sobota, 17 czerwca 2017

Walka o pożywienie jest nierówna – dokarmia się ptaki a kota – już nie …

Z Kotem Sylwestrem*, znanym bohaterem dziecięcych bajek o stosunku do ptaków, jedzeniu mięsa i byciu gwiazdą rozmawia Tomasz Albecki.



Zagrałeś w 90 filmach z serii Zwariowane melodie goniąc biednego ptaszka. Nie żałujesz, że zaszufladkowano Ciebie jako potencjalnego mordercę?

Gdy idę ulicą – czasem rzeczywiście spotykam się z przejawami nietolerancji wobec kociej natury. Przecież nie od dziś wiadomo, że my koty delektujemy się świeżym mięskiem. Gdy jest ptasie – tym lepiej. Odpowiadając na twoje pytanie – nie żałuję, bo grałem siebie.

Utrzymujesz jeszcze kontakty z Tweetym?

Powiem tak – każdy z nas poszedł w swoją stronę, chociaż chciałem skonsumować nasz związek. Tweety pozornie tylko śmiał się ze mnie. Z odcinka na odcinek tracił siły i moje wysiłki zostałyby nagrodzone. Niestety – producenci widząc to zdecydowali się nie kontynuować kręcenia serialu.


W ankiecie przeprowadzonej przez serwis filmweb jesteś jednym z najgorzej ocenianych postaci z kreskówek. Pewnie wynika to z twej łowczej natury...

Na naturę nic nie poradzę i nie będę z nią walczył. Widać ludzie nie do końca rozumieją zwierzęcą naturę.

Zima tego roku była niezwykle ostra. Jak podobały ci się akcje, w których namawiano do dokarmiana ptaków?

Oczywiście popieram każdą formę pomocy bliźniemu. Wielu jednak zapomniało o kotach. Nie każdy żyje w tak ciepłym otoczeniu jak ja. Inne muszą walczyć o przetrwanie w mroźnym klimacie. A tu walka o pożywienie jest nierówna – dokarmia się ptaki a kota – już nie …

A zostawianie otwartych okien do piwnicy w blokach? To nie pomoc?

Oczywiście, jednak kot musi coś jeść. Łowca poluje bez względu na porę roku i jeśli już człowiek zdecydował się ingerować w nasze życie musi nam pomóc, w taki sam sposób jak pomaga ptakom. My na nie polujemy.

Co byś zrobił, gdybyś do końca Twoich siedmiu żyć dostawałbyś popularną puszeczkę zamiast polowania?

Odmówiłbym – wolę sam zapolować. Nie idę na łatwiznę i nie chcę być od nikogo uzależniony.

Sylwester Junior też jest łowcą?

Uczę go polowania na ptaki. Niech je smacznie i zdrowo. Umiejętności i pierwsze sukcesy już ma za sobą.

Czyli nie dla wegetarianizmu?

Zdecydowane. I jeszcze równe zasady – dla wszystkich. Koty też muszą coś zimą jeść. Najlepiej ptasie mięsko.

*Pozycjonowanie to ciekawa sprawa. Pisanie tekstów takich, jak ten to zabawa i realizacja pisarskiej pasji, bez której trudno żyć - a kota Sylwestra i tak lubię :)

Story cubes - supermoce

Story cubes - supermoce to inny wymiar rozrywki z serii Story Cubes. Tym razem mamy do dyspozycji 3 kości z 18 niezwykłymi mocami. Co robić?


Okazuje się, że nawet w takim przypadku można snuć opowieści, które nie mają końca. Dla fanów Marvela czy DC Comics nie będzie to problem. Ot, możemy zacząć opowieść o Batmanie, który błąka się w Gotham spotykając coraz to nowe siły zła wyposażone w supermoce? Jak je pokonać? Odpowiedź znajduje się być może w tajemniczym autobusie, który kryje równie tajemniczą broń unicestwiającą wszystkie złe moce. A może zacząć od tajemniczej kobiety, która na pojeździe przypominającym UFO ląduje na ziemi spotykając człowieka posiadającego superwzrok. Co dzieje się dalej?

Wszystko zależy od pomysłowości opowiadającego. Story Cubes w tej wersji to ciekawa propozycja dla nauczycieli języka angielskiego czy niemieckiego, gdzie można puścić wodze fantazji i ćwiczyć swoje możliwości językowe ile dusza zapragnie. W dodatku bez monotonni i nudy, co w językowych bataliach jest bardzo ważne.

Story cubes supermoce to dodatek do oryginalnych kostek Story Cubes. Uważam jednak, że rozgrywka 3 kosteczkami dla osób, które chcą podnieść poziom trudności jest równie ciekawa co rozszerzanie np. Story Cubes Batman.

O grze z rebel.pl:


Story Cubes stworzył Rory O'Connor z Irlandii, trener kreatywności i twórczego rozwiązywania problemów. Ta niewielka gra szybko okazała się nieocenioną pomocą dla nauczycieli, trenerów, terapeutów, jak również znakomitą, ćwiczącą kreatywność i wyobraźnię grą dla całej rodziny lub grona przyjaciół.

Seria Story Cubes zdobyła prestiżowy tytuł Zabawka Roku 2017 przyznawany przez portal Zabawkowicz.pl dla najbardziej wartościowych, mądrych i bezpiecznych zabawek i gier.

Gra do nabycia na rebel.pl


Story cubes - w Dolinie Muminków

Story cubes to prosta w założeniach i jednocześnie genialna gra, która dostarczy Wam masę radości, stanowiąc przy tym doskonały trening pomysłowości i wyobraźni. Story Cubes Muminki to dziewięć ładnie wykonanych, sześciennych kostek, z których każda zawiera na ściankach odmienny zestaw ilustracji. To kolejna - po Story Cubes Batman gra z serii rozwijającej wyobraźnię dzieci.


Na czym to polega?


Rzuć 9 kostkami, na których znajdziesz 54 obrazki ściśle powiązane ze światem Muminków: Muminka, Małą Mi, Mamę Muminka i wiele innych. Przyjrzyj się im i zacznij snuć opowieść, zaczynając od słów "Pewnego dnia w Dolinie Muminków Mała Mi wyszła na spacer spotykając po drodze smutną Mamę Muminka..." Historię opowiedz w oparciu o dziewięć obrazów, które wypadły na kostkach. Zacznij od dowolnego z nich, najlepiej od tego, który jako pierwszy przykuł Twoją uwagę, nadaje się idealnie do opowiedzenia opowieści, którą sobie wcześniej zaplanowałeś lub idź na żywioł. W Story Cubes nic Ciebie nie ogranicza oprócz wyobraźni, która w świecie nowych mediów jest najsłabszym ogniwiem społeczeństwa.

Wielu zarzuca Story Cubes, że są nudne. Oprócz tego, że mamy 9 genialnie wykonanych kostek i możliwości opowiadania nic innego się nie dzieje - mówią malkontenci. Wystarczy jednak zapoznać się z twórczością Tove Jansson, żeby poznać bogactwo i głębię opowieści, jakie tkwią w bohaterach przypominających hipopotamy :) Nawet z przewidywalnym Włóczykijem można tworzyć opowieści, o których autorce "Muminków" się nigdy nie śniło.

Story cubes to gra, która pozwala rozszerzać zdolności językowe i zbliża ludzi. Nie ma tu złych odpowiedzi, jedyne co cię ogranicza, to Twoja własna wyobraźnia. A tą warto ćwiczyć - bez względu na to, czy ma się pięć, dziewięć czy sto lat.

Gra do nabycia w sklepie rebel.pl

Przeczytaj także o story cubes batman.

środa, 14 czerwca 2017

Daredevil czyli dlaczego lubię Netflixa?

Matt Murdock jest niewidomym prawnikiem, który dzięki nadludzko wyczulonym pozostałym zmysłom i umiejętnościom walki wręcz, zwalcza przestępczość w Nowym Jorku jako superbohater, Daredevil. Przez dwa sezony serialu radość z jego oglądania była tak samo mocna jak w przypadku lektury oryginalnego komiksu, na którego podstawie serial nakręcono.


Pierwszy sezon składa się z 13 odcinków, które miały swoją premierę 10 kwietnia 2015 roku w serwisie Netflix. O ile ten sezon wydaje się ciut przegadany i konflikt z władcą półświatka - Wilsonem Fiskiem nie robi dużego wrażenia to sezon drugi rekompensuje to całkowicie. Emisja drugiego sezonu, składającego się również z 13 odcinków, miała swoją premierę 18 marca 2016 roku.

Walka o wpływy w Nowym Jorku to już nie tylko biznesmeni chcący sprzedawać heroinę ale Yakuza i tajemnicza organizacja, która działa na granicy rzeczywistości i magii. W tym wszystkim dać radę musi sobie Matt Murdock, któremu pomocy udzieli sam Punisher. Postać tego ostatniego to mój powrót do przeszłości - przypomina mi czytane komiksy w podstawówce, gdzie dostęp do nich był ograniczony i wiązał się z dobrymi układami w kiosku Ruchu. Występujący w tej roli Jon Bernthal fenomenalnie potrafi połączyć dwie osobowości mściciela - anioła zemsty i anioła tęsknoty. Jego twarz nadaje się do grania pozytywnych psychopatów.

Świat postaci superbohaterów przenika się podobnie jak ludzi, którzy są z nimi blisko. Claire Tample jest pielęgniarką w szpitalu. Pomaga Daredevilowi w leczeniu jego ran. Jest również przyjaciółką Luke’a Cage’a, o którym serial (bardzo dobry zresztą) można zobaczyć w serwisie Netflix.


Ciekawostką jest, że odtwórca głównej roli - Charlie Cox został uhonorowany przez Amerykańską Fundację na rzecz Niewidomych dla tych, „które wykazały wybitne osiągnięcia w zakresie poprawy jakości życia dla osób z utratą wzroku. W fenomenalny sposób pokazuje, pomimo swojej superbohaterowości, prozaiczne problemy, z jakimi zmaga się osoba pozbawiona wzroku. Jury zapominało jednak o nauczycielu Daredevila granym przez Scotta Glenna. Równie ciekawa kreacja, jak Charlie Cox'a.

Serial nawet dla antyfanów świata superbohaterów. Czy będzie sezon 3? Daredevil z pewnością ma jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, bo zło czai się w najmroczniejszych zakamarkach Nowego Jorku.


wtorek, 13 czerwca 2017

Jak zostać finansowym ninją?

www.finansowyninja.pl

Pieniądze znikają jeszcze zanim wypłata wpłynie na konto? Karta kredytowa to twój jedyny przyjaciel, a ostatni raz widziałeś gotówkę w podstawówce, gdy dostawałeś kieszonkowe? Jeśli tak - wiedz, że coś się dzieje. Dzieje się coś złego i ponoć z tego wyciągnie ciebie książka "Finansowy ninja" Michała Szafrańskiego.


Autor jest założycielem bloga jakoszczedzacpieniadze.pl oraz podcastu "Więcej niż oszczędzanie pieniędzy". Jak można przeczytać w książce "postanowił (w 2012 roku) porzucić dobrze płatny etat na rzecz edukacji finansowej i stał się autorytetem w dziedzinie mądrego oszczędzania". Czyli praktyka z oszczędzania nie mając żadnego źródła dochodu jest? Jest!

Michał Szafrański na 541 stronach "Finansowego ninja" próbuje zrobić ze mnie prawdziwego wojownika pieniądza. Takiego, który zacznie korzystać z excela, kalkulatora finansowego celem dobrego planowania budżetu domowego. Teoria poparta jest praktyką i listami czytelników, którym się udało. Jeden z nich oszczędza więcej pieniędzy dzięki analizie wszystkich wydatków. Inny zrezygnował z szeregu ubezpieczeń i zyskał pewną sumę w skali roku. Jeszcze inny zdecydował się na promocję w banku, o której pisał autor "Finansowego ninja" zyskując oczywiście pieniądze prawie za darmo.

Autor ewangelizuje Polaków, którzy jeszcze w XXI wieku nie wiedzą, że jedyną miarą zamożności jest kwota netto. Wydawać by się mogło - rzeczy tak oczywiste w Polsce wywołują zdziwienie. Sam byłem świadkiem rozmowy w sprawie pracy, gdzie pracownik myślał, że dopisek brutto jest tylko "dla beki". Śmiesznie nie było, gdy zobaczył przelew na koncie. Postanowił założyć własną firmę i zarabiać miliony. Z tego co wiem do dzisiaj obserwuje rynek z wygodnej kanapy czekając na okazję. Nie czytał "Finansowego ninja"?

Michał Szafrański zajmuje się wieloma aspektami oszczędzania i zarabiania. Od lokat, kont za zero złotych, poprzez inwestycje, polisy i zakładanie własnej działaności gospodarczej. Opowiada o swojej wolności finansowej, którą uzyskał i wolności w ogóle. Możliwość wybierania szkoleń, na których będzie prelengentem i masa innych rzeczy to przykłady, że "yes, we can!". Can you?

Słusznie zwraca uwagę autor na fakt, iż finansowy ninja nie powinien pożyczać pieniędzy na nic (oprócz mieszkania). Kandydatów na tego japońskiego wojownika wielu, ale niech pierwszy wyciągnie miecz ten, który pożyczył tylko na własne m. Nie widać w górze wielu katan?

Z drugiej strony trzeba trochę ten nasz naród bronić. Nie znalazłem w książce odpowiedzi ani sugestii dotyczących oszczędzania kiedy pracodawca płaci pod stołem bo "oficjalnie się nie opłaca". Zmiana pracy nie wchodzi w grę, gdy wykształcenie i inne czynniki sprawiają, że nie ma innej alternatywy. Kurierzy, pracownicy Inpostu czy robotnicy zarabiający 8 złotych na godzinę z "Finansowego ninja" wyciągnąć mogą tylko nadzieję, że są ludzie, którym się powiodło i mają lepiej. Czy oni mogą też tak mieć?

Interesując poradnik, który łączy teorię z praktyką. Nie daje gotowych rozwiązań bo te na przykładach musi wypracować czytelnik chcący zostać ninja. Ja pozostanę na razie przy Lego Ninjago.

Innym życzę dużo szczęścia i pieniędzy oczywiście!

Książka do nabycia tutaj w pakietach. Miłej lektury!

niedziela, 11 czerwca 2017

Traktat o łuskaniu fasoli

Czy życie ludzkie jest coś warte? Co to w ogóle są wartości? Jak żyć pani premier - jak żyć? To tylko niektóre z pytań, na które nie znajdziemy odpowiedzi w "Traktacie o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego.


Nagrodzona w 2007 roku nagrodą literacką NIKE powieść jest metafizyczną próbą opowieści o życiu każdego z nas. W monologu, który przez kilkaset stron prowadzi główny bohater - narrator dowiadujemy się więcej na temat jego pokręconych losów. Wojna, polityka i emigracja to trzy główne filary kształtujące osobowość tajemniczej postaci. Rzucony w wir zdarzeń, na które nie ma wpływu perfekcyjne przywołuje je podczas zwykłego łuskania fasoli.

Czynność tę wykonujemy właśnie z głównym bohaterem. Wiesław Myśliwski wprowadza nas w magiczny i bezpieczny świat stróżówki położonej gdzieś daleko poza wielką cywilizacją. Stróżówki, która tylko w sezonie letnim nękana jest przez grzechy nowoczesności: technologię, zdrady, kłamstwa i egoizm. "Człowiek coraz bardziej odstaje od człowieka" - czytamy w jednym z rozdziałów "Traktatu". W przypadku tego dialogu mamy niesamowitą bliskość dwóch osób, które w ogóle się nie znają. To za tym tęsknimy nieświadomie. To właśnie jest duża siła książki Myśliwskiego - wywoływanie nieświadomych tęsknot i pragnień.

"Czy zastanawiał się pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość, drogi panie, nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi" - powiada narrator w kolejnym rozdziale powodując, że runie świat czytelników, którzy tak chętnie wspominają dawne dzieje nie patrząc na tu i teraz.

"Książki to jedyny ratunek, żeby człowiek nie zapomniał, że jest człowiekiem. (…) Książki to także świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi" - powiada narrator i słusznie prawi. Polać mu - dobrze gada, jak mawia się na Kaszubach. I nawet o piciu coś się znajdzie - "Kto pije z powołania, a nie od przypadku do przypadku, zna sposoby, jak dużo powiedzieć, a nic nie powiedzieć, jak się śmiać, gdy w środku nie do śmiechu, jak w coś wierzyć, gdy w nic się nie wierzy nawet w żaden nowy, lepszy świat."

Narrator stawia mocne pytanie - "Co ma człowiek tak naprawdę z życia? Za te wszystkie starania, zabiegi, bezsenności, strapienia, co ma?". Każdy może (ale nie musi) znaleźć sobie odpowiedzi na te pytania. "Traktat o łuskaniu fasoli" powoduje przemyślenia lepsze niż łączenie amfetaminy z heroiną i dużą ilością alkoholu.

"Traktat o łuskaniu fasoli" na zawsze pozostanie książką, która wywołuje ważne problemy istnienia i sensów. Często bez odpowiedzi.





Kroko-loko czyli kto jest przestępcą?

Wyobraź sobie, że z Muzeum Historii Naturalnej skradziono bardzo cenne jajo - krokodyle jajo sprzed kilku tysięcy lat. Kto mógł je zwinąć? Podejrzane są trzydzieści dwa krokodyle nieposiadające alibi. Musisz znaleźć podejrzanych, chyba, że ktoś Ciebie ubiegnie.


Kroko-loko by rebel.pl
Kroko-loko to gra składające się z 32 kart krokodyli, 4 kart hipopotamów oraz 10 kart kryteriów. W tych ostatnich znajdziemy takie kryteria jak: płeć, kolor skóry (zielona albo niebieska), sylwetka (gruby, chudy), posiadanie lub też nie kapelusza czy okularów.

Celem gry jest ustalenie podejrzanych krokodyli zgodnie ze wskazówkami, jakie dadzą nam karty kryteriów. My gramy w wersję dla 3 osób, w której to najpierw tasujemy wszystkie karty krokodyli i hipopotamów i układamy je w siatkę 6x6. Karty kryteriów umieszczamy obok zakrytymi parami.

U nas grę rozpoczyna najmłodszy gracz, który odwraca po 1 karcie kryteriów z każdej pary. Gdy karty kryteriów są odkryte - trzeba jak najszybciej znaleźć przestępcę odpowiadającemu rysopisowi. Może więc to być niebieski pan krokodyl z kapeluszem i okularami. Zielona pani bez kapelusza o obfitych kształtach to również kolejna z podejrzanych.

Teraz najlepsze kryterium wskazuje pierwszego krokodyla, który ... wskazuje innego krokodyla. Ten pokaże jeszcze innego i w końcu znajdziecie prawdziwego przestępcę. O co chodzi z tym wskazywaniem? Ważne są ręce krokodyli wskazujące odpowiednie kierunki. Trzeba dokładnie analizować ruchy rąk, by trafić na prawdziwego przestępcę. Kiedy gracz trafi na sprawcę bierze jego kartę i kładzie przed sobą. Zwycięzca to ten, który zgarnie 3 krokodyli.

O co chodzi z kartami hipopotamów? Jeśli kryteria zaprowadzą nas do niego okaże się, że wszystkie informacje, jakie dotychczas mieliśmy są fałszywe i trzeba zacząć od nowa.

Gra może nie jest tak dobra jak "Dzieła mistrzów" jednak daje możliwość różnych rozgrywek. W wariancie dla dorosłych można umieszczać karty w dowolnym położeniu, a kierunki wskazywane przez krokodyle są... Przekonajcie się sami!

Gra do nabycia w sklepie rebel.pl

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Instrukcja obsługi faceta

Czy może powstać coś takiego, jak "Instrukcja obsługi faceta"? Okazuje się, że Katarzyna Miller i Suzan Giżyńska stworzyły ciekawy poradnik, który daje do myślenia a nie serwuje gotowe rozwiązania.


Ta "Instrukcja obsługi faceta" to coś przez duże "C". Jako mężczyzna z krwi i kości nie wiedziałem, że płeć piękna ma tyle dylematów z prostym wydaje się męskim mechanizmem. Przecież my faceci chcemy tylko jednego i o jednym tylko myślimy. Seks, władza, pieniądze w różnych przypadkach i kolejności. Przy piwie, meczu i pielęgnacji wątpliwych, męskich przyjaźni.

Mężczyzna według Katarzyny Miller i Suzan Giżyńskiej to w większości wiecznie napalony maminsynek, który nie jest dla kobiety partnerem a jedynie kandydatem do psychoterapii już od czasów wypowiedzenia pierwszego słowa.

Książka Katarzyny Miller i Suzan Giżyńskiej potwierdza, że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus. Mężczyźni i kobiety są różni - i różnice fizyczne są tutaj najmniej ważne. Mamy inne priorytety, inne pragnienia i chęci. Nie rozumiemy się - w dzisiejszych czasach dwójka ludzi nie umie ze sobą rozmawiać. Większość pytań, na które szukały odpowiedzi kobiety - czytelniczki kryje się w dobrym dialogu i wzajemnym zrozumieniu.

Tak jednak - sądząc po wielu pytaniach - nie jest. Ludzie zgłębiając problemy czy wikłając się w sytuacje bez wyjścia cierpią katusze. W "Instrukcji obsługi faceta" mamy kilkadziesiąt pytań, które wynikają z braków, błędów i niechęci obydwu stron. Tu nie są winni tylko mężczyźni lub tylko kobiety. Tu trzeba walczyć na dwóch frontach.

Autorki w profesjonalny (psychologiczny) ale i typowo kobiecy sposób serwują porady, które są ciekawym punktem wyjścia do dalszych działań. Od czytającej (i czytającego) zależy, jaką drogę obierze.

Warto przeczytać - nawet będąc tym bezdusznym mężczyzną, który potrzebuje instrukcji.

Dzieła mistrzów - karcianka dla każdego

Dobra i niedroga rozrywka dla dorosłych i dzieci? "Dzieła mistrzów" autorstwa Mike'a Elliott'a to idealna propozycja dla wszystkich, którzy czerwcowe wieczory chcą zaliczyć do udanych.


W "Dziełach mistrzów" wcielamy się w rolę malarzy. Wybitnych, prawdziwych i nie do podrobienia. Żartowałem! Pracujemy jako fałszerze z innymi fałszerzami tak, by podrabiać dzieła najsłynniejszych twórców epok.

Ten z malarzy, który tego dokona, nie tylko przypisze sobie zasługi, ale zgarnie też całe wynagrodzenie. Gra wymaga trochę sprytu i strategii. Czasem bowiem warto coś pogryzmolić zamiast używać retuszu. To się bardzo opłaca choć kto wpadłby na taki pomysł gdzie indziej. Ta karcianka daje nam możliwość szybkiego planowania celem zdobycia upragnionych i wymaganych pieniędzy. Bardzo ciekawa rozgrywka dla dwóch zespołów ale również dla dwójki graczy. Pomimo prostych zasad gra wciąga jak "Splendor" czy "7 cudów świata". Również najmłodsi, którzy będą brali udział w rozgrywce będą umiały poruszać się w tym zakręconym świecie sztuk pięknych.

W skład zestawu wchodzi 25 kart arcydzieł oraz 60 kart maźnięć - po 12 w każdym z 5 kolorów - które służą nam odpowiednio do retuszowania lub mazania.

Grunt, że pierwszy artysta, który zgromadzi 25 $, wygra! Nie jest to łatwe ale jest wykonalne.

niedziela, 4 czerwca 2017

Jestem wściekły. Jak pokonać złość

Jak pokonać złość, gniew i wszystkie negatywne emocje? Na to pytanie nie umie odpowiedzieć wielu dorosłych. A dzieci? Kula złego nastroju, który narasta w środku i trudno go opisać skutkuje zachowaniami, które nie są akceptowalne. W jaki sposób to zmienić?


"Jestem wściekły. Jak pokonać złość" prezentuje sposoby pozwalające na walkę z emocjami - przykrymi, trudnymi i niemożliwymi do zrozumienia dla kilkulatka. Na początku czytamy więc o samych emocjach - jakie są i skąd pochodzą. Wiadomo, że niektóre z nich są dobre i warte pokazywania a inne - destrukcyjne i sprawiające przykrość sobie (i czasem innym).

Weźmy na ten przykład gniew. Narastająca emocja powoduje, że serce zaczyna bić szybciej, człowiek staje się czerwony na twarzy i chce się wyżyć. Albo wręcz przeciwnie - ręce stają się zimne i spływa po nas pot. Skąd pochodzi? Być może ktoś zrobił coś nie po myśli zagniewanego. Pokłócił się na podwórku z kolegami? Ciężko mu o tym mówić.

Zamiast krzywdzić kogoś możemy zatłuc emocje waląc pięściami w grubą poduszkę. Możemy się wykrzyczeć lub wyskakać. Dla dziecka to ciekawe sposoby na radzenie sobie z gniewem. I choć książka radzi dzieciom to i tak takie rady można wykorzystać w dorosłym życiu.

Dagmar Geiser na 36 stronach pokazuje, że nawet jeśli nie uda się wytrzymać i zrobimy coś w afekcie (uderzenie, zniszczenie czy inne destrukcyjne zachowania) możemy kogoś przeprosić, naprawić i nie być skazanym na całkowite potępienie. Wbrew pozorom ludzie nie radzą sobie z emocjami i dobrze o tym wiedzą. Więc nie ma się co zamartwiać - tylko działać!

Poradnik przeznaczony dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym oraz rodziców i nauczycieli, którzy chcą wychować prawdziwych mistrzów radzenia sobie z emocjami!



Super świetnie w Kaczych Butach

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co dzieje się z zapominanymi zabawkami? Zgubionym klockiem LEGO, pierwszym misiem - przytulakiem czy grającą kulą? Postanowiła sprawdzić to Magdalena Bochan-Jachimek wraz ze swoją grupą teatralną "W Kaczych Butach" w spektaklu "Super świetnie".


Główna bohaterka - Oliwia bawi się kolejnymi zabawkami aż do kolejnej ... nowej zabawki. Stare lądują w tajemniczym pudle, w którym organizują grupę wsparcia odrzuconych zabawek. Przewodzi im Ludzik Jacek, który przebywa tam od kilkudziesięciu dni. Podobnie rzecz ma się z Misiem Tymkiem, który w tym więzieniu żyje najdłużej. Są jeszcze lalka Emilka i Aldona oraz niezawodna i bardzo zabawna piłka Bęcek. Wspólne spotkania zabawek nie zmieniają ich tragicznej sytuacji. Do momentu, gdy do pudełka trafia ... Wojowniczka Jana.

Zabawki próbują zwrócić na siebie uwagę Oliwii i zmienić świat, w którym dziecko jest "piąte" a rodzice nie mają dla niego czasu. Mama jest ciągle na zakupach lub w pracy, a tata pomimo starań i sporej miłości do córki spędza czas na ukrywaniu konfliktów z matką i pracy. Próba wynagrodzenia córce wszystkiego zakupami jest sposobem, który powoduje tylko i wyłącznie kolejne problemy. Dopiero odważna akcja zbuntowanych i nieco już zakurzonych zabawek daje wszystkim do myślenia.

Magdalena Bochen-Jachimek wraz ze swoimi podopiecznymi pokazuje widzom dwa światy. Abstrakcyjny choć bardzo prawdopodobny świat zabawek a z drugiej strony ludzi, którzy zagubili się w świecie ciągłej konsumpcji i nieprawdziwej miłości. W doskonałej scenografii - chociażby samego pudełka na zabawki oraz ciekawej muzyce i finałowej piosence Jana Freichera "Jesteśmy super" oglądamy nas samych. Trudy budowania relacji z dziećmi, sąsiadami czy rodziną wplątane w wymagania ciągle zmieniającej się rzeczywistości. Co lepsze? Czy budowanie na kłamstwie szczęśliwe życie a może uboga egzystencja pełna uczuć i wspomnień?

Aktorzy "W Kaczych Butach" pokazują, że warto być ze sobą na dobre i złe. Trudno bowiem żyć cały czas na pełnej petardzie.

Czy szczęśliwy finał, który oglądamy w "Super świetnie" możliwy jest u każdego z nas? Z pewnością jest to rzecz do przemyślenia. Tymczasem czekam na kolejne projekty "W Kaczych Butach". Tam bowiem słowo amator nabiera innego - cenniejszego znaczenia.

O "Super świetnie":


Reżyseria: Magdalena Bochan-Jachimek
Scenariusz: Szymon Jachimek
Scenografia i kostiumy: Marta Mittlener
Asystentka reżysera: Barbara Franczak-Kulig
Autor muzyki do piosenki "Jesteśmy Super": Jan Freicher
Oprawa wizualna: Dorota Topolska i Marcin Łaszkiewicz

Obsada:
Oliwia - Maria Dorenda
Mama - Barbara Franczak-Kulig/Agnieszka Tulin-Kardaś
Tata - Oskar Dębowski/Tomasz Waberski
Ciocia - Barbara Danowska/Zofia Urbańska
Piłka Bęcek - Jagoda Białogrodzka/Natan Maciej Miłaszewski
Ludzik Jacek - Patryk Kasprzak/Aleksandra Okonowska
Miś Tymek - Katarzyna Marzec-Okoń/Olga Staszewska
Lalka Aldona - Dominika Chamier-Ciemińska/Edyta Górska
Lalka Emilka - Emanuela Koszałka/Beata Maczan
Wojowniczka Jana- Agnieszka Fudzińska/Monika Kalka
Piesek Oliwier - Barbara Danowska/Maryla Wolska
Gluciory - Jolanta Boniecka, Hanna Bonk, Anita Bykowska, Judyta Niżyńska, Sandra Szylke, Rafał Sebastjaniuk

czwartek, 1 czerwca 2017

I cóż, że ze Szwecji

Z czym kojarzy się Tobie Szwecja? Volvo? Promy do Karlskrony? Alfred Nobel i Bob Dylan? A może wizja apokalipsy i wszechobecni imigranci w zamkniętych dzielnicach? Natalia Kołaczek w swojej "I cóż, że ze Szwecji" pokazuje czytelnikowi swoje spojrzenie na kraj pełen sprzeczności.


Co to jest „syndrom Bullerbyn”? Czy to magiczne dla starszych czytelników miejsce istnieje? Czy Szwedzi czytają na potęgę czy tylko słuchają tego swojego Spotify? Szczerze powiedziawszy - trudno mi opisywać swoje pierwsze wrażenia. Natalia Kołaczek wręcz przeciwnie - barwnie opowiada o pierwszym wrażeniu, jakie zrobił na niej kraj, od którego dzieli nas - Polaków- odległość większa niż Bałtyk. Szwedzi bowiem według autorki są bardzo pomocni i uczynni pomimo tego, że uważani są za naród bardzo nieśmiały. Nie są blondynami o niebieskich oczach, a ich narodowy przysmak, o którym powstało tyle filmów nie jest puszką Pandory a jedynie smacznym kąskiem dla koneserów. W każdym mieście nie ma IKEI choć system budowy oraz innowacje tego konsorcjum naśladują wszyscy producenci mebli na świecie.

Szwecja jest określana mianem jednego z najszczęśliwszych narodów Europy. Natalia Kołaczek prezentuje różne oblicza kraju, w którym dzieją się różne - niekoniecznie fajne rzeczy. Pokazuje niesamowity system dbający o środowisko, który to jednak przeradza się w psychozę, gdy ktoś zostawi zużyty fotelik dziecięcy obok normalnego kosza na odpady. Segregacja śmieci tyczy się każdego - od króla po turystę przyjeżdżającego na wakacje. Autorka prezentuje szwedzkie pomysły na edukację, w których nie ma podziału na płci. Z drugiej strony pisze o dyskusji, która przetoczyła się wśród Szwedów. O tym jednak w naszych mediach nie informowali.

Postrzeganie Szwecji bazujące tylko na wspomnianych przeze mnie "polskich mediach" po przeczytaniu książki Kołaczek jest - lekko mówiąc - mijające się z prawdą. Aby wyrobić sobie prawdziwe zdanie należałoby trochę czasu spędzić w Szwecji i poznać tej kraj na własnej skórze. Nie trzeba znać szwedzkiego - gro mieszkańców komunikuje się po angielsku więc niech nie zdziwi was chlorek mówiący w języku Szekspira lepiej niż niektórzy premierzy i ministrowie spraw zagranicznych.

Autorka odpowiada na prawie wszystkie pytania, oprowadzając czytelnika po kraju, który umie śmiać się z siebie i swoich sąsiadów (polecam dobre kawały o Norwegii). Trudno powiedzieć, czy pominęła coś nie chcąc skrzywdzić Szwecji (tak, w tym kraju obowiązuje całkowity zakaz krzywdzenia i bicia dzieci). Wszystko wyjdzie podczas dłuższego pobytu, do którego zachęca autorka.

A propos - Norwegowie są kolejnym tematem, którym powinna zająć się Natalia Kołaczek.

Świetna książka.


O autorce:


Natalia Kołaczek – rocznik ’89, filolożka skandynawistka, tłumaczka i lektorka języka szwedzkiego. Ciałem najczęściej w poznańskim bloku z wielkiej płyty, myślami wśród skandynawskich, malowanych na czerwono, drewnianych domków. Od 2013 roku prowadzi Szwecjoblog, gdzie serwuje zastrzyk ciekawostek o Szwecji, Szwedach i języku szwedzkim, literackich i filmowych rekomendacji oraz wspomnień z podróży. Miłośniczka kotów i Muminków. Nie wyobraża sobie dnia bez kawy i śledzenia, co w Internecie piszczy.

poniedziałek, 29 maja 2017

Minimalizm w praktyce

Czy w życiu liczą się jedynie zakupy, brak wolego czasu i fura pieniędzy? A może sensem życia są podróże z dobrym selfie i znów fura pieniędzy? A może rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady? Joshua Becker z własnego (?) doświadczenia radzi wszystkim, by zaczęli wyznawać minimalizm.



To magiczne słowo można spotkać w sztukach plastycznych, kiedy operowano prostymi bryłami i kształtami. W muzyce zaleca się, by nie tworzyć czegoś skomplikowanego, a skupić się na najlepszych środkach wyrazu dla odbiorcy. Literatura zaś charakteryzuje się ekonomią słów i powierzchownością przekazu, który wskazuje tylko niezbędne do rozumienia sytuacji przedstawianej konteksty zamiast konkretnych oznaczeń i interpretacji świata.

Jak czytamy w definicji - Autorzy minimaliści operują prozaicznymi insynuacjami i ironicznymi podtekstami, które pozwalają budować epiczną całość. Starają się przy tym tworzyć możliwie najbardziej dokładny portret rzeczywistości. Postacie w minimalistycznych powieściach są nieprzewidywalne w swych działaniach, ale starają się reprezentować bądź kreować przeciętnego człowieka. Bohaterami są na ogół ludzie z sąsiedztwa.

Minimalizm w życiu codziennym? Joshua Becker - mąż, ojciec i pastor wpadł na pomysł podczas sprzątania garażu i rozmów z sąsiadką. Po co człowiekowi tyle zbędnych rzeczy? Okazuje się, że większość z nas goni od wyprzedaży crocsów w Lidlu, po promocję na torebki Wittchen w niemieckim dyskoncie, a na kawie w Biedronce kończąc. Kolekcjonujemy smerfy o małej wartości kładąc je obok zakurzonych świeżaków i albumów z najbardziej naj... zwierzętami.

Joshua Becker powiedział - STOP. Być może w Stanach Zjednoczonych rzucanie takich haseł od razu jest łatwiejsze. Rzeczywistość nie dopada tak szybko ze swoimi rachunkami, obowiązkami i stresem. Być może fakt bycia pastorem pomógł w podjęciu tej decyzji. Dzisiaj autor mieści swoje życie w walizce i to mu wystarcza.

Można pomyśleć - wariat jednak to działanie ma swoje psychologiczne podstawy. Uwalniając się od rzeczy "czyścimy" umysł od zbędnych stresów, problemów i uwikłań, w których to rzecz rządzi człowiekiem. Minimalizm w praktyce to możliwość wyboru najbardziej potrzebnych "elementów", które mają układać nam życie normalne. Nie tak idealne jak szcześciopak Chodakowskiej czy konto Kuby Wojewódzkiego. Normalne w sensie - szczęśliwe samo w sobie.

Minimalizm w tej formule to nie mniej a więcej. Czego? Przekonajcie się starając się wypróbować tą intrygującą filozofię w praktyce. Efekty nie przyjdą od razu jednak ciekawe wydaje się ich oglądanie - dzień po dniu.