Stanisław Bareja pewnie nie przypuszczał, że jego filmy staną się kultowe. Ryszard Ćwirlej - autor "Upiorów spacerujących nad Wartą" pewnie też nie zdaje sobie sprawy, iż jego seria kryminału milicyjnego kultowa już jest i ja cały czas czekam na kolejne opowieści.
W śledztwie pomaga im młody i ambitny szeregowy Mariusz Blaszkowski, który jest świetnym uzupełnieniem zespołu. Lato roku 1985 robi się gorące nie tylko z powodu upałów.
Ryszard Ćwirlej nie pisze z szybkością Remigusza Mroza, nie opowiada miłosnych historii jak pani Kordel ani nie tworzy horrorów rodem z Maine Kinga. Ryszard Ćwirlej znalazł patent na genialne powieści kryminalne, którym nie dorównuje nikt w Polsce ale i na świecie.
Zasługa w tym przede wszystkim postaci. Fred Marcinkowski, który stara się wierne wypełniać obowiązki obywatela kraju socjalistycznego. Mirek Brodziak będący łącznikiem pomiędzy szkiełami a światem przestępczym (w tym swoim przyjacielem Grubym Rychem) oraz niezrównany chorąży Teofil Olkiewicz są postaciami, bez których literatura kryminalna w Polsce byłaby uboga jak kościelna mysz w Afryce.
Chorąży Teofil Olkiewicz jest tym gościem, którym każdy mężczyzna chciałby być. Alkohol leje się strumieniami, papieros odpala od papierosa a i seksu mu nie brakuje - mimo mało atrakcyjnej fizjonomii. Poza tym rzuca (nieświadomie) tekstami, które wywołują salwy śmiechu u czytelników. Minusem jest jego żona Jadwiga, która trzyma go krótko i z alkoholi pozwala mu pić ajerkoniak. To jednak można przeżyć patrząc generalnie na życie pana Teofila.
Ryszard Ćwirlej potrafi opisać tamtą Polskę tak, że śmiech przeradza się w nostalgię i tęsknotę za lepszymi relacjami, solidarnością i innymi wartościami, których dzisiaj ze świecą szukać.
"Upiory spacerują nad Wartą" to kolejna wybitna powieść Ćwirleja. Powtarzam - czekam na następne opowieści z Teofilem Olkiewiczem w roli głównej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz