Czołem, nie ma hien |
Światowa mekka outsiderów, ludzi szukających schronienia przed prawem i kapitalizmem. Komunistyczne państwo okadzone marihuaną, w którym dobry biznes można zrobić na szkole kitesurfingu albo na domu publicznym. Tak w skrócie przedstawia się książka Andrzeja Mellera "Czołem, nie ma hien".
Autor wraz ze swoją partnerką Ewą przez ponad dwa lata mógł mieszkać w kraju sprzeczności. Od wielkiego Sajgonu, w którym niewyobrażalne bogactwo miesza się z maksymalną biedą po klimatyczne Da Lat czy Hoi An. Andrzej Meller wykorzystując umiejętności rasowego reportera prezentuje czytelnikowi tamtą rzeczywistość tak, by móc bezpiecznie w fotelu poczuć tamten klimat.
Czuję więc zapach palonej tonami marihuany będącej podstawową używką mieszkańców i turystów tamtych ziem. Pragnę poczuć tą obrzydliwie drogą kawę Kopi Luwak, która w Wietnamie pospolita jest jak nasza Inka. Czytelnik może poczuć te gorące powiewy wiatru będącego Bogiem dla każdego kite i windsurfera.
Ten kitesurfing zresztą umożliwia Andrzejowi Mellerowi poznanie wielu ludzi - w tym Adama Borysa będącego jednym z lepszych nauczycieli kitesurfingu w Wietnamie. Ilość ludzkich historii, których finał obserwujemy na kartach książki pokazuje, że są miejsca będące jednocześnie rajem i piekłem na ziemi.
Meller potrafi zainteresować czytelnika nie tylko powyższymi perełkami ale również prozą życia codziennego. Zwyczaje i obyczaje tak nam obce wydają się intrygujące i pociągające zarazem. Podobnie jak sztuka, religia i ... kuchnia z tymi niesamowitymi straganami uginającymi się od owoców, których nie zna biały człowiek.
Kończąc książkę słyszę wietnamski mieszający się z rosyjskim i widzę białe tłumy chcące tam wypocząć. Jest pięknie.
Polecam takie książkowe podróże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz