie, którzy Auschwitz przeżyli.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Kaszubski Park Miniatur. Świat na wyciągniecie ręki

Krzywa Wieża w Pizie, wieża Eiffla czy Biały Dom to tylko niektóre z atrakcji, jakie czekają na wszystkich, którzy zdecydują się odwiedzić Stryszą Budę i jej jedyną atrakcję - Kaszubski Park Miniatur.

Świat na wyciagnięcie ręki


Na dość małym terenie zgromadzono najpopularniejsze obiekty świata odwzorowane w skali 1:25. Bazylika Grobu Pańskiego, Statua Wolności, Sfinks, Big Ben czy Krzywa Wieża w Pizie, twarze amerykańskich prezydentów wykute w skale to tylko niektóre światowe obiekty które znajdują się w parku.

Właściciele miniatur idą również w obiekty typowo kaszubskie. Można więc zobaczyć kolegiatę w Kartuzach, kościół w Sianowie, Ołtarz Papieski w Sierakowicach, zamek w Bytowie, Żurawia Gdańskiego i wiele innych w pomniejszeniu. To świetny punkty wyjścia do zwiedzania prawdziwych budowli i odpowiedzi na szereg pytań - czy twórcy wiernie oddali szczegóły budynków? ile różnić jest w kopiach i oryginałach?

Inne atrakcje


Na terenie parku miniatur znajduje się gabinet śmiechu wyposażony w lustra, które sprawiają, że człowiek to raz jest gruby, chudy czy też wysoki albo niski. Ta atrakcja podoba się dzieciom - dorośli wydają się bardziej powściągliwi w ocenie poprawy humoru. Lepsze są ukryte anegdoty związane z parkiem miniatur - szczególnie ta o budowie krzywej wieży. Na czym polega? Zapraszam do odwiedzenia parku.

Słabszą stroną Kaszubskiego Parku Miniatur jest straszny dom oraz minizoo. Pierwszy nie za bardzo przeraża, choć jest wiernym odwzorowaniem dawnych domów strachu, które jeździły po kaszubskich miasteczkach. Minizoo zaś wydaje się dodatkiem, na który właściciele troszczący się o detale w swoich miniaturach, nie mają pomysłu. Wierzę głęboko, że to się zmieni, bo rozległy teren daje możliwości poszerzenia oferty dla tych, którzy lubią takie atrakcje. Także park postaci z bajek nie ma takiego sznytu jak opisywany park miniatur. Jest i tylko tyle można o nim powiedzieć.

Czy warto zajechać do Stryszej Budy, by móc obejrzeć to wszystko? Zdecydowanie tak - licząc na rozwój ciekawego pomysłu w najbliższych latach.

Ceny biletów oraz inne przydatne informacje znajdują się tutaj.



sobota, 22 lipca 2017

Domki na Kaszubach - Choszczogród

Szukasz ciekawego miejsca, w którym można wypocząć mając jednocześnie bazę do dalszych wypadów? Domki Choszczogród wydają się być ciekawą ofertą dla wszystkich chcących poczuć klimat Szwajcarii Kaszubskiej.


Położone niedaleko Sierakowic miejsce położone jest nad Jeziorem Czarnym. Do wyboru mamy możliwość nocowania w pokojach oraz domkach mieszczących do 12 osób.

Opcja z domkiem jest idealna dla rodzin z dziećmi. Do dyspozycji mamy sypialnie z widokiem na kaszubski pejzaż, łazienkę oraz w pełni wyposażoną kuchnię. Oczywiście jeśli nie chce się nam gotować możemy wykupić pyszne śniadania, obiady i kolacje przygotowywane przez gospodynię. Jedzenie jest mocną stroną Choszczogrodu. Gospodarz robi bardzo dobry chleb oraz wędliny, które są warte swojej ceny wzbudzając tęsknotę za produktami, które robione są bez większej chemii.

Na zimniejsze wieczory dobrym rozwiązaniem jest kominek oraz telewizor i darmowe wifi, które w połączeniu z winem wytwarzanym przez gospodarza daje efekt przebywania w namiastce raju.

Przy każdym domku znajduje się grill więc bez problemu można wieczory spędzać przy złowionej rybce czy kupionej kiełbasie. Wydaje się, że Choszczogród to raj dla wędkarzy. Mamy cztery pomosty okupowane przez fanów tego sportu. Jeśli twój stary jest wędkarzem - musi odwiedzić posiadłość Doroty i Rafała Choszcz. Jeśli nie posiadasz wędki czy łódki - wypożyczysz je u właściciela.

Do Choszczogrodu prowadzi trasa turystyczna wraz ze scieżką edukacyjną oraz łowiskami dla wędkarzy sprzyjająca wyprawom rowerowym oraz nordic walking, która łączy dwa jeziora - jezioro Miemino i jezioro Czarne.

Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Atrakcje w okolicy:


- Sierakowice – Ołtarz Papieski, zabytkowy drewniany Kościół
- Węsiory - kręgi kamienne
- Kartuzy Muzeum Kaszubskie
- Strysza Buda – park miniatur
- Nowęcino – Park Jurajski






Simona Kossak. O ziołach i zwierzętach

Po latach niebytu polski las znów wraca do łask. Nie mam tu na myśli protestów w Puszczy Białowieskiej czy rozważania problemów gospodarki drzewnej a miejsce, w którym dzieje się wiele i wiele zobaczyć można. Najlepiej z książką "O ziołach i zwierzętach" autorstwa Simony Kossak.


Jej pisanie dorównuje krewnym, których obrazy warte są dzisiaj setki tysięcy dolarów. Była córką Jerzego Kossaka, wnuczką Wojciecha i prawnuczką Juliusza. Bratanicą Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej oraz pisarki Magdaleny Samozwaniec.

Łącząc poezję słowa, rysunek i wiadomości naukowe prowadzi czytelnika poprzez trujące rośliny, które uzdrawiają. Pokazuje jak kiedyś traktowano zioła i w jaki sposób próbowano pozbyć się uroków, chorób i zapewnić sobie doczesne szczęście paląc to i owo. Fiołek na przykład może leczyć złą przemianę materii a dziurawiec ma wiele właściwości, o których nie wiedziałem i które nie są powszechnie w ziołolecznictwie używane. Nawet niewinne porosty rosnące w Polsce są wykorzystywane przy poważniejszych schorzeniach gardła czy żołądka.

Simona Kossak to nie tylko flora a również i fauna. Jelenie, żmije, wilki rysie czy puszczyki to tylko niektóre z gatunków, jakie znajdziemy w książce. Simona Kossak wyjaśnia dlaczego kukułki oszukują udając ptaki drapieżne. Jakie ptaki śpiewają najpiękniej i jak wygląda poranna toaleta lisa - przepraszam lisicy?

Wystarczy wyjść z domu, żeby nie móc przestać się dziwić. Nie trzeba mieszkać w Puszczy Białowieskiej – wystarczy rozejrzeć się przed blokiem, w parku, nad strumykiem. Rosną tam rośliny pozornie banalne – lebiodka, babka, macierzanka. Mieszkają zwierzęta, na które na co dzień nie zwraca się uwagi – mrówki, winniczki, trzmiele.

Książka piękna jak przyroda, która jest blisko nas.

Simona Kossak (1943–2007)


 biolog, leśnik, profesor, popularyzator nauki. Znana z bezkompromisowych poglądów i działań na rzecz ochrony przyrody, zwłaszcza Puszczy Białowieskiej, gdzie w starej leśniczówce Dziedzinka mieszkała ponad 30 lat. Urodziła się w artystycznej rodzinie Kossaków, była prawnuczką Juliusza Kossaka i wnuczką Wojciecha Kossaka. Skończyła studia biologiczne na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2000 otrzymała tytuł profesora nauk leśnych. Pracowała w Zakładzie Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży oraz w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych, gdzie od stycznia 2003 pełniła stanowisko kierownika. Była pomysłodawcą unikatowego na skalę światową urządzenia ostrzegającego dzikie zwierzęta przed przejazdem pociągów. Jej dorobek twórczy obejmuje ogółem kilkaset opracowań naukowych, niepublikowanych dokumentacji naukowych, artykułów popularnonaukowych i filmów przyrodniczych oraz trzy książki: Opowiadania o ziołach i zwierzętach, Wilk – zabójca zwierząt gospodarskich? i Saga Puszczy Białowieskiej. Od 2001 prowadziła codzienne audycje (Dlaczego w trawie piszczy) w Radiu Białystok i innych regionalnych oddziałach Polskiego Radia. Radio Gdańsk za popularyzowanie wiedzy przyrodniczej na antenie radiowej przyznało jej nagrodę „Osobowość Radiowa Roku 2003”. W uznaniu zasług na polu nauki i popularyzowania ochrony przyrody w 2000 została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi.