poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Tajemnice Korei Północnej

Tajemnice Korei Północnej

Z czym kojarzy się Wam Korea Północna? Kim Dzong Un, reżim czy ciągłe prześladowania i zastraszanie? Daniel Tudor i James Pearson obalają mity dotyczące kraju, który co rusz wzbudza emocje grożąc użyciem bomby atomowej w książce "tajemnice Korei Północnej".


Większości ludzi Korea Północna kojarzy się z reżimem politycznym, prześladowaniami i kultem przywódcy kraju, Kim Dzong Una. Książka "Tajemnice Korei Połnocnej"  to kopalnia ciekawych informacji na temat współczesnego życia w tym kraju. Czego dowiemy się o mieszkańcach najbardziej tajemniczego kraju na świecie?

Można się z niej dowiedzieć między innymi, że Korea Kimów produkuje własne tablety, marki Samijon, ale nie mają one funkcji Wi-Fi. Istnieje sieć komórkowa, z której połączenia można wykonywać tylko na terenie Korei. Są linie lotnicze, które przypominają te nasze z lat 70.

Około 70–80 proc. mężczyzn codziennie pije alkohol. Wynika to z faktu, że w telewizji nie ma nic ciekawego do obejrzenia :) Na poważnie jednak to bardzo poważny problem społeczny niszczący wielu ludzi. W tym Korea nie różni się od reszty świata.

Studenci uniwersytetu w Pjongjangu mieszkają z rodzicami, więc chętnie wyjeżdżają na czyn społeczny na wieś – mogą spotkać się z rówieśnikami i trochę poimprezować. Tam jest seks bez ograniczeń, alkohol oraz narkotyki. Wszystko w kolorach, które dopuszcza do użytku władza - szarych i ciemnych.

Najpopularniejszym narkotykiem w Korei Północnej jest metaamfetamina – pamiątka z czasów, kiedy reżim zapełniał swój skarbiec, wytwarzając ten narkotyk i handlując nim. Korea nie odcina się od świata co rusz starając się zapełnić kieszenie Kimów oraz wszystkich, którzy w tym systemie politycznym umieją się ustawić.

Są więc osoby, które produkują rzeczy na eksport (szczególnie do Chin). Istnieją firmy sprowadzające dobra luksusowe do Korei bo coraz więcej ludzi z otoczenia władzy chce błyszczeć Rolexem czy jeździć Hummerem w kraju, gdzie notorycznie brakuje benzyny. Wielu ludzi - niezwiązanych z władzą handluje nielegalnie na ulicy chcąc zarobić trochę grosza do domowego budżetu.

Są nawet firmy, które za odpowiednią opłatą (w amerykańskich dolarach) pomogą ci uciec od reżimu. W zależności od wybranego pakietu można zostać tylko przetransportowanym przez granicę lub uzyskać nową tożsamość dla siebie i rodziny. Money is the limit. Czy metaamefetamina nadal jest produkowana na eksport? Myślę, że nie jest to niemożliwe.

Pomimo takiego otwarcia nadal prowadzona jest inwigilacja każdego obywatela tak, by na wszystkich władza miała haka. Fryzjerzy zaś mają kilkanaście fryzur, z których obywatele KRLD mogą wybrać sobie odpowiednie uczesanie. Kucyki i inne irokezy są nie w modzie.

Książka bardzo prawdziwa i konkretna. Obalająca mity i pokazująca jak w Korei jest naprawdę. Przeczytana w ramach abonamentu empikgo.


czwartek, 18 kwietnia 2019

Villas. Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz

Villas

Czesława Gospodarek znana bardziej jako pani Villas odniosła niesamowity sukces w czasach, kiedy wszystkiemu brakowało kolorów.

W szarych czasach PRL-u Violetta Villas była jak malowany ptak. W latach 60. stała się na dwie dekady jedną z muzycznych ikon, towarem eksportowym. Często krytykowana w Polsce za styl i ekstrawagancję, za granicą przyjmowana była entuzjastycznie zarówno przez publiczność, jak i recenzentów. Owiane już legendą wyjazdy do USA gdzie zarabiała - jak podają autorzy książki "Villas" - małe pieniądze podłóg swoich wokalnych możliwości.


Przecież wtedy zachwycano się jej głosem. Śpiewała, grała w filmach i musicalach. Występowała w paryskiej Olimpii i nowojorskim Carnegie Hall, przez kilka sezonów była gwiazdą rewii Casino de Paris w Las Vegas.

Jaka była prawdziwa Violetta Villas? Autorzy książki w skrupulatny sposób składają wspomnienia, fakty i tropy, na jakie wpadli podczas pracy nad "Villas". Okazuje się, że za zasłoną pewnej i utalentowanej kobiety mamy osobę walczącą z samą sobą.

 Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz przywołują wspomnienia bliskich Villas, którzy podejrzewali, iż pobyt w Stanach wciągnął ją w bagno uzależnień. Kolejne lata i nieleczone choroby pogłębiały stan nieufności i oderwania od rzeczywistości.

Pokolenie urodzone po roku 1990 kojarzy Villas jedynie jako twórczynię schroniska dla psów, kotów i koziołków w Lewinie. Osobę, która ledwo wiązała koniec z końcem. Autorzy rozmawiali z Michałem Wiśniewskim próbującym wtedy pomóc Czesławie Gospodarek. Był również radca prawny, który bezinteresownie starał się dźwignąć gwiazdę z dołka. Okazało się, że piosenkarka nie płaciła składek w ZAiKS więc nawet tam trzeba było wszystko odkręcać. Na próżno.

Wydanie elektroniczne, które miałem okazję czytać wzbogacono o dwa rozdziały opisujące to, co działo się po śmierci gwiazdy w grudniu 2011 roku, w tym m.in. postępowanie spadkowe i historię Elżbiety Budzyńskiej, opiekunki Villas. Kobiety obwołanej przez media tą złą i chciwą na majątek divy. Jak skończyła się ta sprawa? Co teraz dzieje się z majątkiem (?) Villas?

Mocna książka.

środa, 17 kwietnia 2019

Płaczę z tymi, którzy nie płaczą. Bogdan Białek

Płaczę z tymi, którzy nie płaczą

Bogdan Białek - redaktor naczelny "Charakterów" od lat głosi światu prawdę o Pogromie Kieleckim. Wydarzenie, które ostatnimi czasy jest dla niektórych spiskiem UB dla Białka jest historią dotykającą nas wszystkich.


Pogrom kielecki to seria napadów na ludność żydowską, jaka miała miejsce 4 lipca 1946 roku w Kielcach. Pogromu dokonali mieszkańcy Kielc wraz z żołnierzami i milicją. Zgnięło ponad 37 osób a 35 zostało rannych. Wydarzenie to zapoczątkowało emigrację ludności żydowskiej z Polski.

Bogdan Białek w rozmowach zawartych w książce "Płaczę z tymi, którzy nie płaczą" wyjaśnia powody, dla których zajmuje się tą historią. Historią, która nie pozwala zapomnieć także o Holkauście a jednocześnie wymaga otwartej postawy przyjmującej, że nie wszyscy ludzie są bezsprzecznie czyści.

Bogdan Białek przeżywa ból ludzi, którzy nie umieją prosto mówić o tym, co ich boli. Wydaje się, że Pogrom Kielecki to trauma pokoleń chcących zapomnieć o takim wydarzeniu. Białek jak sprawny psychoterapeuta, cierpliwie walczy o to by ciężar tamtych wydarzeń nie zgniótł ludzi. Bez żydowskich korzeni człowiek walczy z antysemityzmem i nienawiścią.

Kiedy w kieleckiej synagodze znów zabrzmiały modlitwy świadkowie wydarzenia widzieli ogromne wzruszenie Bogdana Białka. Jego misja - wydawać by się mogło - skazana na niepowodzenie stała się symbolem walki z wszelaką nienawiścią i fobią.

Czytając "Płaczę z tymi, którzy nie płaczą" wiem, że choć trudno jest jednostce walczyć o prawdę i nazywać rzeczy po imieniu to są ludzie, którym się to udaje. Panie Bogdanie - dziękuję!






sobota, 13 kwietnia 2019

Królestwo. Szczepan Twardoch

Królestwo. Szczepan Twardoch

Szczepan Twardoch nie boi się poruszać tematów trudnych. II Wojna Światowa, Żydzi, Polacy i ich relacje są pokazane w mistrzowski sposób na kartach "Królestwa".


Tym razem bohaterem pierwszoplanowym nie jest już Jakub Szapiro - żydowski bokser i gangster. Walkę o przetrwanie musi wziąć na swoje barki Ryfka - burdelmama i nieszczęśliwie zakochana w złym człowieku kobieta - postać pierwszoplanowa.

Ukrywając się w ruinach Politechniki warszawscy Romeo i Julia próbują przetrwać żywiąc się jednym ziemniakiem i resztkami, jakie Ryfka znajdzie podczas nocnych obchodów stolicy. Jest nocnym zwierzęciem - skutecznym aż do bólu.

Szczepan Twardoch w opozycji do "Królestwa" nie stosuje fantastycznych zabiegów. W opowieści Ryfki, Dawida (syna Jakuba) widać tą niebezpieczną rzeczywistość wojny, okupacji i getta. Głód, śmierć i wszechobecne cierpienie zakrywają Boga, który nie reaguje. W "Królestwie" nie ma pytania, czy Bóg istnieje - są tylko dowody na jego brak.

Nie ma w "Królestwie" dobrych Polaków. Wyrzucają Żydów z ich domów, każą wypier... z Polski i świetnie współpracują z nazistami. Dawida próbują okraść nawet gdy ten prawie zginął uciekając z transportu do Treblinki. Żyd to dla Polaka w "Królestwie" bogacz, którego należy okraść wyrównując te przedwojenne nierówności.

Szczepan Twardoch generalizuje i pewnie czyni to tylko i wyłącznie na potrzeby "Królestwa". Wiadomo, że Polacy w czasie wojny w większości przypadków pomagali nie tylko Żydom uniknąć zagłady. Inną sprawą są odwieczne konflikty, w których Żyd musi być lepszy od Polaka we wszystkim bo jak mówi Jakub Szapiro "każda nasza porażka jest natychmiast klęską".

Literacko jedna z lepszych książek, jakie miałem okazję czytać.


czwartek, 11 kwietnia 2019

Policjanci. Bez munduru. Katarzyna Puzyńska

Policjanci bez munduru
Katarzyna Puzyńska po rozmowach z policjantami z ulicy na tapetę wzięła ich kolegów "bez munduru". Okazuje się, że opowieści ludzi z CBŚP, kryminalnych czy policyjnego psychologa niczym nie przypominają wcześniejszej książki.

"Policjanci. Bez munduru" to rozmowy Puzyńskiej z pracownikami dochodzeniówki, kryminalnej czy operacyjnej. Wydawać by się mogło, że elita polskiej policji zastrzeli nas historiami, które zmrożą krew w żyłach. Spektakularne zatrzymania, ogromne pieniądze czy wielkie afery występują w filmach Vegi - nie w rzeczywistości.

Po przeczytaniu rozmów Puzyńskiej dochodzę do wniosku, że praca "bez munduru" nijak ma się do amerykańskich filmów i realiów polskiej prewencji. Oprócz znanego i wałkowanego motywu o bardzo niskich zarobkach (pomimo PiS-owskich podwyżek), słabym życiu rodzinnym i wątłym zdrowiu nie znajdziemy w rozmowach czegoś ekstra. Języczkiem uwagi jest opowieść o "znanym" terroryście przebywającym na terenie Rzeczpospolitej.

Generalnie praca elity polega głównie na żmudnym i pełnym wysiłku rozwiązywaniu kolejnych spraw przy użyciu małej ilości środków - komputerów bez internetu, małej ilości papieru ksero czy długopisów. Czasem ma się wrażenie, że elita "bez munduru" to połączenie McGayvera z Batmanem i Harrym Potterem. Z niczego potrafią zrobić coś, co poprawia statystyki i pozwala rozwiązać sprawę. Przy okazji żyją na pełnej adrenalinie niszczącej umysł i ciało.

Bohaterowie poprzedniej książki Puzyńskiej - ci z pierwszej linii frontu - mają pracę bardzo ciężką. Ilość interwencji, kontuzji, pościgów, meneli, fekaliów i braku szacunku dorównuje dzisiaj wyłącznie nagonce na nauczycieli i ich walce o godne życie i nauczanie. Z rozmów Puzyńskiej z elitą wnioskuję, że ta formacja to mrówcza praca z doskonałymi wynikami. Bez fajerwerków i wszystkiego co z tym związane.

Książka zapowiadała się świetne - wygląda jednak na to, że życie nie zawsze jest takie mega kolorowe jak filmy Patryka Vegi.






poniedziałek, 8 kwietnia 2019

iGen. Pokolenie bez przyszłości?

Igen

Kim są ludzie z pokolenia iGen? Urodzeni po 1995 roku. Dorastali z telefonem komórkowym, mieli konto na Instagramie, zanim poszli do liceum, nie pamiętają czasów sprzed internetu. Różnią się od każdego poprzedniego pokolenia. Mowa tu o jednej czwartej Amerykanów. To iGen (skrót od „iGeneracji”) – pokolenie internetu. Właśnie nadeszło.


Dr Jean Twenge postanowiła przyjrzeć się tym ludziom w książce ukazującej się nakładem wydawnictwa Smak Słowa. "iGen" to opowieść o chłopakach i dziewczynach, którzy mają problem w bezpośrednim kontakcie z innymi. Nie patrzą się w oczy przez ciągłe przesiadywanie na smartfonie czy tablecie. Są bardziej znerwicowani niż ich dziadkowie i rodzice. W pokoleniu iGen ilość lęków, strachów, depresji jest zatrważająca tak samo jak ilość samobójstw.

Kończą z życiem bo rówieśnicy obrazili ich na Instagramie. Decydują się na tak drastyczne kroki w momencie, gdy na facebooku nie zostali dołączeni do ważnej grupy czy ktoś wykorzystał ich zdjęcia ze Snapchata. Czytając "iGen" cieszę się, że urodziłem się w 1984 roku.

Według dr Jean Twenge iGenowcy wolą mieć niż być. Marki są bogiem, marki są kluczem dla tego pokolenia, które jednak nie zapełnia sobie przestrzeni kolejnymi przedmiotami. Trudno dotrzeć do iGenowców z ofertą handlową. Jak zachęcić ich do zakupów biorąc pod uwagę te sprzeczności?

Bóg nie jest dla nich czymś atrakcyjnym. Lajki na Instagramie mają większą wartość niż duchowe czucie świata. Ilość followersów stanowi bezpieczną podstawę życia a Bóg jest pojęciem słabszym niż "zasięgi". Zasięg to bóg? Dla iGenu zdecydowanie tak!

Ilość wspomnianych różnic poraża jednak dzięki ogromnej pracy, jaką wykonała autorka "iGenu" nawet taki dziad jak ja zaczynam ich trochę kumać. Czytając o 11 milionach respondentów biorących udział w badaniach można stwierdzić, że "iGen" to dopiero początek.

Chcąc nadążyć za tym pokoleniem należy jeszcze głębiej przyjrzeć się dziewczynom i chłopakom, którzy siedzą cały czas na TikToku. Przecież oni w końcu też dorosną - jednak według dr Jean Twenge zdecydowanie później niż inne pokolenia ostatnich lat.

Z tą dorosłością to też ciekawa sprawa. iGen nie chce dorastać, bo to za trudne i niosące zbyt wiele wyzwań. Dowodem na ten stan rzeczy jest aplikacja TikTok, w której młodzi ludzie "tworzą" 15 sekundowe klipy pod fragment muzyki stając się gwiazdami spotykającymi się z fanami w galeriach handlowych.

Czy da się teraz wychować dziecko, które nie będzie iGenem? Można nie kupować smarfonu na pierwszą wizytę w przedszkolu i będzie zdecydowanie łatwiej niż wtedy gdy grzechotka dla malucha jest marki Samsung.

Życie z aplikacjami to wyzwanie nie tylko dla iGenu. Pytanie - jak żyć Panie Premierze? jest w tym przypadku bardzo ważne.

Zachęcam do lektury.


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Ciemno, prawie noc. Joanna Bator

Ciemno, prawie noc. Joanna Bator

"Bóg tkwi w szczegółach, a diabeł jest wszędzie" - tym mottem zaczyna swoją opowieść Joanna Bator. W "Ciemno, prawie noc" jesteśmy świadkami Polski z baśni, w której mało kto chciałby żyć.


Alicja Tabor - uznana reporterka po latach wraca do rodzinnego Wałbrzycha, by napisać reportaż o zaginionych dzieciach. Temat bez gotowej odpowiedzi i niesamowicie trudny jest dla niej początkiem przeżywania tego, czego doświadczyła w przeszłości i starała się zapomnieć.

Joanna Bator umie pisać. W "Ciemno, prawie noc" dostajemy porządną dawkę horroru, którego nie powstydziłby się Stephen King. Pieczone w piekarniku lalki Barbie, spalone koty czy żywe obrazy pedofilii to niektóre z elementów "Ciemno, prawie noc". Bo rzeczywiście nie widać w tym świecie światła - idei mogącej zmienić życie ludzi z Wałbrzycha i okolic.

Są za to kości mające leczyć ludzi z wszelakich przypadłości. Jest nowy mesjasz - były pracownik kopalni mogący zmienić świat na lepsze wespół z masą, która nienawidzi Żydów, Polaków, gejów, protestantów, murzynów i wszystkiego co inne. Próżno w tym towarzystwie szukać światła. Jest ciemno - prawie noc. Podziwiam Joannę Bator za umiejętność wiernego oddania języka bohaterów, tworzenie neologizmów i kultowego oddania naszych, polskich dyskusji w internecie. Czapki z głów!


Ilość tajemnic i nierozwiązanych spraw z przeszłości przeraża. W tym wszystkim Alicja Tabor z coraz lepiej świecącą pochodnią pokazuje słabość konstrukcji ociekającej śluzem i masą skrywającą zwierzęcą naturę człowieka. Wszyscy tańczą wokół tego taniec śmierci do momentu, kiedy reporterka od spraw beznadziejnych zbliża się do rozwiązania sprawy.

Książka bardzo mocna i niesamowicie dobra. Jest ciemno - prawie noc a ja idę czytać. Jeszcze raz i jeszcze.

niedziela, 17 marca 2019

Ja, joga

Ja, joga

Książka "Ja, joga" autorstwa Susan Verde i Petera Reynoldsa reklamowana jest jako lektura dla dzieci chcących zacząć przygodę z jogą. Błąd - ten prosty podręcznik jest dla każdego!

"Ja, joga" to opowieść pokazująca jak szybko zmienia się dzisiejszy świat. Dziewczynka, która jest główną bohaterką opowieści mierzy się z problemami dotykającymi dzieci i dorosłych.

Kiedy przytłacza ją świat, zaczyna przeszkadzać szept a ludzie nie za bardzo chcą wchodzić w relacje ona mówi: "Zamykam oczy i robię miejsce w myślach i sercu, żeby tworzyć i śnić. Jestem jogą".

W ciekawy sposób autorzy łączą poszczególne asany z ich wpływem na postawę wobec życia i problemów. Asana drzewo pozwala dziecku (i dorosłemu) poczuć się pewniej w niepewnym świecie. Pozycja, którą nazywa się wojownik sprawia, że bardziej jesteśmy skłonni walczyć o swoje. Asana księżyc to zaś możliwość udowodnienia, że wszystko jest możliwe - nawet taniec z księżycem.

Autorzy zwracają uwagę, że dzieci praktykujące ćwiczenia jogi od małego są dużo bardziej odporne na choroby i stres w dorosłym życiu. Warto pamiętać, że każdy może spróbować asan bez względu na wiek. "Ja, joga" jest świetnym wprowadzeniem w świat podstawowych ćwiczeń dla każdego.

Szukasz wyciszenia i uspokojenia? "Ja, joga" jest zdecydowanie dla Ciebie.


Trzynasty dzień tygodnia. Ryszard Ćwirlej

Trzynasty dzień tygodnia

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polsce Stan Wojenny. Ryszard Ćwirlej świetnie wykorzystał tamten czas w "Trzynastym dniu tygodnia" - opowieści, w której zbrodnia miesza się z polityką i dużą dawką humoru.


W nocy z 12 na 13 grudnia grupa milicjantów, w której znajduje się dobrze znany czytelnikom prozy Ryszarda Ćwirleja - Mirek Brodziak, zostaje wysłana do jednego z działaczy Solidarności celem aresztowania. Niby wszystko idzie w porządku jednak w mieszkaniu obok znaleziony zostaje zamordowany człowiek. Chwilę później okazuje się, że w innej części Poznania kolejna ofiara została zabita strzałem w serce.

Co ma wspólnego ta dwójka ze sobą i Solidarnością? Czemu sprawą tak intensywnie interesuje się Służba Bezpieczeństwa? Dlaczego chorąży Teofil Olkiewicz nie może kupić jak normalny człowiek wódki?

"Trzynasty dzień tygodnia" to opowieść, w której czytelnik znajdzie wszystkie mocne strony prozy Ryszarda Ćwirleja. Poznańska gwara, topografia miasta i okolic oraz humor sytuacyjny i postać Teofila Olkiewicza sprawiają, że ta i pozostałe książki Ćwirleja są zawsze na topie.

W "Trzynastym dniu tygodnia" dowiadujemy się więcej na temat początków pracy w milicji Mirka Brodziaka, który pierwsze kroki w służbie stawiał właśnie w Stanie Wojennym. Również przeszłość Teofila Olkiewicza - byłego funkcjonariusza SB jest bardzo ciekawa i wyjaśnia wiele sytuacji z innych opowieści o milicjantach z Poznania autorstwa Ćwirleja.

Solidarność i jej działacze w tej opowieści to również bardziej grupa humorystyczna niż poważni panowie walczący o demokrację. Autor "Trzynastego dnia tygodnia" słusznie pokazuje zwykłych obywateli niezwiązanych ze związkami, którzy pociągnęli zmiany w historii wspierając opozycjonistów i obalając system.

"Trzynasty dzień tygodnia" to ciekawa literatura i świetna lekcja historii.


sobota, 9 marca 2019

Krótki kurs uważności

Sztuka dobrego życia

Czujesz, że marnujesz czas? Nie wiesz jak podejmować decyzje? Być może nie ćwiczysz uważności pozwalającej na unikanie błędów w wielu dziedzinach życia.


Uwaga, czas i pieniądze - to według Rolfa Dobellego - trzy najważniejsze zasoby. Wielu powie, że pieniądze nie są najważniejsze. Fakt! Nawet jednak czas wydający się cennym zasobem nim nie jest. Uwaga pozwala osiągnąć spokój jeśli jest używana w odpowiedni sposób.

Rolf Dobelly zwraca uwagę :)  na fakt, iż należy unikać darmowych treści. Wszystkie filmy, teledyski czy fotografie sprawiają, że człowiek przestaje być skupiony na tym, czego chce i zaczyna odchodzić w rejony, które go rozpraszają.

Podobnie rzecz ma się z czytaniem (sic!) tekstów w internecie. Wypełnione hiperlinkami treści nie pozwalają człowiekowi zapoznać się z istotą rzeczy i uwaga odchodzi w większości przypadków gdzie indziej. Wydaje się, że najlepsze w ćwiczeniu uwagi i pogłębianiu wiedzy jest korzystanie z klasycznej, drukowanej książki.

Uwagę, jaką poświęcasz właśnie na czytanie tej treści nie poświęcasz osobie, która jest w pobliżu. To samo dotyczy namiętnego przeglądania Facebooka, Instagrama czy bardzo popularnego ostatnio Tik Toka. Co wybierasz? Uwagę w relacji czy życie w wirtualnej rzeczywistości?

Rolf Dobelly zwraca uwagę również na fakt, iż namiętne korzystanie z mediów społecznościowych wypełnionych treściami reklamowymi - udostępnianymi przez Twoich idoli czy przyjaciół sprawiają, że przechodzisz do pozycji słabości. Wiadomo, że lepiej będzie działać z pozycji siły pozwalającej wybierać to, co dla nas najlepsze.

Autor "Sztuki dobrego życia" za główny cel :) uważa wyznaczanie sobie celów osiągalnych nawet jeśli czasem poprzeczka podniesiona jest bardzo wysoko. Nie trzeba poświęcać uwagi na to, co aktualnie modne do osiągania (kariera, crossfit, joga) ale na to, czego naprawdę pragniemy.

A żeby to wiedzieć warto ćwiczyć się w uważności.

Resztę złotych myśli znajdziecie w książce "Sztuka dobrego życia" Rolfa Dobellego.



Czarna wołga. Kryminalna historia PRL

Czarna wołga

Legenda o czarnej wołdze, która poruszała się porywając grzeczne i niegrzeczne dzieci rozpalała wyobraźnię ludzi w Polsce Ludowej. Jednak jak to zwykle w życiu bywa - rzeczywistość PRL-u była bardziej krwawa niż prezentowała to propaganda.



Porwania dzieci, napady i brutalne zabójstwa, osławieni zbrodniarze i najgłośniejsze procesy sądowe, kradzieże dzieł sztuki i fałszerstwa pieniędzy na niewyobrażalną dziś skalę.  To tylko niektóre ze spraw opisywanych w "Czarnej wołdze".

Przemysław Semczuk opowiada nam historie mrożące krew w żyłach. Kto spodziewałby się, że profesor medycyny będzie chciał upozorować śmierć żony trując ją i niedopuszczając do sekcji zwłok. Inny zaś uczony w piśmie i naukach - niejaki prof. Tarwid otruł małżonkę podając jej środki przeciwbólowe celowo pomylone z cyjankiem. Przypadek? Nie sądzę.

Trudno wyobrazić sobie tragedię rodziców dzieci kieleckich, które zginęły przysypane tonami piasku. Poszukiwania mające wiele wątków - od porwania przez czarną wołgę poprzez siatkę pedofilów przyniosły szokujący finał. Jak poradzili sobie z tą stratą rodzice? Tylko Bóg raczy wiedzieć.

Kryminalna historia PRL, którą prezentuje Przemysław Semczuk to trzymająca w napięciu opowieść o wydarzeniach, które paraliżowały opinię publiczną. Ale także o tych, o których społeczeństwo miało się nigdy nie dowiedzieć. Jak choćby kradzież całego arsenału broni z jednej z komend czy szaleńcu, który chciał otruć mieszkańców pewnego miasta.

Autor "Czarnej wołgi" oprócz samych historii próbuje dowiedzieć się, jaki los spotkał ludzi, którzy wtedy byli w centrum tych wydarzeń. Jego dziennikarskie śledztwo jest fascynujące - podobnie jak sposób, w jaki podchodzą ludzie do tamtych dni. Wszystkie są zaskakujące i potwierdzające myśl, iż czas leczy rany. Czasami...


Gdyby historii uczył mnie Semczuk pewnie natchniony przez świetnego nauczyciela zgłębiałbym takie historie. Uczył mnie jednak kto inny i jak na razie zostaje mi tylko autor "Czarnej wołgi" i jego kolejne - równie pasjonujące opowieści.


wtorek, 5 marca 2019

17 podniebnych koszmarów. Stephen King

17 podniebnych koszmarów

Czy wszyscy boją się latać? Od czasów Ikara podróżowanie w niebie osiągnęło wysoki poziom technologiczny jednak strach przed byciem w przestworzach jest dość powszechny. Czemu więc na jego bazie nie zebrać najlepszych opowiadań grozy tyczących się właśnie tej dziedziny życia?


Stephen King wraz z pisarzem a jednocześnie skrupulatnym badaczem twórczości autora "To" - Bevem Vincentem zebrali "17 podniebnych koszmarów" pokazujących grozę, jaka czeka na nas w niebie. Jeśli więc boicie się latać - ta książka sprawi, że ... będziecie bać się jeszcze bardziej. Jeśli zaś należycie do grupy, dla której podróż samolotem to betka ... nadal będziecie do niej należeć.


Stephen King nie znosi latać. Choć jego opowiadanie jak i charakterystyczne luźne przedmowy do każdego z opowiadań mogłyby temu przeczyć. Autor "Carrie", który przeżył straszliwy wypadek samochodowy wspomina o chwilach grozy (prawdopodobnie po raz pierwszy) przeżytych podczas jednego z lotów samolotem. Jego wybór na stanowisko głównego machera w antologii jest więc oczywisty.

Teksty takich autorów jak Richard Matheson, Ray Bradbury, Roald Dahl, Dan Simmons sprawiają, że zbiór "17 podniebnych koszmarów" jest, jak ujmuje to King, "idealną lekturą do samolotu, zwłaszcza podchodzącego do lądowania podczas burzy nawet jeśli siedzicie bezpiecznie na ziemi, lepiej mocno zapnijcie pasy".

Znów blyszczy gwiazda Joe Hilla (syna Stephena) , który wbrew ojcu pisze wolniej i nie puszcza kolejnych książek z szybkością maszyny do robienia baniek. Zaskoczył mnie miło Bev Vincent, który napisał bardzo dobre opowiadanie grozy. Także Dan Simmons robi wrażenie na człowieku stroniącym od podróży samolotem.

Temat samolotów od 2010 roku sprawił, że w Polsce jest wielu "ekspertów" od podniebnych podróży. Dzięki Kingowi i Vincentowi można do tematu podejść od zupełnie innej strony i jednocześnie trochę się przestraszyć.

poniedziałek, 4 marca 2019

Już nikogo nie słychać. Ryszard Ćwirlej

Już nikogo nie słychać

Katarzyna Bonda w jednym z wywiadów pytana o Ryszarda Ćwirleja powiedziała, że to "pisarz klasy światowej". Szkoda, że ten świat jest za mały dla geniusza kryminału milicyjnego i poznańskiego. "Już nikogo nie słychać" to przykład tego drugiego gatunku.



Mamy listopad roku pańskiego 1926. W Poznaniu krążą pogłoski o spodziewanej wizycie Piłsudskiego. Nad bezpieczeństwem Marszałka ma czuwać komisarz Antoni Fischer. Jednak napięta po przewrocie majowym atmosfera w kraju, narastające nastroje antysemickie oraz ciągle ścierający się bolszewicy i narodowcy nie ułatwiają komisarzowi zadania.


Na domiar złego w mieście dochodzi do zbrodni. Młody praktykant znajduje ciało zastrzelonego właściciela zakładu pogrzebowego, Alojzego Kaczmarkiewicza. Jego siostrzeniec Anastazy Olkiewicz, zasłużony w czasie wojny bolszewickiej przodownik policji, za punkt honoru stawia sobie złapanie zabójcy. Niedługo potem, w podobny sposób, ginie działacz partii narodowej, mecenas Olgierd Witecki. Fischer nie ma ani chwili do stracenia, jak najszybciej musi znaleźć groźnego zabójcę. W tym wszystkim próbuje pomóc mu Anastazy Olkiewicz - dziadek dobrze znanego czytelnikom prozy Ryszarda Ćwirleja - Teofila Olkiewicza.

Ryszard Ćwirlej w "Już nikogo nie słychać" prezentuje czytelnikowi jakość pisarstwa, która jest jak powiew świeżego powietrza. Starając się trzymać historycznego tła autor tworzy opowieść, która mogła się wydarzyć tam i wtedy. Dodając do tego poznańską gwarę, język niemiecki i garść szczegółów z epoki umieszczonych obok kryminalnej zagadki mamy zapewnione godziny świetnej rozrywki.

Czytelnicy tęskniący na Teofilem Olkiewiczem w osobie dziadka Anastazego odnajdą to wszystko, za co pokochali tego pierwszego. Jowialny i będący zawsze w świetnym humorze dziadek sprawia, że "Już nikogo nie słychać" to również fragmenty doskonałej komedii sytuacyjnej.

Choć "Już nikogo nie słychać" to trzecia część serii o Antonim Fischerze ja czytałem ją jako pierwszą. Nie żałuję i już sięgam po kolejne tomy opowieści, które tylko potwierdzają klasę Ryszarda Ćwirleja - pisarza wielkiego kalibru.