piątek, 15 listopada 2024

Mroczne opowiadania z Wejherowa. Cień z wejherowskiej Kalwarii

Na Kalwarii Wejherowskiej zawsze panowała szczególna atmosfera. Kapliczki rozrzucone na wzgórzach, otoczone drzewami, które zdawały się szumieć jakby w innym języku, od wieków budziły zarówno podziw, jak i pewien niepokój. Tam właśnie postanowił udać się Karol, fotograf-amator, który pragnął uchwycić piękno tego miejsca po zmroku.

 

Była to późna jesień, a księżyc tylko częściowo przebijał się przez ciężkie, szare chmury. Karol, uzbrojony w aparat i latarkę, rozpoczął wędrówkę od głównej kaplicy. Miał wrażenie, że w tym mroku jest coś innego niż zwykle – jakby Kalwaria pulsowała czymś żywym. Być może to tylko wyobraźnia, myślał, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie jest sam.

Gdy dotarł do kaplicy z ukrzyżowaniem, zatrzymał się, by zrobić zdjęcie. W tej chwili coś przyciągnęło jego uwagę – cień. Ale nie zwykły cień, bo nie rzucało go nic, co znajdowało się w pobliżu. Był to cień postaci, który zdawał się poruszać, mimo że Karol stał nieruchomo.

„To pewnie gra świateł,” próbował się uspokoić. Jednak cień stawał się coraz wyraźniejszy. Przypominał człowieka w długim płaszczu, który powoli unosił rękę, jakby wskazywał drogę. Karol odwrócił się w stronę, na którą wskazywał cień, i dostrzegł coś, co zmroziło mu krew w żyłach.

W ciemności błyszczały blade, niemal fosforyzujące oczy. Były martwe, a jednak pełne intensywności. Karol poczuł lodowaty podmuch na twarzy, a jego aparat nagle przestał działać. Latarka zgasła. Wokół zapadła kompletna cisza.

Nie mógł się ruszyć, gdy postać z cienia powoli zaczęła się materializować. Przed nim stanął mężczyzna w archaicznym stroju – przypominał kogoś, kto mógłby żyć setki lat temu. Jego twarz była blada, a oczy puste. W dłoniach trzymał coś, co wyglądało na starą księgę.

„To miejsce nie jest dla ciebie,” wyszeptał głosem tak cichym, że niemal stapiał się z szumem drzew. „Odejdź, zanim staniesz się jednym z nas.”

Karol nie czekał na powtórzenie. Rzucił się do ucieczki, nie oglądając się za siebie. Gdy dotarł do parkingu, jego aparat znów działał, a latarka rozbłysła światłem. Mimo to nie odważył się sprawdzić zdjęć, które zrobił.

W domu, po wielu godzinach walki ze strachem, odważył się włączyć aparat i przejrzeć fotografie. Na większości zdjęć było tylko mroczne tło, ale na ostatnim… Stała postać. Wskazywała na niego, a w jej pustych oczach widać było coś, co Karol uznał za zapowiedź kolejnego spotkania.

Nie wrócił już nigdy na Kalwarię, ale czasem w nocy budził się z uczuciem, że ktoś stoi przy jego łóżku i wpatruje się w niego zimnym, martwym wzrokiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz