www.lego.pl |
Le Loyd i spółka na dużym ekranie byli nadzieją młodszego (lat 5 i 7) i starszego (lat 33) pokolenia, które tłumnie ruszyło do kin 22 września. Niestety "Lego Ninjago" nie jest tak fenomenalne jak poprzednie produkcje z serii LEGO.
"Lego Ninjago" to kolejny po "Lego Przygodzie" i "Lego Batmanie" film wykorzystujący kultowe duńskie klocki. Producent tych zabawek od momentu wejścia we współpracę z Warner Bros zapewne liczy krociowe zyski i już myśli o kolejnej produkcji. Po sukcesach poprzednich części przekonany o bezsprzecznym sukcesie zapomniał jednak, co było kluczem do osiągnięcia celu.
Znawcy tematu Ninjago w kinowej premierze, oprócz niesamowitego połączenia technologii i klocków w zderzeniu z realnym światem (patrz: kot - miauczyciel) nie zobaczyli nic nowego. Postać Loyda, który w serialu Cartoon Network i całej opowieści jest prawdziwym przywódcą grupy ninja została zdegradowana do roli przypadkowego chłopaka z liceum, który jest prześladowany za to, że ma ojca - Garmadona. A wiadomo, że "jaki ojciec - taki syn" i nikt nie chce z nim siedzieć w szkolnym autobusie. Kiedy pojawia się nadzieja, bo Garmadon dzwoni do niego okazuje się jednak, że to wypadek w pracy nad kolejnym atakiem na miasto.
W miarę rozwoju akcji chłopak nawiązuje relację ojciec - syn jednak jako tata wątpię, czy przesłaniem filmu miało być wybaczenie za wszelką cenę? Do końca nie wiadomo, czy Garmadon przyjął finałowe słowa syna na serio czy to tylko happy end na siłę?
Oczywiście wiem, że nie każdy film dla dzieci musi mieć mądre przesłanie - to jednak było mocną stroną "Lego Przygody" czy "Lego Batmana". W "Lego Ninjago" brak nawet ciekawego - co było atutem poprzednich produkcji - tłumaczenia i żarcików. "Nie mów do mnie teraz" padające z ust Loyda to ukryta reklama Plusa czy Małgorzaty Rozenek? Wątpliwym jest także stwierdzenie Gramadona - "zboczek". Jesteśmy wszak z na filmie dla dzieci a te mają to do siebie, że za wszelką cenę chcą poznać znaczenie tego słowa. Odpowiedzialni za to - do dzieła!
Także zaangażowanie Anny Wendzikowskiej i Filipa Chajzera w rolach reporterów Ninjago mogło być ciekawym zderzeniem świetnego, słownego żartu (szczególnie tego pierwszego) z kreskówkową rzeczywistością. Niestety - nie jest bo wydaje mi się, że nikt do końca nie poznał pomysłu i szczegółów, które krainę Ninjago budują od ładnych paru lat.
A przecież wiadomo, że kraina Ninjago to ogromny potencjał - podobnie jak bohaterowie. Pod czujnym okiem senseia Wu osiagnęli już swoje moce, by stracić je w filmie na rzecz mechów i innych maszyn prezentujących niewątpliwą kreatywność inżynierów LEGO.
Szkoda tak ciekawego pomysłu, dzięki któremu widz wychodzi z kina uśmiechnięty od ucha do ucha. Tym razem tak nie jest.