Robert Ziębiński w "Czarnym stawie" pokazuje, że Polska jest miejscem, któremu niewiele potrzeba by stało się areną walki ze złem atrakcyjniejszym niż USA w serialu "The stranger things".
Położony w lesie Czarny Staw nie posiada żadnej plaży, a jego wody są czarne - dosłownie. W ciągu kilkudziesięciu lat wydarzyło się tam kilkanaście spraw, które policja zamknęła naciąganymi tłumaczeniami. Ile wypadków nigdy nie ujrzało światła dziennego? Tego nie wiedzą nawet najstarsi mieszkańcy.Tytułowy akwen poznajemy w momencie, gdy pewna ekspedycja naukowa pragnie zbadać to tajemnicze miejsce. Niestety - szybko okazuje się, iż Czarny Staw nie chce ujawnić swoich tajemnic. Badaczka zostaje znaleziona martwa a policja twierdzi, że to nieszczęśliwy wypadek - utonięcie. Tylko jak wyjaśnić wyrwane ręce i nogi?
Wiele lat później do Czarnego Stawu przyjeżdża Kacper z mamą, która właśnie tam spędziła dzieciństwo. Próbujący odzyskać równowagę po rozwodzie matka i syn starają się odnaleźć w specyficznym środowisku. Lepiej radzi sobie Kacper powoli odkrywający mroczne tajemnice rodziny i ... jeziorka, które chce zniszczyć cały świat.
Robert Ziębiński proponuje czytelnikowi rocznik 1984 wyprawę do świata młodości. Kto oglądał "EErie. Indiana" ten wie, co daje połączenie legend miejskich i opowieści z dreszczykiem. Zło opisywane przez Ziębińskiego jest tworem namacalnym i prawdziwym. Jedynie poruszanie się w rzeczywistości oraz przezwyciężenie strachu jest szansa na rozwiązanie odwiecznego problemu, który starsi prawie skutecznie zamiatali pod dywan.
Fascynujący bohaterowie, wciągająca intryga i zakończenie, które ... daje nadzieję na kontynuację opowieści o zdolniachach rodem z IV RP sprawia, że ta dziwna rzeczywistość, w której teraz żyjemy tak nie ciąży. To dzięki tak dobrej literaturze.
Dzięki Robercie Ziębiński!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz