sobota, 12 kwietnia 2025

Podwójna debata w Końskich, czyli teatr polityczny w pełnej krasie

 Końskie - niewielkie miasto w województwie świętokrzyskim, znane dotąd głównie z zabawnego skojarzenia nazwy, stało się w piątek 11 kwietnia areną niezwykłego politycznego spektaklu. Dwie debaty w jednym mieście, w odstępie zaledwie kilku godzin, a każda z innym zestawem kandydatów i mediów - to obraz, który doskonale ilustruje stan polskiej demokracji anno domini 2025.


Pierwsza z debat, zorganizowana przez prawicowe stacje TV Republika, wPolsce24 i TV Trwam, zgromadziła pięciu kandydatów. Rynek w Końskich wypełnił się zwolennikami Karola Nawrockiego, którzy - zgodnie z relacjami obserwatorów - stanowili atmosferyczny "doping" dla kandydata popieranego przez PiS. Nawrocki, Hołownia, Jakubiak, Senyszyn i Stanowski debatowali w formule, która według komentatorów sprzyjała kandydatowi prawicy.

Druga debata, transmitowana przez trio TVP, TVN i Polsat, miała pierwotnie być starciem dwóch głównych kandydatów - Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego. Tymczasem, w wyniku nieoczekiwanego zwrotu akcji, na hali sportowej pojawiło się ośmiu polityków, w tym dołączyli Biejat i Maciak. Debata, która miała być pojedynkiem "jeden na jeden", przerodziła się w wielogłosową dyskusję, gdzie - jak zauważają komentatorzy - kandydat KO często stawał się celem zbiorowego ataku.

Internauci i politycy natychmiast wrzucili do sieci swoje opinie. Jan Grabiec z Kancelarii Premiera zwracał uwagę na "powtarzanie tych samych przekazów dnia" przez Nawrockiego i Stanowskiego, posłowie PiS wytykali Trzaskowskiemu "lenistwo, tchórzostwo i kłamstwo", a Sikorski w swoim stylu ironizował o pomniku dla Schetyny w Końskich.

Prawdziwy medialno-polityczny rollercoaster nastąpił, gdy Karol Nawrocki wręczył Rafałowi Trzaskowskiemu tęczową flagę. Ten gest, obliczony na wywołanie zakłopotania u kandydata KO, stał się jednym z najbardziej komentowanych momentów wieczoru. Trzaskowski odstawił flagę, co natychmiast wykorzystał szef sztabu Nawrockiego, pisząc, że "Tęczowy Rafał przestraszył się swoich poglądów".

Niekwestionowanym zwycięzcą debatowego maratonu wydaje się być Szymon Hołownia. Jan Strzeżek z PSL określił jego występ jako "dwa zwycięstwa na wyjeździe w ciągu kilku godzin" - Hołownia jako jedyny z czołowych kandydatów zdecydował się na udział w obu debatach, pokazując odwagę i konsekwencję. Ta opinia znajduje potwierdzenie u socjologa prof. Rafałowskiego, który w rozmowie z Onetem wskazał właśnie na marszałka Sejmu jako na polityka, który najlepiej wykorzystał format debaty.

Rafał Trzaskowski, który według pierwotnego planu miał być głównym bohaterem wieczoru, zdaniem części komentatorów zaliczył "najgorszy dzień w swojej kampanii". Z pojedynku, który miał wyeksponować jego przewagi, znalazł się w sytuacji, gdzie musiał odpierać ataki nie tylko głównego rywala, ale i pozostałych kandydatów.

Roman Giertych nie omieszkał wytknąć Nawrockiemu geograficznej wpadki, gdy ten stwierdził, że "z Watykanu do Rzymu jest bardzo blisko", nie wiedząc najwyraźniej, że Watykan leży w granicach Wiecznego Miasta.

W całym tym polityczno-medialnym zgiełku zagubili się kandydaci, którzy zdecydowali się nie przyjeżdżać do Końskich. Sławomir Mentzen z Konfederacji nazwał zmianę reguł w ostatniej chwili "białoruskimi standardami", a Adrian Zandberg z Razem stwierdził krótko: "Nie wezmę udziału w tej farsie".

Debaty w Końskich pokazały nam nie tylko polityczne postawy kandydatów, ale i stan polskiej sceny politycznej - spolaryzowanej, często skupionej bardziej na wzajemnych atakach niż merytorycznej dyskusji. Jak trafnie zauważył jeden z komentatorów, obecność większej liczby kandydatów była dla głównych rywali "ratunkiem, bo wypadali fatalnie".

A Końskie? Małe miasto, które na jeden wieczór stało się centrum polskiej polityki, może teraz wrócić do swojej codzienności. Z pewnością jednak na długo zostanie w pamięci wyborców jako miejsce, gdzie polska demokracja zaprezentowała się w całej swojej barwnej, czasem absurdalnej okazałości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz