poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Yerba mate Yoga

Yerba Mate Yoga to ciekawe połączenie słodkich owoców z ostrokrzewem paragwajskim dające uczucie wdzięczności czy jak to mawiają jogini "namaste".

Yerba Mate Yoga


Yerba Mate Yoga to mieszanka yerby z egzotycznymi owocami mango, marakui, ananasa i żółto - czerwoną ferią barw kwiatów nagietka i granatu.

Pierwszy łyk Yerba Mate Yoga to miłe zaskoczenie. Znając cierpki i ciut nieprzyjemny smak yerby tutaj dostajemy silny smak słodkich owoców. Jako pierwszy (i najmocniejszy) wyczuwalny jest ananas. Kolejne łyki dają poznać znany smak mango oraz granatu. Mimo tego yerba mate yoga to także smak ... kwiatów nagietka, o których pisze producent.

Co daje nam to połączenie? Czy Yerba Mate Yoga daje spokój i wyciszenie? A może nazwa nie ma nic wspólnego z jogą, którą znamy? Jestem przekonany, że ta herbata daje równie mocnego kopa, co inne yerby jednak w połączeniu z nagietkiem, który koi nerwy, zmiejsza stres a także z granatem - obniżającym ciśnienie dostajemy ciekawą mieszankę prawdziwego jogina.

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć udanej przerwy na herbatę. Namaste!

Yerba do kupienia chociażby tutaj.


Kraj pochodzenia: Brazylia

Składniki: Mate 77%, ananas kandyzowany (ananas, cukier, kwas cytrynowy), mango crunch (koncentrat mango), marakuja crunch (maltodekstryna, koncentrat soku z marakui, aromat naturalny, kwas cytrynowy), kwiat granatu, nagietek, aromat

Zalecany sposób parzenia:
Tradycyjnie w Ameryce Południowej susz wsypuje się w ilości od 1/4 do 3/4 objętości naczynia oraz zalewa wodą o temperaturze 65 - 80 stopni C.

niedziela, 28 kwietnia 2019

Kółko się pani urwało | Jacek Galiński | Recenzja

Jacek Galiński w nieszablonowy sposób "wykorzystuje" motyw polskiej emerytki, której życie nie kończy się tylko na chodzeniu do kościoła i wyglądaniu przez okno. 


sobota, 27 kwietnia 2019

Cymanowski Młyn

Magdalena Witkiewicz wespół ze Stefanem Dardą w "Cymanowskim Młynie" łączą to, co tygryski lubią najbardziej. Opowieść o miłości, trudnej przeszłości, wielkich pieniądzach ... i duchach.

Cymanowski Młyn


Małżeństwo Moniki i Macieja przechodzi głęboki kryzys. Oboje łudzą się, że tajemniczy prezent: urlop w leśnym pensjonacie na Kaszubach, z dala od ludzi i cywilizacji, może jeszcze wszystko uratować.

Początkowo ulegają romantycznym chwilom, jednak nagły wyjazd Macieja budzi demony przeszłości. Brak czasu, pogoń za pieniądzem i być może zbyt szybka decyzja o małżeństwie sprawiają, że Monika zaczyna we wszystko wątpić. Na dodatek Łukasz, przystojny syn właściciela, do złudzenia przypomina Monice jej byłego narzeczonego. Czy to tylko przypadkowe podobieństwo?

Wyjazd, który miał ratować związek, okazuje się początkiem trudnych do wyjaśnienia i niepokojących zdarzeń. Nic nie jest oczywiste, bohaterowie głęboko skrywają tajemnice, a na światło dzienne wypływają przerażające wspomnienia o krwawych zbrodniach sprzed lat.

Kim tak naprawdę jest Łukasz? Czy małżeństwo Moniki i Maćka przetrwa próbę sił? I jaką rolę pełni dziewczynka ze starej wyblakłej fotografii?

Autorzy co rusz starają się zmylić czytelnika, któremu wydaje się, że odkrył tajemnicę Cymanowskiego Młynu. Tych w każdym rozdziale jest coraz więcej. Wielkie skarby, trup ścielący się gęsto czy mieszanie się realności ze światem nadprzyrodzonym to mała część niespodzianek czekających w "Cymanowskim Młynie".

Kaszuby jak żaden inny teren nadają się na miejsce akcji powieści, która jest jak ulubiony napój Jamesa Bonda - wstrząśnięta - nie zmieszana. Wielkie lasy, bagna i dzika przyroda wpływająca na bohaterów sprawiają, że części, do których pióro przyłożyła Witkiewicz pachną dobrą opowieścią romantyczną. Stefan Darda to z kolei gawędziarz, który w najmniej oczekiwanym momencie bije czytelnika łomem w tył głowy. Niespodziewanie i do końca nie wiadomo, o co chodzi.

Książkę przeczytałem dzięki abonamentowi EmpikGo. Gdybym miał do wyboru tą lub poradnik jak zarobić milion w rok wybrałbym to drugie. Na szczęście duet pisarski Witkiewicz i Darda stworzyli świetną opowieść zaspokajającą nawet najbardziej wybrednych czytelników.

czwartek, 25 kwietnia 2019

Jeszcze jedno zdanie. Tadeusz Sobolewski

Tadeusz Sobolewski - człowiek legenda. Kultowy recenzent filmowy i publicysta. Zdecydował się na publikację swojego dziennika. "Jeszcze jedno zdanie" to opowieść nie tylko o autorze a o Polsce, którą można dzięki niemu zrozumieć.


Czy człowiek pisząc dziennik zakłada, że kiedyś ujrzy on światło dzienne? Że oprócz najbliższych czytać go będą takie osoby jak ja? Pewnie nie, dlatego taka decyzja o wydaniu "za życia" jest ciekawym wydarzeniem w świecie prawdziwej literatury.

Jeszcze jedno zdanie. Tadeusz Sobolewski


Piszę prawdziwej, bo coraz mniej jest ludzi, którzy czują książki, filmy czy muzykę. Mogą o nich rozmawiać bez końca zgłębiając bogactwo, jakość i odkrywając tajemnice kolejnych stron, kadrów czy taktów.

Tadeusz Sobolewski niewątpliwie należy do takich osób. Absolwent polonistyki, mąż historyczki literatury i ojciec krytyczki literackiej kreśli opowieść o Polsce XX i XXI wieku. Radio Wolna Europa, Pomarańczowa Alternatywa, Lech Wałęsa, milicja oraz inne słowa klucze łączą się ze "zwyczajnym" życiem obywatela pragnącego pisać, tworzyć i żyć w kraju wolnym.

Filmy, książki czy muzyka przeplatają się z codziennym życiem, w którym ważne jest zapewnienie bytu rodzinie. Historia, której świadkiem jest Tadeusz Sobolewski pozwala mu być obok Mirona Białoszewskiego - pisarza kultowego i zrozumianego chyba tylko przez autora "Jeszcze jednego zdania". Ta właśnie historia daje możliwość tworzenia czegoś nowego w Polsce demokratycznej jako współautor programu "Kocham kino".

Najważniejsza jednak jest rodzina. Czytelnik obserwuje "wychowanie" Justyny Sobolewskiej, której wspólne czytanie klasyki literatury oraz długie o niej rozmowy zaowocowało wybraniem recenzenckiej drogi życiowej. Jest i Anna Sobolewska - badaczka literatury pisząca doktorat u Marii Janion. Prywatnie pasjonatka jogi pojawiającej się na kartach dziennika nie raz. Rodzina - pomimo wielu kłopotów - wspierająca się i tak bardzo prawdziwa.

Kiedy Sobolewski pisze, że milicjanci dostają się na studia bez egzaminów czytelnik myśli, że to jakaś bajka. Po dzisiejszej nowelizacji ustawy o edukacji, dzięki której nawet wójt może dopuszczać do matury twierdzę, że Sobolewski to jasnowidz.

Powinien napisać "Jeszcze jedno zdanie". Jeszcze jedno.




poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Abonament w EmpikGo? Czy to się opłaca?

Empik - marka, która dla większości kojarzy się z fajnymi salonami w centrach handlowych a dla osób z kręgów wydawniczych z wampirem wysysającym do ostatniej kropli krwi oferuje teraz w swojej aplikacji empikgo abonamenty na ebooki, audiobooki i lektury.

Bogactwo za 30 ziko

Za 29,99 miesięcznie człowiek może czytać ile mu oczy dadzą radę oraz ile czasu jest w stanie przeznaczyć na czytanie. Jak dla mnie opcja pierwszorzędna. Wykorzystując święta Wielkanocne zdołałem przeczytać: "Tajemnice Korei Północnej", "Villas", "Kółko się pani urwało", "Doktrynę szoku", "Dziennik. Jeszcze jedno zdanie" oraz parę innych książek w ramach próbnego 14-dniowego okresu na ebooki.

Lekko licząc - czyli to na co zwracają uwagę wszystkie Grażyny i Janusze w kraju nad Wisłą czytając w całości jednego - najnowszego - ebooka - jesteśmy do przodu o 10 zł. Czytając tyle, co ja mogę sobie kupić dobre whisky w Domu Whisky w Redzie.

Ciekawy jestem ile trwać będzie dodawanie nowości i hitów wydawniczych patrząc na chęć utrzymania abonamentów przy comiesięcznej płatności. Pozostałe książki, które na chwilę obecną znajdują się w opcji abonament nie należą do literackiej klasyki a bardziej zapełniają ofertę ilością i różnorodnością tematyki. Przeróżnego rodzaju poradniki to za mało dla mnie, by co miesiąc przelewać 30 złotych dla Empiku.

Empikgo trochę technicznie

Aplikacja empikgo nie sprawiła mi żadnych problemów technicznych. Wszystko jest jasne i bardzo intulicyjne zarówno dla 10-latka jak i 34-latka, który pisze te zdania. Ostatnie miesiące to praca Empiku nad dodaniem paru przydatnych funkcji dla czytelników, co tylko aplikację wzbogaciło. Nie są one odkryciem na miarę aplikacji Kindle ale dobrze jest móc dodawać do ebooków zakładki, kopiować cytaty czy nie mieć problemów z powrotem do miejsca, w którym skończyliśmy czytać.

Wybrałem opcję ebooki chociaż możemy skorzystać z opcji ebooki plus audiobooki (39,99 zł miesięcznie) bądź też same audiobooki (29,99 zł miesięcznie) oraz lektury szkolne za 9,99 zł miesięcznie.

Jak na razie nie czytam tradycyjnie. Ile wytrzymam?

Tajemnice Korei Północnej

Tajemnice Korei Północnej

Z czym kojarzy się Wam Korea Północna? Kim Dzong Un, reżim czy ciągłe prześladowania i zastraszanie? Daniel Tudor i James Pearson obalają mity dotyczące kraju, który co rusz wzbudza emocje grożąc użyciem bomby atomowej w książce "tajemnice Korei Północnej".


Większości ludzi Korea Północna kojarzy się z reżimem politycznym, prześladowaniami i kultem przywódcy kraju, Kim Dzong Una. Książka "Tajemnice Korei Połnocnej"  to kopalnia ciekawych informacji na temat współczesnego życia w tym kraju. Czego dowiemy się o mieszkańcach najbardziej tajemniczego kraju na świecie?

Można się z niej dowiedzieć między innymi, że Korea Kimów produkuje własne tablety, marki Samijon, ale nie mają one funkcji Wi-Fi. Istnieje sieć komórkowa, z której połączenia można wykonywać tylko na terenie Korei. Są linie lotnicze, które przypominają te nasze z lat 70.

Około 70–80 proc. mężczyzn codziennie pije alkohol. Wynika to z faktu, że w telewizji nie ma nic ciekawego do obejrzenia :) Na poważnie jednak to bardzo poważny problem społeczny niszczący wielu ludzi. W tym Korea nie różni się od reszty świata.

Studenci uniwersytetu w Pjongjangu mieszkają z rodzicami, więc chętnie wyjeżdżają na czyn społeczny na wieś – mogą spotkać się z rówieśnikami i trochę poimprezować. Tam jest seks bez ograniczeń, alkohol oraz narkotyki. Wszystko w kolorach, które dopuszcza do użytku władza - szarych i ciemnych.

Najpopularniejszym narkotykiem w Korei Północnej jest metaamfetamina – pamiątka z czasów, kiedy reżim zapełniał swój skarbiec, wytwarzając ten narkotyk i handlując nim. Korea nie odcina się od świata co rusz starając się zapełnić kieszenie Kimów oraz wszystkich, którzy w tym systemie politycznym umieją się ustawić.

Są więc osoby, które produkują rzeczy na eksport (szczególnie do Chin). Istnieją firmy sprowadzające dobra luksusowe do Korei bo coraz więcej ludzi z otoczenia władzy chce błyszczeć Rolexem czy jeździć Hummerem w kraju, gdzie notorycznie brakuje benzyny. Wielu ludzi - niezwiązanych z władzą handluje nielegalnie na ulicy chcąc zarobić trochę grosza do domowego budżetu.

Są nawet firmy, które za odpowiednią opłatą (w amerykańskich dolarach) pomogą ci uciec od reżimu. W zależności od wybranego pakietu można zostać tylko przetransportowanym przez granicę lub uzyskać nową tożsamość dla siebie i rodziny. Money is the limit. Czy metaamefetamina nadal jest produkowana na eksport? Myślę, że nie jest to niemożliwe.

Pomimo takiego otwarcia nadal prowadzona jest inwigilacja każdego obywatela tak, by na wszystkich władza miała haka. Fryzjerzy zaś mają kilkanaście fryzur, z których obywatele KRLD mogą wybrać sobie odpowiednie uczesanie. Kucyki i inne irokezy są nie w modzie.

Książka bardzo prawdziwa i konkretna. Obalająca mity i pokazująca jak w Korei jest naprawdę. Przeczytana w ramach abonamentu empikgo.


czwartek, 18 kwietnia 2019

Villas. Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz

Villas

Czesława Gospodarek znana bardziej jako pani Villas odniosła niesamowity sukces w czasach, kiedy wszystkiemu brakowało kolorów.

W szarych czasach PRL-u Violetta Villas była jak malowany ptak. W latach 60. stała się na dwie dekady jedną z muzycznych ikon, towarem eksportowym. Często krytykowana w Polsce za styl i ekstrawagancję, za granicą przyjmowana była entuzjastycznie zarówno przez publiczność, jak i recenzentów. Owiane już legendą wyjazdy do USA gdzie zarabiała - jak podają autorzy książki "Villas" - małe pieniądze podłóg swoich wokalnych możliwości.


Przecież wtedy zachwycano się jej głosem. Śpiewała, grała w filmach i musicalach. Występowała w paryskiej Olimpii i nowojorskim Carnegie Hall, przez kilka sezonów była gwiazdą rewii Casino de Paris w Las Vegas.

Jaka była prawdziwa Violetta Villas? Autorzy książki w skrupulatny sposób składają wspomnienia, fakty i tropy, na jakie wpadli podczas pracy nad "Villas". Okazuje się, że za zasłoną pewnej i utalentowanej kobiety mamy osobę walczącą z samą sobą.

 Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz przywołują wspomnienia bliskich Villas, którzy podejrzewali, iż pobyt w Stanach wciągnął ją w bagno uzależnień. Kolejne lata i nieleczone choroby pogłębiały stan nieufności i oderwania od rzeczywistości.

Pokolenie urodzone po roku 1990 kojarzy Villas jedynie jako twórczynię schroniska dla psów, kotów i koziołków w Lewinie. Osobę, która ledwo wiązała koniec z końcem. Autorzy rozmawiali z Michałem Wiśniewskim próbującym wtedy pomóc Czesławie Gospodarek. Był również radca prawny, który bezinteresownie starał się dźwignąć gwiazdę z dołka. Okazało się, że piosenkarka nie płaciła składek w ZAiKS więc nawet tam trzeba było wszystko odkręcać. Na próżno.

Wydanie elektroniczne, które miałem okazję czytać wzbogacono o dwa rozdziały opisujące to, co działo się po śmierci gwiazdy w grudniu 2011 roku, w tym m.in. postępowanie spadkowe i historię Elżbiety Budzyńskiej, opiekunki Villas. Kobiety obwołanej przez media tą złą i chciwą na majątek divy. Jak skończyła się ta sprawa? Co teraz dzieje się z majątkiem (?) Villas?

Mocna książka.

środa, 17 kwietnia 2019

Płaczę z tymi, którzy nie płaczą. Bogdan Białek

Płaczę z tymi, którzy nie płaczą

Bogdan Białek - redaktor naczelny "Charakterów" od lat głosi światu prawdę o Pogromie Kieleckim. Wydarzenie, które ostatnimi czasy jest dla niektórych spiskiem UB dla Białka jest historią dotykającą nas wszystkich.


Pogrom kielecki to seria napadów na ludność żydowską, jaka miała miejsce 4 lipca 1946 roku w Kielcach. Pogromu dokonali mieszkańcy Kielc wraz z żołnierzami i milicją. Zgnięło ponad 37 osób a 35 zostało rannych. Wydarzenie to zapoczątkowało emigrację ludności żydowskiej z Polski.

Bogdan Białek w rozmowach zawartych w książce "Płaczę z tymi, którzy nie płaczą" wyjaśnia powody, dla których zajmuje się tą historią. Historią, która nie pozwala zapomnieć także o Holkauście a jednocześnie wymaga otwartej postawy przyjmującej, że nie wszyscy ludzie są bezsprzecznie czyści.

Bogdan Białek przeżywa ból ludzi, którzy nie umieją prosto mówić o tym, co ich boli. Wydaje się, że Pogrom Kielecki to trauma pokoleń chcących zapomnieć o takim wydarzeniu. Białek jak sprawny psychoterapeuta, cierpliwie walczy o to by ciężar tamtych wydarzeń nie zgniótł ludzi. Bez żydowskich korzeni człowiek walczy z antysemityzmem i nienawiścią.

Kiedy w kieleckiej synagodze znów zabrzmiały modlitwy świadkowie wydarzenia widzieli ogromne wzruszenie Bogdana Białka. Jego misja - wydawać by się mogło - skazana na niepowodzenie stała się symbolem walki z wszelaką nienawiścią i fobią.

Czytając "Płaczę z tymi, którzy nie płaczą" wiem, że choć trudno jest jednostce walczyć o prawdę i nazywać rzeczy po imieniu to są ludzie, którym się to udaje. Panie Bogdanie - dziękuję!






sobota, 13 kwietnia 2019

Królestwo. Szczepan Twardoch

Królestwo. Szczepan Twardoch

Szczepan Twardoch nie boi się poruszać tematów trudnych. II Wojna Światowa, Żydzi, Polacy i ich relacje są pokazane w mistrzowski sposób na kartach "Królestwa".


Tym razem bohaterem pierwszoplanowym nie jest już Jakub Szapiro - żydowski bokser i gangster. Walkę o przetrwanie musi wziąć na swoje barki Ryfka - burdelmama i nieszczęśliwie zakochana w złym człowieku kobieta - postać pierwszoplanowa.

Ukrywając się w ruinach Politechniki warszawscy Romeo i Julia próbują przetrwać żywiąc się jednym ziemniakiem i resztkami, jakie Ryfka znajdzie podczas nocnych obchodów stolicy. Jest nocnym zwierzęciem - skutecznym aż do bólu.

Szczepan Twardoch w opozycji do "Królestwa" nie stosuje fantastycznych zabiegów. W opowieści Ryfki, Dawida (syna Jakuba) widać tą niebezpieczną rzeczywistość wojny, okupacji i getta. Głód, śmierć i wszechobecne cierpienie zakrywają Boga, który nie reaguje. W "Królestwie" nie ma pytania, czy Bóg istnieje - są tylko dowody na jego brak.

Nie ma w "Królestwie" dobrych Polaków. Wyrzucają Żydów z ich domów, każą wypier... z Polski i świetnie współpracują z nazistami. Dawida próbują okraść nawet gdy ten prawie zginął uciekając z transportu do Treblinki. Żyd to dla Polaka w "Królestwie" bogacz, którego należy okraść wyrównując te przedwojenne nierówności.

Szczepan Twardoch generalizuje i pewnie czyni to tylko i wyłącznie na potrzeby "Królestwa". Wiadomo, że Polacy w czasie wojny w większości przypadków pomagali nie tylko Żydom uniknąć zagłady. Inną sprawą są odwieczne konflikty, w których Żyd musi być lepszy od Polaka we wszystkim bo jak mówi Jakub Szapiro "każda nasza porażka jest natychmiast klęską".

Literacko jedna z lepszych książek, jakie miałem okazję czytać.


czwartek, 11 kwietnia 2019

Policjanci. Bez munduru. Katarzyna Puzyńska

Policjanci bez munduru
Katarzyna Puzyńska po rozmowach z policjantami z ulicy na tapetę wzięła ich kolegów "bez munduru". Okazuje się, że opowieści ludzi z CBŚP, kryminalnych czy policyjnego psychologa niczym nie przypominają wcześniejszej książki.

"Policjanci. Bez munduru" to rozmowy Puzyńskiej z pracownikami dochodzeniówki, kryminalnej czy operacyjnej. Wydawać by się mogło, że elita polskiej policji zastrzeli nas historiami, które zmrożą krew w żyłach. Spektakularne zatrzymania, ogromne pieniądze czy wielkie afery występują w filmach Vegi - nie w rzeczywistości.

Po przeczytaniu rozmów Puzyńskiej dochodzę do wniosku, że praca "bez munduru" nijak ma się do amerykańskich filmów i realiów polskiej prewencji. Oprócz znanego i wałkowanego motywu o bardzo niskich zarobkach (pomimo PiS-owskich podwyżek), słabym życiu rodzinnym i wątłym zdrowiu nie znajdziemy w rozmowach czegoś ekstra. Języczkiem uwagi jest opowieść o "znanym" terroryście przebywającym na terenie Rzeczpospolitej.

Generalnie praca elity polega głównie na żmudnym i pełnym wysiłku rozwiązywaniu kolejnych spraw przy użyciu małej ilości środków - komputerów bez internetu, małej ilości papieru ksero czy długopisów. Czasem ma się wrażenie, że elita "bez munduru" to połączenie McGayvera z Batmanem i Harrym Potterem. Z niczego potrafią zrobić coś, co poprawia statystyki i pozwala rozwiązać sprawę. Przy okazji żyją na pełnej adrenalinie niszczącej umysł i ciało.

Bohaterowie poprzedniej książki Puzyńskiej - ci z pierwszej linii frontu - mają pracę bardzo ciężką. Ilość interwencji, kontuzji, pościgów, meneli, fekaliów i braku szacunku dorównuje dzisiaj wyłącznie nagonce na nauczycieli i ich walce o godne życie i nauczanie. Z rozmów Puzyńskiej z elitą wnioskuję, że ta formacja to mrówcza praca z doskonałymi wynikami. Bez fajerwerków i wszystkiego co z tym związane.

Książka zapowiadała się świetne - wygląda jednak na to, że życie nie zawsze jest takie mega kolorowe jak filmy Patryka Vegi.






poniedziałek, 8 kwietnia 2019

iGen. Pokolenie bez przyszłości?

Igen

Kim są ludzie z pokolenia iGen? Urodzeni po 1995 roku. Dorastali z telefonem komórkowym, mieli konto na Instagramie, zanim poszli do liceum, nie pamiętają czasów sprzed internetu. Różnią się od każdego poprzedniego pokolenia. Mowa tu o jednej czwartej Amerykanów. To iGen (skrót od „iGeneracji”) – pokolenie internetu. Właśnie nadeszło.


Dr Jean Twenge postanowiła przyjrzeć się tym ludziom w książce ukazującej się nakładem wydawnictwa Smak Słowa. "iGen" to opowieść o chłopakach i dziewczynach, którzy mają problem w bezpośrednim kontakcie z innymi. Nie patrzą się w oczy przez ciągłe przesiadywanie na smartfonie czy tablecie. Są bardziej znerwicowani niż ich dziadkowie i rodzice. W pokoleniu iGen ilość lęków, strachów, depresji jest zatrważająca tak samo jak ilość samobójstw.

Kończą z życiem bo rówieśnicy obrazili ich na Instagramie. Decydują się na tak drastyczne kroki w momencie, gdy na facebooku nie zostali dołączeni do ważnej grupy czy ktoś wykorzystał ich zdjęcia ze Snapchata. Czytając "iGen" cieszę się, że urodziłem się w 1984 roku.

Według dr Jean Twenge iGenowcy wolą mieć niż być. Marki są bogiem, marki są kluczem dla tego pokolenia, które jednak nie zapełnia sobie przestrzeni kolejnymi przedmiotami. Trudno dotrzeć do iGenowców z ofertą handlową. Jak zachęcić ich do zakupów biorąc pod uwagę te sprzeczności?

Bóg nie jest dla nich czymś atrakcyjnym. Lajki na Instagramie mają większą wartość niż duchowe czucie świata. Ilość followersów stanowi bezpieczną podstawę życia a Bóg jest pojęciem słabszym niż "zasięgi". Zasięg to bóg? Dla iGenu zdecydowanie tak!

Ilość wspomnianych różnic poraża jednak dzięki ogromnej pracy, jaką wykonała autorka "iGenu" nawet taki dziad jak ja zaczynam ich trochę kumać. Czytając o 11 milionach respondentów biorących udział w badaniach można stwierdzić, że "iGen" to dopiero początek.

Chcąc nadążyć za tym pokoleniem należy jeszcze głębiej przyjrzeć się dziewczynom i chłopakom, którzy siedzą cały czas na TikToku. Przecież oni w końcu też dorosną - jednak według dr Jean Twenge zdecydowanie później niż inne pokolenia ostatnich lat.

Z tą dorosłością to też ciekawa sprawa. iGen nie chce dorastać, bo to za trudne i niosące zbyt wiele wyzwań. Dowodem na ten stan rzeczy jest aplikacja TikTok, w której młodzi ludzie "tworzą" 15 sekundowe klipy pod fragment muzyki stając się gwiazdami spotykającymi się z fanami w galeriach handlowych.

Czy da się teraz wychować dziecko, które nie będzie iGenem? Można nie kupować smarfonu na pierwszą wizytę w przedszkolu i będzie zdecydowanie łatwiej niż wtedy gdy grzechotka dla malucha jest marki Samsung.

Życie z aplikacjami to wyzwanie nie tylko dla iGenu. Pytanie - jak żyć Panie Premierze? jest w tym przypadku bardzo ważne.

Zachęcam do lektury.


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Ciemno, prawie noc. Joanna Bator

Ciemno, prawie noc. Joanna Bator

"Bóg tkwi w szczegółach, a diabeł jest wszędzie" - tym mottem zaczyna swoją opowieść Joanna Bator. W "Ciemno, prawie noc" jesteśmy świadkami Polski z baśni, w której mało kto chciałby żyć.


Alicja Tabor - uznana reporterka po latach wraca do rodzinnego Wałbrzycha, by napisać reportaż o zaginionych dzieciach. Temat bez gotowej odpowiedzi i niesamowicie trudny jest dla niej początkiem przeżywania tego, czego doświadczyła w przeszłości i starała się zapomnieć.

Joanna Bator umie pisać. W "Ciemno, prawie noc" dostajemy porządną dawkę horroru, którego nie powstydziłby się Stephen King. Pieczone w piekarniku lalki Barbie, spalone koty czy żywe obrazy pedofilii to niektóre z elementów "Ciemno, prawie noc". Bo rzeczywiście nie widać w tym świecie światła - idei mogącej zmienić życie ludzi z Wałbrzycha i okolic.

Są za to kości mające leczyć ludzi z wszelakich przypadłości. Jest nowy mesjasz - były pracownik kopalni mogący zmienić świat na lepsze wespół z masą, która nienawidzi Żydów, Polaków, gejów, protestantów, murzynów i wszystkiego co inne. Próżno w tym towarzystwie szukać światła. Jest ciemno - prawie noc. Podziwiam Joannę Bator za umiejętność wiernego oddania języka bohaterów, tworzenie neologizmów i kultowego oddania naszych, polskich dyskusji w internecie. Czapki z głów!


Ilość tajemnic i nierozwiązanych spraw z przeszłości przeraża. W tym wszystkim Alicja Tabor z coraz lepiej świecącą pochodnią pokazuje słabość konstrukcji ociekającej śluzem i masą skrywającą zwierzęcą naturę człowieka. Wszyscy tańczą wokół tego taniec śmierci do momentu, kiedy reporterka od spraw beznadziejnych zbliża się do rozwiązania sprawy.

Książka bardzo mocna i niesamowicie dobra. Jest ciemno - prawie noc a ja idę czytać. Jeszcze raz i jeszcze.