Na wysokości kilku tysięcy metrów nad poziomem morza mężczyznom nie staje. A kobietom? Tego niestety nie dowiemy się z książki o Kukuczce autorstwa Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego.
Ile samozaparcia trzeba mieć, by zakochać się w górskich wędrówkach? Do tego dar mają pasjonaci, którzy zarazili się od rodziców czy znajomych albo urodzeni himalaiści. Jerzy Kukuczka zalicza się do tych ostatnich. Niesamowicie wysportowany, zahartowany i w górach szukający najtrudniejszych szlaków i bezkompromisowych rozwiązań musiał przewidywać, że kiedyś te jego ukochane góry pochłoną go na zawsze.
Zanim to jednak nastąpiło mamy opowieść o tym, że marzenia są tylko początkiem innych - większych marzeń. Że człowiek, jak czegoś mocno pragnie, to może wspinać się nawet w zwykłych spodniach bez specjalistycznych karabinków i dobrych lin. Że nawet komuna, agenci i nieprzychylne środowisko nie zmieni postanowienia, że Korona Himalajów jest do zdobycia. W pięknym stylu i staje się natchnieniem dla rzeszy innych himalaistów.
Jest też druga strona medalu. Góry w Kukuczce wywoływały ciekawe przemyślenia przelewane na karty fascynujących dzienników. Wśród wielkiej miłości do żony Celiny nie miał Jerzy Kukuczka czasu, aby skupić się na wychowaniu i miłości do dzieci. Ciągłe życie na walizkach i pogoń za marzeniami niszczyły choćby życie zawodowe. O prywatnym autorzy nie piszą wiele więc mogę się tylko domyślać, że daleko mu było do idealnego ogniska domowego.
Wspomnieć należy o rzeszy ludzi, którzy Kukuczce podczas wypraw towarzyszą. Jedni prawie tacy jak on - dążą do celu za wszelką cenę. Inni - ostrożni i kalkulujący ryzyko górskiej wspinaczki. Ci ostatni wypowiadają się w książce o nieżyjącym fenomenie polskiej wspinaczki.
Czy kiedyś spróbuję wejść na górę większą niż mój pokój na drugim piętrze? Obawiam się, że nie. Książka o Kukuczce daje do myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz