Czas wolny w PRL |
Wojciech Przylipiak pokazuje, że Polacy od zawsze mieli trudności z wypoczywaniem. Gdy dać Polakowi więcej wolności to nie wie, co ze sobą zrobić. Dlatego taki ktoś, kto powie, co można w ramach potrzeby niezbędnej zrobić a co nie stał się dla wielu wybawicielem, który zdjął ciężar decyzji. Dla Polaka bicz a nie marchewka?
Wróćmy jednak do książki. W PRL weekendy i święta służyły do odsypiania po trudach budowania silnej i niezależnej ojczyzny. Niektórzy pochłaniali książki z ogólnodostępnych bibliotek - czy to klasycznych czy objazdowych. Wydaje się, iż kiedyś nawet mieszkańcy okolic, gdzie diabeł mówił dobranoc mieli szansę na seans filmowy większy niż mieszkańcy Trójmiasta w czasie pandemii.
Dzieci nie znały komputerów, konsol i marudzenia, tak więc umiały godzinami bawić się w kilkaset gier i zabaw, w których rolę główną grał nawet byle patyk albo nóż zwinięty z babcinej kuchni. O dziwo nikt nie zginął choć rannych było wielu :). Dzieci potrafiły z trzepaka zrobić centrum wszechświata i nikt nie potrzebował komórki, by się znaleźć na kolacji i dobranocce.
Lato spędzało się na podwórku. Co bogatsi jechali na wieś do krewnych kąpać się balii lub wyjeżdżali na kemping kopiąc dołki na nieczystości i próbując złożyć te cholerne namioty. Dla młodzieży hitem była jazda autostopem i to w czasach, gdzie samochodów było mniej niż krów w województwie pomorskim.
Oczywiście zapominać nie można o RODOS czyli działkach w centrach miast - tak pożądanych w czasach pandemii. Na działkę można? Z psem? A pobiegać to nie!
Świetna opowieść, która dla wielu będzie wspomnieniem ukochanej młodości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz