poniedziałek, 25 listopada 2024
niedziela, 23 czerwca 2024
Król strachu kontra bezduszne algorytmy: Pojedynek o duszę literatury
W erze, gdy sztuczna inteligencja puka do drzwi literatury z siłą godną najstraszniejszych potworów Stephena Kinga, warto zadać sobie pytanie: czy maszyny mogą nas przestraszyć równie skutecznie jak Król Horroru?
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że AI postanawia napisać kolejną część "To". Clown Pennywise powraca, by terroryzować mieszkańców Derry, ale tym razem jego najstraszniejszą bronią są... niedopasowane fragmenty kodu i błędy w algorytmach. Przerażające? Owszem, ale chyba nie tak, jak zamierzali twórcy.
King od dziesięcioleci bawi się naszymi lękami jak wprawny muzyk instrumentem. Jego utwory, choć często osadzone w małych miasteczkach Ameryki, dotykają uniwersalnych strun ludzkiej psychiki. Czy AI potrafi uchwycić subtelność strachu przed dorastaniem, jak w "Stań przy mnie", albo grozę uzależnienia, jak w "Lśnieniu"?
Zwolennicy AI twierdzą, że maszyny mogą analizować miliony książek i wyciągać z nich esencję tego, co przeraża ludzi. Ale czy strach to tylko suma statystyk i wzorców? Czy algorytm potrafi oddać dreszcz, który czujemy, gdy Christine, nawiedzony samochód, powoli wyjeżdża z garażu?
King wie, że prawdziwy horror nie tkwi w potworach czy duchach, ale w ludzkich sercach i umysłach. Jego książki są zwierciadłem, w którym odbijają się nasze najgłębsze lęki i słabości. Czy AI może stworzyć takie lustro, czy raczej kreśli karykaturę naszych obaw?
Oczywiście, nie możemy ignorować potencjału sztucznej inteligencji. Może ona generować nieskończoną ilość fabuł, postaci i światów. Ale czy ilość przekłada się na jakość? Czy AI stworzy postać tak złożoną jak Annie Wilkes z "Misery", której obłęd jest równie przerażający, co fascynujący?
King wie, że najstraszniejsze historie rodzą się z ludzkich doświadczeń, z naszych traum, radości i codziennych zmagań. Jego książki są jak stare, dobre wino - dojrzewają z czasem, nabierając nowych znaczeń w zmieniającym się świecie. Czy dzieła AI będą miały tę samą głębię, czy raczej staną się jak fast food literatury - szybko skonsumowane i równie szybko zapomniane?
W świecie, gdzie AI może napisać książkę w kilka sekund, utwory Kinga przypominają nam, że prawdziwa literatura wymaga czegoś więcej niż tylko układania słów w zdania. Wymaga duszy, empatii i zrozumienia ludzkiej natury.
Więc gdy następnym razem usłyszycie o bestsellerze napisanym przez AI, zastanówcie się: czy wolicie zmierzyć się z własnymi lękami w towarzystwie Stephena Kinga, czy może wolelibyście, by straszył was bezduszny algorytm? Bo jeśli chodzi o mnie, wolę, by moje koszmary miały ludzką twarz.
poniedziałek, 6 lutego 2017
Świadkowie Jehowy z Aleppo
Przede wszystkim wyjaśnił, dlaczego niektórzy decydują się na wstąpienie do tej organizacji.Mówił: "Wszyscy mówią do siebie bracie, siostro. Kiedy potrzebujesz pomocy to ją otrzymujesz. Starsi są odwiedzani przez młodszych świadków. A gdy nie masz pracy - wspólnota pomoże ci znaleźć nową". Oczywiście zauważał też minusy świadków: "Klapki na oczach i uparte dążenie do życia zgodnie z pismem. Zwracanie uwagi i wyrzucanie ze wspólnoty członków za rzeczy, których sami nie przestrzegają (palenie, picie, seks pozamałżeński).
Było i rzeczy więcej jednak gdybym wszystkie wziął sobie do głowy to musiałbym zostać religioznawcą. Jak na tym tle wyglądają katolicy, których znam osobiście lub widzę w TV? Okazuje się, że miłosierdzie, o którym tak gęsto i często wspominamy nie jest naszym udziałem. Ot, wczoraj w Watykanie pojawiły się plakaty, na których ktoś zarzuca papieżowi, że sam mówi o miłosierdziu a rewolucję kadrową robi bez oglądania się na drugiego człowieka.
Podobnie w zeszłym tygodniu medialny arcybiskup z Gdańska miał ponoć powiedzieć do fotoreportera, który wykonywał swój zawód: spier...! Czy to prawda - pozostawmy to w kwestii sumienia jednej i drugiej osoby. Rację miała jednak kobieta, która słysząc te słowa krzyczała: "Miłosierdzia! Trzeba przebaczyć biskupowi!".
A 10 sierotek z Syrii? Jedni katolicy piszą, że rząd świnie, bo zabronił przyjmowania tych biednych dzieci do Sopotu, który czeka na nie z otwartymi rękoma. Inni katolicy przedstawili pisma, z których wynika, że nic nie wynika. Teraz każdy stoi po swojej stronie barykady zadowolony, że ma rację. A w Polsce o sierotach się jakoś dużo nie mówi tylko ściga 17-latkę, która zostawiła swoje dziecko w "Oknie Życia". Albo obcina dotację na Dom Dziecka. Pomaganie pełną gębą.
Wspominany już papież Franciszek mówił o ruszeniu się z kanapy, o działaniu, o dawaniu świadectwa. Chciałbym, żeby nam to wychodziło bardziej niż puste chęci o pomocy hen daleko. Tu na miejscu naprawdę jest sporo do zrobienia. I nie trzeba "spier..." - trzeba zapierdalać na maxa.
sobota, 4 lutego 2017
Jak zarabiać na blogu?
Bloger/blogerka to musi być ktoś - pomyślałem. Ktoś, kto studia skończył, na czymś się zna i coś sobą reprezentuje. Kiedy chciałem pisać o klasyce literatury okazało się, że chce o tym czytać 20 osób nie licząc 10 znajomych oraz 5, którzy przypadkowo trafili na stronę szukając informacji o mistrzach coachingu a nie "Mistrzu i Małgorzacie". Wiedza o Kingu przegrała z zainteresowaniem użytkowników internetu informacji o promocjach w Burger Kingu. O psychologii wiem mało - dałem sobie siana, bo nie przeprowadziłem aborcji a jak był #czarnyprotest siedziałem w pracy. Więc o czym tu pisać? - pomyślałem wyobrażając siebie jako kolejnego Tomasza Lisa czy Łukasza Warzechę polskiej frakcji patriotycznej. I myślę sobie, że zamiast grafomanii przeniosę się na instagram i zacznę wrzucać ciekawe, otagowane zdjęcia. Przecież to modne, potrzebne i w ogóle.
Myślę sobie, że będę modny tata. Wrzucę parę zdjęć synów, potaguję o wysiłku wychowawczym a potem zapiszę się na siłownię i zacznę straszyć muskularną klatą i cytatami z Freuda. Znów poszło jednak w kierunku literatury. "Inferno" Dana Browna uzyskało 14 lajków, co przegrało sromotnie z uczennicą z Gimnazjum mojej żony, która w legginsach robiła squaty. Ja nie mam takich legginsów więc myśl o 1984 polubieniach jest jak myśl o tym, że czas ucieka za szybko, choć płynie tak samo od czasu, gdy pojawiłem się na świecie.
Miałem romans ze Snapchatem. Tylko co tu pokazywać, jak człowiek 10 godzin pracuje, ludziom coś próbuje sprzedać, dzieci zawieźć i przywieźć i jeszcze ognisko rodzinne podtrzymać. Nic nie wrzuciłem przegrywając w przedbiegach z sexi dzióbkami, konsumpcją w knajpach po "Kuchennych rewolucjach" czy jakimś programie z dupy czy o dupach - sam nie wiem.
Chciałem być blogerem i na blogach zarabiać. Jak na nim zarabiać? Nie wiem. Wolę jednak to moje prozaiczne życie, które uwielbiam lajkując każdą przyjemną i nieprzyjemną chwilę. Czego Państwu również życzę.