Często narzeka się, że XXI wiek to czas rzeczy, o których się filozofom nie śniło. W "Zbrodni na festynie" widać jednak wyraźnie, że kiedyś ludzie mieli również ciekawe pomysły. Jednym z nich zabawa w morderstwo.
Słynący z niekonwencjonalnych pomysłów państwo Stubbs postanawiają zadziwić wszystkich niezwykłą rozrywką przygotowaną z okazji wielkiego festynu organizowanego na terenie ich posiadłości. Atrakcją, o przygotowanie której proszą znaną autorkę powieści kryminalnych, Ariadnę Oliver, ma być zabawa w Polowanie na Mordercę. Pani Oliver spełnia kaprys Sir George'a i Lady Stubbsów, lecz gdy do rozpoczęcia festynu pozostają tylko godziny, tknięta złym przeczuciem postanawia zaprosić Herkulesa Poirota.
Jutro będzie tu wielki festyn, a jedną z atrakcji ma być Polowanie na Mordercę. Będzie oczywiście Ofiara. Tropy. I Podejrzani. Takie klasyczne typy - Wamp, Szantażysta, Młodzi Kochankowie, Posępny Lokaj i tak dalej. Po zapłaceniu pół korony za wstęp ogląda się pierwszy Trop, a potem trzeba znaleźć Ofiarę, Narzędzie Zbrodni oraz powiedzieć, kto jest Sprawcą i wskazać motyw - opisuje całą zabawę Herkulesowi Poirot pisarka.
Agatha Christie po raz kolejny przygotowała zgrabną kryminalną zagadkę, w której do końca nic nie jest jasne. Belgijski detektyw - Herkules Poirot mozolnie brnie poprzez tajemnice, jakie skrywają mieszkańcy posiadłości w celu wyjaśnienia tajemniczych zgonów. Wiedziony instynktem wie, że ktoś nie mówi prawdy. Wie, że zgon czternastoletniej dziewczynki to nie sprawa przypadkowych obcych odwiedzających tamte okolice. Może to powiązanie z pewnym bogatym właścicielem jachtu? A może morderczynią jest była właścicielka posiadłości?
Czytelnik otrzymuje prawdziwą kryminalną ucztę, która choć podobna do innych książek Agathy Christie - również wciąga tworząc niesamowitą poczucia tamtej atmosfery i umożliwia poznanie tamtych zwyczajów.
Zabawa na festynie - przednia. Zapraszam do udziału!
niedziela, 30 kwietnia 2017
poniedziałek, 24 kwietnia 2017
Karaibska tajemnica. Agatha Christie
Palące karaibskie słońce, piasek i szum morza zostaje zakłócony przez nagłą śmierć wojskowego - majora Palgrave'a. Kto jest w stanie rozwiązać "Karaibską tajemnicę"?
Czy przyczyną zgonu jest nadciśnienie i zbyt wesoła zabawa? Pojawiają się pierwsze wątpliwości. Najwięcej ma ich oczywiście panna Marple, która spędza tam zasłużony urlop. Przecież noc przed śmiercią emerytowany wojskowy chciał pokazać jej zdjęcie, które kryło wielką tajemnicę - tajemnicę mrocznej przeszłości jednego z gości. Gdy giną kolejne osoby, staje się jasne, że wśród hotelowych gości jest pozbawiony skrupułów morderca. Tym razem panna Marple musi sobie radzić bez swoich wypróbowanych sojuszników, inspektorów Scotland Yardu. "Karaibska tajemnica" to jedna z najbardziej wciągających powieści Agathy Christie obalająca stereotypy na temat sprawności intelektualnej ludzi starszych. Panna Marple bezbłędnie zajmuje się trudną zagadką kolejnych zgonów i niewyjaśnionych zachowań gości przebywających na karaibskiej wyspie. A przecież wszyscy chcieli uciec od angielskiej pogody i wiecznie pękających rur doprowadzających wodę.
Wśród gości jedynie pan Rafiel - początkowo nieufny starszej pani poznaje się na jej talencie. Wspólnie podejmują działania, które demaskują mordercę i pomniejsze grzeszki innych bohaterów. Okazuje się bowiem, że każdy - dosłownie każdy - ma swoją słodką tajemnicę. Tim Kendal, Molly czy służący Jackson tworzą barwną galerię postaci drugoplanowych tak ciekawą, że każda ekranizacja tej książki Agathy Christie staje się murowanym hitem.
Klasyka, która nigdy się nie starzeje.
niedziela, 23 kwietnia 2017
Dobble- klasyczna rozrywka od lat czterech
55 kart z 50 symbolami i kilka ciekawych możliwości rozgrywek. Dobble to niesamowita gra, w której mierzą się wszyscy od czterech lat do dziewiędziesięciu.
Pamiętać należy, że pomiędzy dwoma kartami mamy zawsze jeden symbol wspólny. Choć może się nam wydawać, że czasem nic tu nie pasuje - to błąd, to błąd, to błąd (jak śpiewało Raz, Dwa, Trzy). Szukamy więc kluczy wiolinowych, fioletowych kotków czy uśmiechniętych księżyców. Moim ulubionym symbolem jest usta/buziak/całus wespół z dinozaurem.
Możliwości gry są różne. Producent poleca nam piekielną wieżę, w której tasujemy karty i rozdajemy po jednej zakrytej karcie każdemu graczowi. Na środku stołu mamy stos odkrytych fiszek. Wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej arkusików z głównej puli. Klasyką w naszym domu jest studnia. Każdy z grających dostaje określoną liczbę kart a na środku ląduje jedna. Celem jest jak najszybsze pozbycie się wszystkich. Równie ciekawa jest propozycja o mało kuszącej nazwie #parzy.
Z ośmiu symboli na kartach można także - idąc tropem storycubes - łączyć w pary te, które mają ze sobą wiele wspólnego. Usta z sercem (miłość); kostkę lodu z bałwanem (zima) czy błyskawicę z celownikiem (cel).
Możemy grać nawet w 8 osób choć idealne mini-rozgrywki odbywają się przy czterech personach.
Jedynym błędem dystrybutora jest zalecanie gry od 6 lat. W moim odczuciu już czterolatek świetnie radzi sobie z Dobble.
Pamiętać należy, że pomiędzy dwoma kartami mamy zawsze jeden symbol wspólny. Choć może się nam wydawać, że czasem nic tu nie pasuje - to błąd, to błąd, to błąd (jak śpiewało Raz, Dwa, Trzy). Szukamy więc kluczy wiolinowych, fioletowych kotków czy uśmiechniętych księżyców. Moim ulubionym symbolem jest usta/buziak/całus wespół z dinozaurem.
Możliwości gry są różne. Producent poleca nam piekielną wieżę, w której tasujemy karty i rozdajemy po jednej zakrytej karcie każdemu graczowi. Na środku stołu mamy stos odkrytych fiszek. Wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej arkusików z głównej puli. Klasyką w naszym domu jest studnia. Każdy z grających dostaje określoną liczbę kart a na środku ląduje jedna. Celem jest jak najszybsze pozbycie się wszystkich. Równie ciekawa jest propozycja o mało kuszącej nazwie #parzy.
Z ośmiu symboli na kartach można także - idąc tropem storycubes - łączyć w pary te, które mają ze sobą wiele wspólnego. Usta z sercem (miłość); kostkę lodu z bałwanem (zima) czy błyskawicę z celownikiem (cel).
Możemy grać nawet w 8 osób choć idealne mini-rozgrywki odbywają się przy czterech personach.
Jedynym błędem dystrybutora jest zalecanie gry od 6 lat. W moim odczuciu już czterolatek świetnie radzi sobie z Dobble.
Ręka Iron Mana czyli jak zostać superbohaterem
Rękawica Iron Mana z wyrzutnią to nowość firmy HASBRo odpowiadająca na zapotrzebowanie rynku.
Zapomniani bohaterowie komiksów wracają do łask. Tony Stark a'ka Iron Man czy Kapitan Ameryka to jedni z najbardziej popularnych postaci fikcyjnych dla moich chłopaków. W czym tkwi ich sukces? Być może jest to zasługa ich nieprzeciętnego intelektu i innych umiejętności, do których można dojść samemu. Kapitan Ameryka jest przykładem herosa, który w dużym stopniu doszedł do swoich "nadludzkich" umiejętności sam. Tony Stark to zabawny gość z głową pełną pomysłów.
Dzięki rękawicy z ukrytą wyrzutnią piankowych strzałek każdy jej posiadacz poczuje się jak prawdziwy Iron Man. Prosty w obsłudze mechanizm sprawia, że ładowanie i wystrzał jest dziecinnie łatwy. Dodatkową funkcją rękawicy Iron Mana jest możliwość rozkładania pancerza, który ma chronić rękę przed strzałkami przeciwników. Ręka mocowana jest za pomocą paska, który trzymamy podczas użytkowania zabawki.
O dziwo taki gadżet jest w miarę dobrze wykonany. Nawet po dwóch tygodniach intensywnego użytkowania nie ma problemów z działaniem wyrzutni czy odłamanymi kawałkami plastiku.
Wartość edukacyjna zabawki - żadna. Radość z odgrywania roli Iron Mana - bezcenna. Więc warto!
Rękawica do nabycia w dobrej cenie tutaj.
Zapomniani bohaterowie komiksów wracają do łask. Tony Stark a'ka Iron Man czy Kapitan Ameryka to jedni z najbardziej popularnych postaci fikcyjnych dla moich chłopaków. W czym tkwi ich sukces? Być może jest to zasługa ich nieprzeciętnego intelektu i innych umiejętności, do których można dojść samemu. Kapitan Ameryka jest przykładem herosa, który w dużym stopniu doszedł do swoich "nadludzkich" umiejętności sam. Tony Stark to zabawny gość z głową pełną pomysłów.
Dzięki rękawicy z ukrytą wyrzutnią piankowych strzałek każdy jej posiadacz poczuje się jak prawdziwy Iron Man. Prosty w obsłudze mechanizm sprawia, że ładowanie i wystrzał jest dziecinnie łatwy. Dodatkową funkcją rękawicy Iron Mana jest możliwość rozkładania pancerza, który ma chronić rękę przed strzałkami przeciwników. Ręka mocowana jest za pomocą paska, który trzymamy podczas użytkowania zabawki.
O dziwo taki gadżet jest w miarę dobrze wykonany. Nawet po dwóch tygodniach intensywnego użytkowania nie ma problemów z działaniem wyrzutni czy odłamanymi kawałkami plastiku.
Wartość edukacyjna zabawki - żadna. Radość z odgrywania roli Iron Mana - bezcenna. Więc warto!
Rękawica do nabycia w dobrej cenie tutaj.
sobota, 22 kwietnia 2017
Leśny bieg Gdynia 2017
Leśny Bieg, który odbył się 22 kwietnia 2017 roku to niebywała okazja abym zmierzył się z wymagającym półmaratonem w samym centrum miasta z morza.
Z górki zdecydowanie nie było. Leśny bieg w Gdyni jest wymagający i dla początkujących to doskonała okazja do poznania swoich możliwości i weryfikacji chęci czy chcę dalej w takich biegach startować. Po Leśnym Biegu mogę powiedzieć, że każdy bieg miejski, w którym blokujemy normalnym ludziom możliwość jeżdżenia samochodami i poruszania się po mieście jest prosty i niewymagający. Bez względu na to, czy na asfalcie robimy 10, 21 czy 50 km - w porównaniu z leśnymi duktami to lekka przekąska, która kończy się bólem mięśni. W przypadku biegu leśnego ran do gojenia jest więcej.
Ciekawym pomysłem jest możliwość biegu na dwóch dystansach. 10 km wydaje się trasą dla każdego, kto chce zobaczyć, na czym to polega. 21 km wymagało samozaparcia i doświadczenia w bieganiu w ogóle. Trasa w 2017 roku pomimo nocnych opadów deszczu była i tak znakomicie przygotowana. Można pokusić się o oznaczenie kolejnych kilometrów, co ułatwia bieganie i pozwala zweryfikować różne odczyty z zegarków biegających. Jedni bowiem przebiegli mniej niż 21 km podczas gdy inni mieli ponad 23.
Leśny Bieg to impreza także dla fanów Nordic Walking, którzy licznie zapełnili leśne ścieżki. Dzięki takim imprezom wiem, że w samym centrum Gdyni są miejsca, w których aktywnie mogą spędzać czas miłośnicy wszystkich dyscyplin - od biegania, poprzez nordic walking a na rowerach kończąc.
Piękny bieg. Do zobaczenia w 2018.
Zobacz wyniki z 2017 roku.
Z górki zdecydowanie nie było. Leśny bieg w Gdyni jest wymagający i dla początkujących to doskonała okazja do poznania swoich możliwości i weryfikacji chęci czy chcę dalej w takich biegach startować. Po Leśnym Biegu mogę powiedzieć, że każdy bieg miejski, w którym blokujemy normalnym ludziom możliwość jeżdżenia samochodami i poruszania się po mieście jest prosty i niewymagający. Bez względu na to, czy na asfalcie robimy 10, 21 czy 50 km - w porównaniu z leśnymi duktami to lekka przekąska, która kończy się bólem mięśni. W przypadku biegu leśnego ran do gojenia jest więcej.
Ciekawym pomysłem jest możliwość biegu na dwóch dystansach. 10 km wydaje się trasą dla każdego, kto chce zobaczyć, na czym to polega. 21 km wymagało samozaparcia i doświadczenia w bieganiu w ogóle. Trasa w 2017 roku pomimo nocnych opadów deszczu była i tak znakomicie przygotowana. Można pokusić się o oznaczenie kolejnych kilometrów, co ułatwia bieganie i pozwala zweryfikować różne odczyty z zegarków biegających. Jedni bowiem przebiegli mniej niż 21 km podczas gdy inni mieli ponad 23.
Leśny Bieg to impreza także dla fanów Nordic Walking, którzy licznie zapełnili leśne ścieżki. Dzięki takim imprezom wiem, że w samym centrum Gdyni są miejsca, w których aktywnie mogą spędzać czas miłośnicy wszystkich dyscyplin - od biegania, poprzez nordic walking a na rowerach kończąc.
Piękny bieg. Do zobaczenia w 2018.
Zobacz wyniki z 2017 roku.
Story Cubes Batman
Czy warto zainwestować około 50 złotych na dziewięć kostek z wizerunkami najbardziej odrażających kreatur Gotham? I bez wizerunku Batmana? Story Cubes Batman to ciekawa propozycja dla fanów komiksowego bohatera i nie tylko.
Rzuć 9 kostkami, na których znajdziesz 54 obrazki ściśle powiązane ze światem Batmana: Joker, Kobieta Kot, Batmobil, Batsamolot czy Azyl Arkham. Zacznij snuć opowieść, zaczynając od słów "W cieniu Gotham..." lub też "Ja jestem nocą, ja jestem Batmanem...". Pasować jak ulał będzie również "Dawno temu w Gotham..." czy "Pewnego razu w mieście zbrodni...". Historię opowiedz w oparciu o dziewięć obrazów, które wypadły na kostkach. Zacznij od dowolnego z nich, najlepiej od tego, który jako pierwszy przykuł Twoją uwagę, kojarzy ci się z filmem bądź komiksem. Możesz głównym bohaterem uczynić Alfreda, Robina albo Catwoman. Jeśli jednak będziesz miał ochotę porządzić w Gotham mrocznymi siłami w kolejce czekają Dwie Twarze, Clayface czy Pingwin.
Puśćmy wodze fantazji i rzućmy teraz koteczkami. Zaczynam :) W Rezydencji Wayne'ów panował wielki chaos. Okazało się bowiem, że Pingwin i Catwoman znaleźli tajne przejście do Batjaskini, która skrywa najbardziej mroczne sekrety dziedzica fortuny - pana Bruce'a i Robina. Znając ich niecny charakter złoczyńcy chcieli podłożyć bombę, by ostatecznie rozwiązać kwestię Mrocznego Rycerza. Nagle jednak zobaczyli, że przygląda im się siwy staruszek. Zostają przyparci do muru...
Twórcy gry wiedzieli, że nic tak dobrze nie robi ludziom, którzy cały czas siedzą w internecie jak gra zmuszająca do myślenia. Storycubes w wersji Batman pozwala na tworzenie ciekawych opowieści i miłe spędzanie czasu. Nieważne czy gracie z dziećmi, przyjaciółmi a może rodzicami - długa i udana zabawa gwarantowana.
Trzeba pamiętać, że w Storycubes nie ma złych odpowiedzi, jedyne co was ogranicza, to własna wyobraźnia. Można więc Gotham traktować z przymrużeniem oka i prezentować zdarzenia, których nie powstydziłby się Tolkien, Lem i Sapkowski razem wzięci. Pamiętać należy, że symbole umieszczone na kostkach można interpretować nie tylko w sposób, jaki zaleca krótka instrukcja do Storycubes. Kurek od gazu może być więc kurkiem od gazu, wody lub też: wyłącznikiem prądu; przyciskiem otwierającym zbiornik z jokerowym gazem albo specyfikami Stracha na Wróble.
Doskonała rozrywka dla każdego. Tylko dlaczego nie ma kostki Batmana?
Rzuć 9 kostkami, na których znajdziesz 54 obrazki ściśle powiązane ze światem Batmana: Joker, Kobieta Kot, Batmobil, Batsamolot czy Azyl Arkham. Zacznij snuć opowieść, zaczynając od słów "W cieniu Gotham..." lub też "Ja jestem nocą, ja jestem Batmanem...". Pasować jak ulał będzie również "Dawno temu w Gotham..." czy "Pewnego razu w mieście zbrodni...". Historię opowiedz w oparciu o dziewięć obrazów, które wypadły na kostkach. Zacznij od dowolnego z nich, najlepiej od tego, który jako pierwszy przykuł Twoją uwagę, kojarzy ci się z filmem bądź komiksem. Możesz głównym bohaterem uczynić Alfreda, Robina albo Catwoman. Jeśli jednak będziesz miał ochotę porządzić w Gotham mrocznymi siłami w kolejce czekają Dwie Twarze, Clayface czy Pingwin.
Puśćmy wodze fantazji i rzućmy teraz koteczkami. Zaczynam :) W Rezydencji Wayne'ów panował wielki chaos. Okazało się bowiem, że Pingwin i Catwoman znaleźli tajne przejście do Batjaskini, która skrywa najbardziej mroczne sekrety dziedzica fortuny - pana Bruce'a i Robina. Znając ich niecny charakter złoczyńcy chcieli podłożyć bombę, by ostatecznie rozwiązać kwestię Mrocznego Rycerza. Nagle jednak zobaczyli, że przygląda im się siwy staruszek. Zostają przyparci do muru...
Twórcy gry wiedzieli, że nic tak dobrze nie robi ludziom, którzy cały czas siedzą w internecie jak gra zmuszająca do myślenia. Storycubes w wersji Batman pozwala na tworzenie ciekawych opowieści i miłe spędzanie czasu. Nieważne czy gracie z dziećmi, przyjaciółmi a może rodzicami - długa i udana zabawa gwarantowana.
Trzeba pamiętać, że w Storycubes nie ma złych odpowiedzi, jedyne co was ogranicza, to własna wyobraźnia. Można więc Gotham traktować z przymrużeniem oka i prezentować zdarzenia, których nie powstydziłby się Tolkien, Lem i Sapkowski razem wzięci. Pamiętać należy, że symbole umieszczone na kostkach można interpretować nie tylko w sposób, jaki zaleca krótka instrukcja do Storycubes. Kurek od gazu może być więc kurkiem od gazu, wody lub też: wyłącznikiem prądu; przyciskiem otwierającym zbiornik z jokerowym gazem albo specyfikami Stracha na Wróble.
Doskonała rozrywka dla każdego. Tylko dlaczego nie ma kostki Batmana?
poniedziałek, 10 kwietnia 2017
niedziela, 9 kwietnia 2017
III Gdańsk Maraton 2017 czyli zmagania z samym sobą
9 kwietnia 2017 o godzinie 09:00 wystartował III Gdańsk Maraton, który jak zwykle do czerwoności rozpalił mieszkańców Gdańska.
Zadowoleni byli przede wszystkim biegacze i organizatorzy. Zastępca Prezydenta Gdańska już na lini startu wspominała o dużej ilości endorfin i pozytywnej energii, jaka powstała dzięki maratonowi. Mieszkańcy Gdańska czuli tylko smród. Ilość negatywnych komentarzy, jakie można przeczytać choćby na trojmiasto.pl potwierdza smutną prawdę, że nerwica jest najpopularniejszą chorobą w naszym kraju. Na którą prawdopodobnie nie ma lekarstwa.
"DO LASU się lansować a nie miasto zatykać łacznie z pasem nadmorskim w niedzielę ..." - pisze jeden z mądrych użytkowników trójmiejskiego serwisu. " Nie wiem kto może być zainteresowany kibicowaniem w takim wydarzeniu poza rodzina (ewentualnie znajomymi) uczestników.." - odpowiada pani Beata. "Gratuluję organizacji !!! Trabienie, korki i wzburzenie kierowców !! Jeee!!!" - dodaje pani Magdalena.
Z perspektywy biegacza wszystko wyglądało dobrze. Samochody przepuszczano kiedy tylko była wolna przestrzeń. Podobnie z pieszymi, którzy wielokrotnie sami decydowali o tym, kiedy przebiec drogę tym wrednym biegaczom. Trąbienia nie słyszałem - a przepraszam - był jeden gość przy Ergo Arenie ale to chyba rodzina tych śmierdzących biegaczy. Szkoły kibicowały bo im Adamowicz kazał - reszta to podstawieni klakierzy - standard w naszym kraju. Informacja o maratonie rozwieszona była na trasie gęściej niż wyborcze plakaty w Gdyni. Kto nie czyta ten trąba. Koniec i kropka.
Z czego więc wynika ta nienawiść wylewana w komentarzach? Wygoda, potrzeba komfortu i zwyczajna ludzka zawiść? A może połączenie tego wszystkiego? Z drugiej strony nie znam realiów Gdańska i nie wiem, jak to było z tym objazdami czy konkretną informacją dla mieszkańców.
Bronić biegaczy próbuje w komentarzu Pan Bartosz: "Czytam te wszystkie komentarze i przyznam, ze jest mi strasznie przykro, ze ludzie mają tyle hejtu wobec innych ludzi. Przebiegniecie maratonu to olbrzymie, kilkuletnie poświęcenie, godziny treningów, motywacji i pokonywania samego siebie, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, ile człowiek uczy się wtedy pokory. Ok, może zablokujemy wam te ulice na 2h, ale pamiętaj tez, ze ustąpimy ci miejsca w korku, miejsca w autobusie, przepuścimy cię w kolejce w sklepie jak jesteś w ciąży. Ponieważ te setki godzin spędzonych na treningu tego właśnie uczą. Ciekawi mnie tylko, co uczy te 30 sec które poświęciłeś/poswieciłaś na napisanie "kurwa co za kretyństwo", "niech spierdslaja do lasu" czy "jak ja kurwa nienawidzę biegaczy", "debilizm biegajcie se po lesie"...."
Obronił? Przeczytajcie w komentarzach na www.trojmiasto.pl
Zadowoleni byli przede wszystkim biegacze i organizatorzy. Zastępca Prezydenta Gdańska już na lini startu wspominała o dużej ilości endorfin i pozytywnej energii, jaka powstała dzięki maratonowi. Mieszkańcy Gdańska czuli tylko smród. Ilość negatywnych komentarzy, jakie można przeczytać choćby na trojmiasto.pl potwierdza smutną prawdę, że nerwica jest najpopularniejszą chorobą w naszym kraju. Na którą prawdopodobnie nie ma lekarstwa.
"DO LASU się lansować a nie miasto zatykać łacznie z pasem nadmorskim w niedzielę ..." - pisze jeden z mądrych użytkowników trójmiejskiego serwisu. " Nie wiem kto może być zainteresowany kibicowaniem w takim wydarzeniu poza rodzina (ewentualnie znajomymi) uczestników.." - odpowiada pani Beata. "Gratuluję organizacji !!! Trabienie, korki i wzburzenie kierowców !! Jeee!!!" - dodaje pani Magdalena.
Z perspektywy biegacza wszystko wyglądało dobrze. Samochody przepuszczano kiedy tylko była wolna przestrzeń. Podobnie z pieszymi, którzy wielokrotnie sami decydowali o tym, kiedy przebiec drogę tym wrednym biegaczom. Trąbienia nie słyszałem - a przepraszam - był jeden gość przy Ergo Arenie ale to chyba rodzina tych śmierdzących biegaczy. Szkoły kibicowały bo im Adamowicz kazał - reszta to podstawieni klakierzy - standard w naszym kraju. Informacja o maratonie rozwieszona była na trasie gęściej niż wyborcze plakaty w Gdyni. Kto nie czyta ten trąba. Koniec i kropka.
Z czego więc wynika ta nienawiść wylewana w komentarzach? Wygoda, potrzeba komfortu i zwyczajna ludzka zawiść? A może połączenie tego wszystkiego? Z drugiej strony nie znam realiów Gdańska i nie wiem, jak to było z tym objazdami czy konkretną informacją dla mieszkańców.
Bronić biegaczy próbuje w komentarzu Pan Bartosz: "Czytam te wszystkie komentarze i przyznam, ze jest mi strasznie przykro, ze ludzie mają tyle hejtu wobec innych ludzi. Przebiegniecie maratonu to olbrzymie, kilkuletnie poświęcenie, godziny treningów, motywacji i pokonywania samego siebie, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, ile człowiek uczy się wtedy pokory. Ok, może zablokujemy wam te ulice na 2h, ale pamiętaj tez, ze ustąpimy ci miejsca w korku, miejsca w autobusie, przepuścimy cię w kolejce w sklepie jak jesteś w ciąży. Ponieważ te setki godzin spędzonych na treningu tego właśnie uczą. Ciekawi mnie tylko, co uczy te 30 sec które poświęciłeś/poswieciłaś na napisanie "kurwa co za kretyństwo", "niech spierdslaja do lasu" czy "jak ja kurwa nienawidzę biegaczy", "debilizm biegajcie se po lesie"...."
Obronił? Przeczytajcie w komentarzach na www.trojmiasto.pl
Motylek. Katarzyna Pużyńska
Czy nieszczęśliwy wypadek może uruchomić lawinę zdarzeń, które zmienią życie w małej wsi Lipowo?
W mroźny zimowy poranek na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Ofiary nie wydają się być ze sobą w żaden sposób związane. Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę, zanim zginą następne kobiety.
Śledztwo ujawnia tajemnice mrocznej przeszłości zakonnicy, przy okazji odkrywając też mniejsze lub większe przewiny mieszkańców sielskiej – tylko na pozór – miejscowości.
Potrącona zakonnica to początek zagadek, które w "Motyku" przygotowała tym razem Katarzyna Pużyńska. Znów błądzimy na drodze do poznania prawdy o mordercy i jego motywach. Prawdy, w której mieszają się losy osób związanych z lokalną policją, władzami i celebrytami. Każdy ma swoje słodko-gorzkie tajemnice, które wydawałoby się, zupełnie do nich nie pasują. Każda strona "Motylka" to tajemnice i niejasności, za które czytelnik uwielbia Katarzynę Pużyńską.
Tak jak w wypadku "Więcej krwi" czy "Łaskuna" nie wiadomo, kto jest mordercą. Do samego końca czytelnik daje się wyprowadzić w pole gubiąc najważniejszy trop. Co może mieć wspólnego skradziony samochód i handel narkotykami z potrąceniem zakonnicy? A niechciana ciąża? Mętlik w głowie jest wielki a na zakończenie i tak pozostaje zachwyt nad kolejną świetnie napisaną opowieścią.
"Motylek" to ważna powieść Katarzyny Pużyńskiej, która pokazuje talent autorki i wyczucie oczekiwań czytelników. Warto przeczytać!
W mroźny zimowy poranek na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Ofiary nie wydają się być ze sobą w żaden sposób związane. Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę, zanim zginą następne kobiety.
Śledztwo ujawnia tajemnice mrocznej przeszłości zakonnicy, przy okazji odkrywając też mniejsze lub większe przewiny mieszkańców sielskiej – tylko na pozór – miejscowości.
Potrącona zakonnica to początek zagadek, które w "Motyku" przygotowała tym razem Katarzyna Pużyńska. Znów błądzimy na drodze do poznania prawdy o mordercy i jego motywach. Prawdy, w której mieszają się losy osób związanych z lokalną policją, władzami i celebrytami. Każdy ma swoje słodko-gorzkie tajemnice, które wydawałoby się, zupełnie do nich nie pasują. Każda strona "Motylka" to tajemnice i niejasności, za które czytelnik uwielbia Katarzynę Pużyńską.
Tak jak w wypadku "Więcej krwi" czy "Łaskuna" nie wiadomo, kto jest mordercą. Do samego końca czytelnik daje się wyprowadzić w pole gubiąc najważniejszy trop. Co może mieć wspólnego skradziony samochód i handel narkotykami z potrąceniem zakonnicy? A niechciana ciąża? Mętlik w głowie jest wielki a na zakończenie i tak pozostaje zachwyt nad kolejną świetnie napisaną opowieścią.
"Motylek" to ważna powieść Katarzyny Pużyńskiej, która pokazuje talent autorki i wyczucie oczekiwań czytelników. Warto przeczytać!
sobota, 8 kwietnia 2017
IX Bieg Piaśnicki 2017
528 zawodników stawiło się na linii startu podczas IX Biegu Piaśnickiego na dystansie 10 km. Impreza organizowana przez Urząd Gminy Wejherowo w ramach Dni Piaśnickich może podobać się zarówno doświadczonym jak i początkującym biegaczom.
Trasa biegnie przez malownicze i wymagające tereny lasów piaśnickich z ciężkim podbiegiem na początku. Woda dla wymagających na 5 kilometrze pozwala spokojnie pokonać 10 kilometrowy odcinek w czasie poniżej godziny. Organizatorzy zapewniają parking ma mecie, na który nie ma co narzekać - jest tyle miejsca ile daje to historyczne miejsce. Na linię startu zawodników dowożą autobusy MZK.
Minusem tegorocznej edycji jest skupienie wielu ciekawych imprez w jeden weekend. Dzisiejszy bieg przed III Gdańskim Maratonem mógł sprawić, że wielu zainteresowanych odpuściło piaśnickie zmagania na rzecz niedzielnego ścigania na 42 km. W piątek Ekstremalna Droga Krzyżowa z Jastrzębiej Góry na Hel. Warto było się zastanowić nad rozłożeniem tak ciekawych propozycji dla wszystkich lubiących aktywny tryb życia.
Dodać należy, że dzisiaj wygrała Monika Czapiewska ze Skorzewa, a wśród panów najszybszy był Sebastian Wąsicki z Redy.
Do zobaczenia za rok.
Trasa biegnie przez malownicze i wymagające tereny lasów piaśnickich z ciężkim podbiegiem na początku. Woda dla wymagających na 5 kilometrze pozwala spokojnie pokonać 10 kilometrowy odcinek w czasie poniżej godziny. Organizatorzy zapewniają parking ma mecie, na który nie ma co narzekać - jest tyle miejsca ile daje to historyczne miejsce. Na linię startu zawodników dowożą autobusy MZK.
Minusem tegorocznej edycji jest skupienie wielu ciekawych imprez w jeden weekend. Dzisiejszy bieg przed III Gdańskim Maratonem mógł sprawić, że wielu zainteresowanych odpuściło piaśnickie zmagania na rzecz niedzielnego ścigania na 42 km. W piątek Ekstremalna Droga Krzyżowa z Jastrzębiej Góry na Hel. Warto było się zastanowić nad rozłożeniem tak ciekawych propozycji dla wszystkich lubiących aktywny tryb życia.
Dodać należy, że dzisiaj wygrała Monika Czapiewska ze Skorzewa, a wśród panów najszybszy był Sebastian Wąsicki z Redy.
Do zobaczenia za rok.
piątek, 7 kwietnia 2017
Więcej czerwieni. Katarzyna Pużyńska
"Więcej czerwieni" to książka, która pokazuje, że motyw seryjnego mordercy musi być dopracowany aby stał się ciekawym motywem przewodnim.
Lato w pełni. Na polach rozpoczynają się żniwa, a w sadach dojrzewają jabłka. Młodszy aspirant Daniel Podgórski czuje, że znalazł się w najlepszym momencie swojego życia. Tymczasem w okolicach sennego zazwyczaj Lipowa zostają zabite dwie młode kobiety.
Sprawca okaleczył brutalnie ich ciała. Policja kryminalna z Brodnicy podejrzewa, że oba zabójstwa mogą być dziełem seryjnego mordercy. Daniel Podgórski dołącza do ekipy śledczej prowadzonej przez komisarz Klementynę Kopp. Policja stara się znaleźć punkty wspólne pomiędzy obiema ofiarami i stworzyć profil zabójcy. Natrafia jednak na szereg przeszkód. Czy ktoś sabotuje śledztwo? Kto jest seryjnym mordercą?
Katarzyna Pużyńska w "Więcej czerwieni" doskonale realizuje moje marzenie o książce, w której seryjny morderca sieje zniszczenie i do ostatniej strony nie wiadomo, kto zbrodnię popełnia. Najpierw typuję ratownika z lokalnego ośrodka by nagle przerzucić oskarżenia na właściciela tego przybytku. Myliłem się? Przeczytajcie sami!
Jak zwykle w przypadku jej powieści mamy problem z mieszkańcami Lipowa. Okazuje się bowiem, że każdy ma swoje tajemnice, które wychodzą na jaw podczas śledztwa. Jak oni mogą tak żyć? Autorka wykorzystując swojej doświadczenie w zakresie psychoanalizy pokazuje wewnętrzne rozterki i życie bohaterów. Prawdziwy majstersztyk.
Pużyńska tworzy piękną sagę, która z każdą częścią jest coraz ciekawsza.
Polecam.
Lato w pełni. Na polach rozpoczynają się żniwa, a w sadach dojrzewają jabłka. Młodszy aspirant Daniel Podgórski czuje, że znalazł się w najlepszym momencie swojego życia. Tymczasem w okolicach sennego zazwyczaj Lipowa zostają zabite dwie młode kobiety.
Sprawca okaleczył brutalnie ich ciała. Policja kryminalna z Brodnicy podejrzewa, że oba zabójstwa mogą być dziełem seryjnego mordercy. Daniel Podgórski dołącza do ekipy śledczej prowadzonej przez komisarz Klementynę Kopp. Policja stara się znaleźć punkty wspólne pomiędzy obiema ofiarami i stworzyć profil zabójcy. Natrafia jednak na szereg przeszkód. Czy ktoś sabotuje śledztwo? Kto jest seryjnym mordercą?
Katarzyna Pużyńska w "Więcej czerwieni" doskonale realizuje moje marzenie o książce, w której seryjny morderca sieje zniszczenie i do ostatniej strony nie wiadomo, kto zbrodnię popełnia. Najpierw typuję ratownika z lokalnego ośrodka by nagle przerzucić oskarżenia na właściciela tego przybytku. Myliłem się? Przeczytajcie sami!
Jak zwykle w przypadku jej powieści mamy problem z mieszkańcami Lipowa. Okazuje się bowiem, że każdy ma swoje tajemnice, które wychodzą na jaw podczas śledztwa. Jak oni mogą tak żyć? Autorka wykorzystując swojej doświadczenie w zakresie psychoanalizy pokazuje wewnętrzne rozterki i życie bohaterów. Prawdziwy majstersztyk.
Pużyńska tworzy piękną sagę, która z każdą częścią jest coraz ciekawsza.
Polecam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)